Zapowiedź meczu
Jutro o godzinie 21 czasu polskiego przed podopiecznymi Hodgsona kolejny odcinek z cyklu diabelski styczeń. Tym razem The Reds pojadą na Ewood Park by tam w roli gościa rozegrać mecz z Blackburn. Zapraszamy do przeczytania zapowiedzi tego meczu.
Blackburn i Ewood Park
Drużynę Blackburn każdy z nas zna bardziej lub mniej. Warto jednak nieco szerzej spojrzeć na drużynę, która jako jedyna obok Arsenalu, Manchestery United i Chelsea zdobyła tytuł mistrzowski od czasu rozwiązania Premiership. Rovers zdobyli ten jakże zacny tytuł w 1995 roku. Mimo tego, że mają na swoim koncie jedynie trzy takie tytuły (1912, 1914 i 1995) udało im się to o czym marzy każdy kibic Liverpoolu. W ostatnim spotkaniu sezonu 1995 losy mistrzowskiego tytułu nie były jeszcze rozstrzygnięte. Mimo tego, że Rovers przegrali z Liverpoolem i tak pozostali na pierwszym miejscu w tabeli wyprzedzając Manchester United.
Warto również wspomnieć, że ekipę Blackburn trenowało kilku byłych piłkarzy Liverpoolu takich jak: Kenny Dalglish, Graeme Souness i Paul Ince. Największe sukcesy podobnie jak na Anfield odnosił King Kenny.
Blackburn niezmiennie od powstania klubu występuje na Ewood Park, który był kilka razy przebudowywany. Ostatnie prace zakończone zostały w 1995 roku. Pojemność stadionu wynosi 31367 miejsc.
Kilka statystyk
Jeśli Liverpool wygra będzie to szóste podwójne zwycięstwo z Rovers po tym, jak w październiku wygrali 2:1 na Anfield. W tamtym meczu wszystkie trzy bramki padły w sześć minut od rozpoczęcia drugiej połowy. Sotirios Kyrgiakos dał Czerwonym prowadzenie, jednak niespełna dwie minuty później Martin Skrtel pechowo trafił w Carraghera, który skierował piłkę do własnej siatki. Liverpool błyskawicznie odpowiedział na wyrównanie, a zwycięską bramkę zdobył Fernando Torres.
W 16 spotkaniach Liverpoolu na Ewood Park zakończyło się 5 wygranymi, aż 6 remisami i 5 porażkami. Mimo tego, że statystyki wyjazdowe skłaniają się na naszą korzyść to nie możemy zapominać jak ciężko gra się nam na Ewood Park. Szczególnie w tym sezonie większość naszych spotkań wyjazdowych nie kończy się po naszej myśli.
W ciągu czternastu lat na Ewood Park przegraliśmy tylko raz. Miało to miejsce w roku 2006 w Boxing Day, kiedy to Benni McCarthy strzelił jedynego gola meczu. Jest to także jedyne zwycięstwo Blackburn z Liverpoolem od 24 meczy (wliczając także te na Anfield).
Od momentu powstania Premier League Liverpool pokonał Blackburn w 16 z 33 meczy, przegrywając jedynie 6. W historii spotkań z Liverpoolem nigdy na Ewood nie miały miejsca dwa bezbramkowe remisy z rzędu. Po remisie 0:0 63 lata temu były tylko dwa, z czego wszystkie w przeciągu ostatnich trzech sezonów. Rovers zdobyli tylko 10 goli w ostatnich 11 meczach u siebie z Liverpoolem.
Sytuacja w drużynie
Nasza pozycja w tabeli bardzo dobrze wizualizuje to co dzieje się w drużynie w tym sezonie. Zgromadzenie 25 oczek w 19 spotkaniach z pewnością nie jest czymś czym może się szczycić trener czy piłkarze a w szczególności taki klub jak Liverpool.
W składzie jest wielu wartościowych piłkarzy. Nie mam na myśli tylko ich wartości rynkowych czy płac, chodzi o umiejętności. Mimo tego cała drużyna przestała funkcjonować tak jak należy. Transfery takie jak Cole, Jovanovic czy Konchesky z pewnością nie prezentują się tak jak wszyscy się spodziewali. Nie można zapomnieć o roli trenera, on odgrywa bardzo ważną rolę w drużynie a jego komentarze na temat tego, że kibice nie wspierają drużyny wprawiają w osłupienie. Żadna drużyna nie ma takich kibiców jak Liverpool. Pan Hodgson chyba o tym zapomniał. Niestety wątpię by ostatnia wygrana z Boltonem na Anfield (2:1) była początkiem zwycięskiej passy. W drużynie ewidentnie coś jest nie tak, nie możemy w tym sezonie złapać wiatru w żagle. Po każdej wygranej nadchodzi okres euforii. Każdy z nas może sobie myśleć „wreszcie ruszymy z miejsca”. Tak się jednak nie dzieje. Po wygranym meczu nadchodzi rywal, który w brutalny sposób sprowadza nas na ziemię. Zakończmy jednak te dywagacje, zajmijmy się faktami.
Dobrą wiadomością z pewnością nie jest uraz Raula Meirelesa, który blokuje mu występ w jutrzejszym spotkaniu z Blackburn. Jak dobrze pamiętamy reprezentant Portugalii z powodu urazu zszedł z murawy jeszcze w pierwszej połowie meczu z Boltonem.
- Ma stłuczoną kość w kostce - powiedział asystent menedżera, Sammy Lee.
- Nie jest tak źle jak na początku się spodziewaliśmy.
- Niestety nie zagra z Blackburn, ale to twardy zawodnik i miejmy nadzieję, że wróci w niedzielę.
Nie wiadomo również czy tacy zawodnicy jak Torres, Gerrard, Kuyt i Lucas rozpoczną jutrzejsze spotkanie w pierwszym składzie. Roy Hodson jest zdania, że ci zawodnicy powinni dostać więcej czasu na odpoczynek, szczególnie patrząc na styczniowy układ terminarza.
- Mam nadzieję, że nasi fani zrozumieją tego typu decyzje. Fernando miał bardzo poważną kontuzję kolana, która jest już co prawda przeszłością, ale w przypadku tego typu urazu, zawsze istnieje pewne ryzyko nawrotu.
- Podobnie jest ze Stevenem i jego problemami z mięśniem w przypadku dużego natężenia rozgrywanych gier.
- Muszę znaleźć także chwilę odpoczynku, dla piłkarzy o mocy króliczków Duracell, takich jak Dirk Kuyt, czy Lucas Leiva, którzy grają bardzo często.
Murem za Hodgsonem
Po ostatniej wygranej z Boltonem z szatni Liverpoolu dobiegł głos Joe’a Cole’a, który przyznał, że wszyscy piłkarze wspierają obecnego trenera – Hodsona.
- Wszyscy w szatni wspieramy naszego menedżera. Wierzymy, że nie wszystko jest jeszcze stracone i będziemy walczyć, by zakończyć ten sezon na jak najwyższej pozycji – powiedział Cole.
W podobnym tonie wypowiada się legendarny napastnik – Ian Rush.
- Roy wiedział czego się podejmuje kiedy przyjmował posadę trenera Liverpoolu. Wszystko odnosi się tylko i wyłącznie do wyników. Roy to świetny trener i wspaniałą osoba. Można łatwo dostrzec to, co chce zrobić. Musimy tylko dać mu nasze wsparcie. Zdaję sobie sprawę, że nie był to wymarzony menedżer dla fanów, ale on potrzebuje czasu. Kenny jest królem Anfield, więc ludzie zawsze będą chcieli go na tej posadzie, ale koniec końców musimy wstawić się za Roy'em Hodgsonem.
Skoro i piłkarze i niektórzy byli piłkarze darzą Hodgsona takim szacunkiem i zaufaniem to dlaczego za tym wszystkim nie idą wyniki?
Może przez to, że fani go nie wspierają?
Sytuacja w Blackburn
Ekipa z Blackburn w przeciwieństwie do nas przyzwyczajona jest to dryfowania gdzieś w środku tabeli. Mają na swoim koncie 25 oczek – tyle samo co Liverpool, lecz my mamy do rozegrania dwa zaległe spotkania z Blackpool i Fulham.
Piłkarze z Ewood Park nie mogą otrząsnąć się po zwolnieniu swojego menedżera, Sama Allardyce’a. Decyzję o wyrzuceniu szkoleniowca podjęli indyjscy właściciele klubu, niezadowoleni z wyników swojego zespołu.
– Powinniśmy liczyć się w walce o puchary – przekonywali.
Deklaracje jednak nie przekonują kibiców. Blackburn pod wodzą nowego trenera radzą sobie tragicznie. W ostatnich pięciu spotkaniach trzy razy schodzili z boiska pokonani.
Rovers są w dołku i to jest szansa dla Liverpoolu, by odnieść drugie zwycięstwo z rzędu.
Jeśli chodzi o urazy to ze składu Blackburn wypadł Paul Robinson, podstawowy bramkarz. Jego miejsce zajmie mało doświadczony Mark Bunn. Do składu po urazach wracają dwaj podstawowi obrońcy – Michel Salgado i Christopher Samba.
-Salgado i Samba wracają do składu, to fantastyczna wiadomość przed nachodzącym meczem z Liverpoolem – powiedział trener Steve Kean.
Co przyniesie los
Spotkanie z Blackburn na wyjeździe jest wielką niewiadomą. Oczywiście życzymy naszym zawodnikom jak najlepiej, by wreszcie zaczęli się wspinać po szczebelkach Premier League. Mecz z Rovers może być o wiele cięższy niż wszyscy sobie wyobrażamy. Jeśli nie zagramy skutecznie w ataku nie mamy co myśleć o wygraniu tego spotkania. Czy po raz kolejny Gerrard uratuje skórę drużynie i Hodgsonowi? Przekonamy się jutro o 21.
Komentarze (0)