Torres oszukał fanów
Fernando Torres, który przez ostatnie trzy lata był podziwiany przez fanów Liverpoolu za swoją grę i przywiązanie do klubu, swoim przejściem do Chelsea zdradził kibiców The Reds, a także pokazał swoje prawdziwe oblicze.
W swojej autobiografii, Torres pisał o tym jak istotna jest dla niego możliwość gry na Anfield, jak bardzo jest przywiązany do tego klubu i miasta. Po za tym, hiszpański napastnik podkreślał znaczenie tradycji i pięknej historii LFC.
Wydawało się, że Fernando faktycznie ceni sobie występy w barwach The Reds. Jednak zamieszanie wokół jego osoby i w końcu dołączenie do The Blues utwierdziły mnie w przekonaniu, że znów będziemy mogli usłyszeć podobne słowa z ust Torresa, tylko tym razem o klubie ze Stamford Bridge.
Nie oszukujmy się - Hiszpan jest tylko najemnikiem, który kieruje się jedynie wielkością zarobków.
W tym sezonie, pomimo nie najlepszej dyspozycji, kibice Liverpoolu bronili Torresa - przede wszystkim ze względu na liczne kontuzje, które go trapiły.
Uważam, że władze klubu postąpiły słusznie pozwalając mu na odejście. Przecież trzymanie najemnika, który w dodatku nie ma już ochoty na grę w swoim klubie, nie miałoby żadnego sensu.
Nawet mój 5-letni wnuk nie chciał ubrać koszulki z nazwiskiem Torresa w ten weekend, ponieważ czuł odrazę do niego.
Torres podkreślał chęć zdobywania trofeów w Chelsea - bądźmy szczerzy, nikt mu tam tego nie zagwarantuje. Zgadzam się, na chwilę obecną mają trochę lepszy skład od Liverpoolu, ale również znajdują się w trudnym okresie przebudowy zespołu.
Fernando wymusił na władzach transfer w bardzo niekorzystnym momencie, tuż pod koniec okienka transferowego, gdy trzeba na gwałt szukać zastępcy. Może jednak wyjdzie to klubowi na dobre i piłkarze będą się prezentować lepiej bez niego.
Szczerze mówiąc, postawa Torresa w tym sezonie działała mi na nerwy. Błąkał się po boisku, bez wiary i determinacji jakby przechodził zupełnie obok spotkania. Nie tego się po nim spodziewaliśmy.
Tylko w jednym meczu udało mu się praktycznie w pojedynkę pokonać rywala - z Chelsea na Anfield Road. Z perspektywy czasu można nawet stwierdzić, ze chciał on w ten sposób pokazać się Abramowiczowi i przekonać go do transferu.
Na szczęście, za pieniądze uzyskane ze sprzedaży Fernando i Ryana Babela, nowi właściciele pozyskali dwóch klasowych napastników - Luisa Suareza i Andy'ego Carrolla. Z pewnością pomoże to Kenny'emu w przyszłości.
Od dawna jestem wielkim fanem talentu Carrolla, którego uważam za najbardziej obiecującego ofensywnego zawodnika na Wyspach. W krótkim okresie czasu uczynił fenomenalne postępy. Przypomina mi on lepszą wersję Duncana Fergusona, który był świetnym graczem. Carroll bardzo korzystnie prezentuje się w grze w powietrzu, a po za tym w jego grze zawsze widać wielką pasję i determinację.
Kiedy obserwowałem go w jego debiucie w kadrze narodowej przeciwko Francji, utwierdziłem się w przekonaniu, że Carroll to świetny piłkarz. Jestem niemal w 100% pewien, że Liverpool zrobił dobry interes sprowadzając go z Newcastle - pomimo tego, że musiał wydać 35 mln funtów. Jasne, że w tym momencie nie jest on wart aż tyle, lecz, po pierwsze, Carroll to młody zawodnik, a po drugie, również sporo zapłaciliśmy Atletico za Torresa, który z czasem się spłacił.
Cieszę się również z tego, ze dostaliśmy 50 mln za Hiszpana. Jeszcze do niedawna twierdzono, że za tak prezentującego się Torresa możemy żądać maksymalnie 30 mln. Trapiły go przecież kontuzję uniemożliwiające dojście do wielkiej formy. Chelsea sporo ryzykuje tym transferem. Pytanie brzmi - czy Torres będzie w stanie dojść do dyspozycji, jaką prezentował tuż po przyjściu na Anfield?
Carroll jest uczciwym gościem i wiem, że da z siebie znacznie więcej w pierwszej linii niż robił to Torres. Będzie walczył jak lew zarówno w ataku, jak i obronie. Jego umiejętność gry głową może być kluczem do sukcesu.
Jego statystyki mówią same za siebie - jeden gol średnio na 2 mecze, w tak młodym wieku, to duży sukces. Trzeba do tego dodać także jeszcze lepszą skuteczność w Holandii Luisa Suareza. Oglądając Urugwajczyka byłem pod ogromnym wrażeniem. Myślę, że razem stworzą wyśmienity duet napastników.
Wiadomo, będziemy musieli chwilę poczekać zanim się zgrają. Poza tym, Carroll jest teraz kontuzjowany, co jeszcze bardziej wydłuża całą sprawę. Jednak jestem pewny, że gdy już rozpoczną swoją współpracę, to będą siać postrach w szeregach swoich przeciwników. Razem dadzą nam znacznie więcej niż sam Torres.
Trzeba także zaznaczyć, że świetną robotę wykonali Kenny Dalglish z Damienem Comollim. Pozbyli się dwóch piłkarzy, Babela i Konchesky'ego, którzy po prostu nie nadawali się do tego klubu. W zamian za Fernando natomiast ściągnęli wartościowych i jednocześnie perspektywicznych graczy.
Torres języczkiem u wagi wielkiego meczu
Pomimo niskiej pozycji w tabeli, Liverpool powinien sobie poradzić w niedzielnym spotkaniu na Stamford Bridge.
Dodatkowo debiut Torresa w meczu ze swoim byłym klubem dodaje pikanterii tej potyczce, a także całemu zamieszaniu wokół El Nino.
Wielkim wzmocnieniem The Reds będzie powrót Carry, który z pewnością nie ułatwi życia Hiszpanowi.
Wiem, że w ostatnich dwóch spotkaniach zachowaliśmy czyste konto, lecz występ Carraghera zawsze poprawia naszą grę obronną.
Potyczka z Chelsea będzie z pewnością bardzo interesującym widowiskiem. The Blues nie są już tak rewelacyjni jak podczas meczów z nami w Lidze Mistrzów - ich największe gwiazdy się starzeją, co zwiększa nasze szanse na sukces.
Everton w rozgrywkach FA Cup pokazał w dobitny sposób, że zawodnicy Ancelottiego są do ogrania - The Toffees mieli dużego pecha nie wygrywając tamtego meczu. Szkoda jedynie Andy'ego Carrolla - na pewno przydałby się w tak ważnym spotkaniu.
Występy Chelsea na Stamford Bridge w tym sezonie nie powalają na kolana. Przy solidnej grze z tyłu możemy pokusić się o wywiezienie 3 punktów z Londynu.
Moc powróci na Anfield
Oczekuję powrotu Wielkiego Liverpoolu dzisiejszego wieczoru.
Nasze ruchy transferowe napawają optymizmem, szczególnie po tak beznadziejnej jesieni w wykonaniu The Reds.
Wierzę, że meczem ze Stoke rozpoczniemy nowy etap w historii klubu.
Musimy przygotować się na ciężką przeprawę, szczególnie pod względem fizycznym. Mimo to, oczekuję wielkiego widowiska w wykonaniu podopiecznych Kenny'ego Dalglisha.
John Aldridge
Komentarze (0)