ARTYKUŁ
Zapraszamy Państwa serdecznie do lektury najnowszego felietonu. Rzecz dotyczyć będzie nieco innego spojrzenia na ostatnie wydarzenia w klubie, zwłaszcza te związane z ewentualną zmianą trenera. Życzymy miłej lektury!
Kciuk w górę, kciuk w dół
Nie mają łatwego życia z Hodgsonem fani Liverpoolu, to pewne...Nie mają też i właściciele, którzy chyba jeszcze nie do końca zdążyli się rozeznać w realiach, zarówno ściśle związanych z klubem, jak i specyfiką całej ligi. Strach przez jakimkolwiek gwałtownym ruchem cechuje działalność NESV od samego początku pobytu na Anfield. No właśnie, strach? Czy też może poparta doświadczeniem chłodna kalkulacja, obliczona przede wszystkim na zapewnienie wewnętrznej i zewnętrznej stabilizacji?
Nie widać u nowych właścicieli pędu ku trofeom. Nie widać wściekłości po przegranych meczach, nie widać reakcji na rozgrzane głowy tłumu, żądającego głowy trenera tu i teraz. Jeden gest, niczym w rzymskim Koloseum, dzieli Hodgsona od bliskiego spotkania z lwami. Gest ten ucieszyłby niemal całą czerwoną część Liverpoolu, niczym zapowiedź rychłego zbawienia. Wśród ogólnego gniewu, wzburzenia i jawnej wręcz niechęci, nie słychać głosów błagających o litość. Jeśli są – nikną w czeluściach jakże dotąd cierpliwego The Kop. I mimo tego, dłoń pozostaje nieruchoma. Kciuk, który wydawał się już zmierzać w dół, nagle zatrzymał się. Rozpaczliwa próba obrony powiodła się; egzekucja została wstrzymana. Na jak długo? Jakie są pokłady zrozumienia tysięcy fanów? Ile razy można grać o wszystko, balansując na granicy niczym starożytni gladiatorzy?
A może to wszystko jest tylko iluzją? Może coś, co z perspektywy trybun Anfield, telewizorów i ekranów komputerów wydaje się być traumatyczną podróżą przez dolne rejony ligowej tabeli, z wysokości biurek właścicieli jest tylko chwilowym niedoborem? Jednym z dziesiątków zakrętów, jakie klub musi pokonać na drodze do chwały i odrodzenia? Może wytyczony plan z góry spisał ten sezon na straty, dając okazję do rozeznania się w angielskich realiach, porównania ich do standardów amerykańskich, uporządkowania finansów klubu? Może w gabinecie Johna Williama Henry'ego II wcale się nie pali? Skoro gladiatorzy kolejny raz uratowali swego dowódcę, muszą mieć do niego zaufanie. Czyż nie tak może myśleć Cezar?
Jedno jest pewne. Tłum rządzi się swoimi prawami, posiada odrębną psychologię. Tłum nigdy do końca nie przyjmie do wiadomości zmiany własnego statusu. Tłumu, przyzwyczajonego do widoku najlepszych gladiatorów, największych lwów i najwspanialszych glorii, nie da się dłużej zwodzić. Pytanie tylko, czy i to zapisano w planach.
Komentarze (0)