HISTORIA LFC W SKRÓCIE - cz XI
Na przestrzeni lat Liverpool niejednokrotnie gromił swoich rywali wysoką różnicą bramek. Szczyt szczytów The Reds osiągnęli w 1974 roku strzelając norweskiemu Stromsgodset jedenaście bramek i zachowując czyste konto.
Mecz w ramach Pucharu Zdobywców Pucharów na Anfield rozpoczął wykorzystując rzut karny w 3. minucie Alec Lindsay. Phil Boersma podwyższył na 2:0, a do przerwy Liverpool prowadził już pięcioma golami po strzałach Phila Thompsona i Steve’a Heighwaya.
W drugiej połowie nasi ulubieńcy nie zwolnili tempa szykując rywalom prawdziwe upokorzenie. Cormack, Thompson i Hughes kontynuowali strzelanie, a w ostatnich pięciu minutach znów na listę strzelców wpisali się Tommy Smith, Ian Callaghan i Ray Kennedy. 11 bramek, 9 różnych strzelców i całkiem niezła zaliczka przed rewanżem w Norwegii, który The Reds wygrali tylko 1:0.
Keegan I Toshack sprawdzają stan boiska w Oslo
Inne wysokie zwycięstwa LFC
- Liga Mistrzów: Liverpool 8:0 Besiktas, listopad 2007
Dobry początek jest zawsze pomocny jeśli trzeba wygrać mecz w europejskich pucharach. Liverpoolowi zapewnił go Peter Crouch trafiając do siatki Turków w 19. minucie, a Yossi Benayoun podwoił prowadzenie przed przerwą. Nerwy w drugiej połowie? Sześć goli strzelonych po przerwie przeczy tej tezie. Zanim minęła godzina gry Benayoun skompletował hat-tricka, później swoje trzy grosze dorzucił Gerrard, Babel trafił w końcówce dwa razy a strzelanie zakończył ten, który zaczął czyli Peter Crouch.
- Fairs Cup: Liverpool 10:0 Dundalk, wrzesień 1969
Alec Lindsay zaliczył bramkowy debiut w Liverpoolu strzelając gola po 56 minutach trwania kariery na Anfield. Nie on jeden wpisał się na listę strzelców, a oprócz niego uczynili to Tommy Smith, Ian Callaghan i Peter Thompson. Dodatkowo po dwa gole zdobyli Alun Evans i Bobby Graham.
Spotkanie warto zapamiętać również ze względu na niezwykłego gościa na trybunach. Tego dnia na trybunach Anfield Road po raz pierwszy pojawił się Gerard Houlier.
Przyszły trener Liverpoolu, którego przyprowadził Patrice Bergues mówił później o meczu:
- Pójście tam z Patrice’m było jak dotyk przeznaczenia. Odwiedził mnie i spędziliśmy razem kilka dni, ponieważ byłem w mieście skazany na siebie. Postanowiliśmy więc zobaczyć, jak Liverpool gra z Dundalk. To, co wywarło na mnie natychmiastowe wrażenie to atmosfera na stadionie.
- Byliśmy na The Kop i fantastycznie było obserwować nieprzerwany doping fanów. Zaimponowała mi energia pokazana przez Liverpool i ich wytrzymałość. Na piętnaście minut przed końcem było już chyba 8:0, a oni ciągle chcieli więcej. Już do przerwy Liverpool prowadził przecież 5:0. Jeśli we Francji po pierwszej połowie jest taki wynik, nikt nie będzie chciał strzelać kolejnych goli i się nie przemęczać. W Anglii nie ma o takim zachowaniu mowy.
Komentarze (0)