Smutny przypadek Joe Cole'a
W niedzielne popołudnie wszystkie oczy zwróciły się na jedną osobę. Zagadka: Hiszpan, twarz chłopca, piegowaty. Zgadliście? Kiedy jednak odwrócimy wzrok od reflektorów skierowanych na Torresa pojawi się jedno małe pytanie. Gdzie jest Joe Cole?
Ta znacznie trudniejsza do rozwiązania zagadka staje się z tygodnia na tydzień bardziej poważna. Nawet gdyby nie uraz kolana, który wyeliminował Cole’a z meczu z jego byłym klubem, piłkarz mógłby mieć wątpliwości, czy nawet zdrowy dostałby szansę. Ciężko uzasadniać samymi kontuzjami fakt, że od października 2008 roku Cole rozegrał tylko 90 minut w reprezentacji Anglii.
Nawet jeśli tymczasowe spadki formy uznanych angielskich piłkarzy bywają przesadnie rozdmuchiwane, nie można zapomnieć o wielu przypadkach, kiedy (jak się wydawało) chwilowy spadek zamieniał się w permanentnie słabą grę. David Beckham miał problemy z uświadomieniem sobie, że w wieku 26 lat najlepszy okres ma za sobą. Kiedy Fowler lub Owen strzelili kilka bramek prorokowano ich wielkie powroty do najwyższej formy, która tak naprawdę przeminęła bezpowrotnie długo wcześniej. W przypadku Cole’a musimy mówić o trudnym początku kariery w Liverpoolu.
Problemy Joe nie zaczęły się sześć miesięcy temu z chwilą podpisania kontraktu z LFC. Od długiego czasu, a konkretnie poważnej kontuzji kolana w styczniu 2009 w meczu FA Cup z Southend Anglik nie może osiągnąć poziomu z przed urazu. Wcześniej jego kariera w Chelsea również nie miała wymarzonego przebiegu. Oczywiście miał swoje momenty genialnej gry, ale przez siedem sezonów tylko dwukrotnie zagrał w więcej niż połowie z 38 ligowych spotkań.
Wspomnienia genialnego debiutu w West Hamie na Old Trafford pozostają w pamięci, ale 12 lat później Joe Cole nie może być szczęśliwy. Po zdobyciu trzech mistrzostw Anglii, trzech FA Cup i dwóch Pucharów Ligi, a także 56 meczach w reprezentacji odchodząc z Chelsea Cole mógł wybrać do przenosin dowolny klub. Okazało się, że wybrał taki, do którego wymogów obecnie piłkarsko nie dorasta.
Myślał, że dostając koszulkę z numerem 10 będzie mógł grać na swojej ulubionej pozycji za napastnikiem. Hodgson szybko jednak zorientował się, że brakuje mu kreatywności i przeglądu pola, który pozwoliłby stwarzać okazje kolegom i przyspieszać akcje zespołu. W efekcie, Joe Cole okazał się po prostu nieprzydatny.
Roy zepsuł w klubie wiele rzeczy. Jak możemy go jednak oskarżać o stosowanie taktyki, która zgasiła gwiazdę Cole’a? Claudio Ranieri, José Mourinho, Avram Grant, Guus Hiddink, Carlo Ancelotti…Hodgson był po prostu kolejnym trenerem, który nie wiedział, co z nim zrobić. Wygląda na to, że pod wodzami Dalglisha niewiele się dla zawodnika zmieni.
Ożywczy wpływ Kenny’ego na Liverpool jest niesamowity. Od swojego powrotu na fotel trenera radzi sobie z wyzwaniem doskonale, a równolegle Joe Cole będzie musiał wywiązać się ze swojego. Był niezadowolony, kiedy Hodgson wystawiał go na lewej stronie pomocy, ale patrząc na kadrę The Reds to pierwsze miejsce, w którym może on liczyć na grę w pierwszym składzie. Nawet jeśli przebiłby się do pierwszego składu czy naprawdę chcemy mieć na skrzydle Joe Cole’a, kiedy w polu bramkowym na dobre dośrodkowanie czeka Andy Carroll?
Najbliższe miesiące stanowią dla Cole’a ogromny test. Skoro nie mógł wywalczyć miejsca w Chelsea, nie udało mu się być kluczową postacią przebudującego się Liverpoolu i został powołany do kadry tylko raz (z powodu wielu kontuzji w reprezentacji) od Mundialu, co powinien zrobić? Zejść niżej, aby być jak wielka ryba w małym stawie? Wrócić do West Hamu? Wydaje się być trochę za wcześnie na tego typu sentymentalny powrót.
Być może Cole jest tylko niewinną ofiarą okoliczności, w jakich się znalazł. W Londynie presja na wyniki była ogromna i nie było mowy o budowaniu długoletniej stabilnej sytuacji jak w Manchesterze czy Arsenalu. Sugestia Stevena Gerrarda, że na treningu Cole pokazuje zagrania nie gorsze od Messiego wydają się kompletnie pozbawione sensu. Lionel Messi został obdarzony geniuszem. Joe Cole nie miał tego szczęścia.
Oliver Kay
Komentarze (0)