Zaproszenie na Walentynki
Dzień, w którym Kenny Dalglish powrócił do Liverpoolu był jednym z najbardziej romantycznych i magicznych w historii klubu. Miesiąc po tym wydarzeniu nadal czuć podekscytowanie, które wywołał swoim powrotem. Ósmego stycznia byliśmy również świadkami innego wydarzenia, które z upływem czasu może być postrzegane w tak samo ważnym ujęciu dla Liverpoolu i jego przyszłości.
W niecałą godzinę po zatrudnieniu Dalglisha na stanowisku tymczasowego menedżera, kiedy cały piłkarski świat nadal z niedowarzaniem przypatrywał się tym dramatycznym chwilom, młodziki Liverpoolu wychodziły na murawę Anfield, by zagrać w Pucharze Anglii. Nieuchronnie mecz znalazł się w cieniu wydarzeń, które wiązały się z powrotem Króla.
Braki w koncentracji na boisku mogły być do przewidzenia. To byli młodzi zawodnicy, którzy grali na jednej z największych i zastraszających aren w światowym sporcie. Podobnie jak wszyscy byli podnieceni wiadomością, która krążyła dookoła. W szczególności zaś dlatego, że chodziło o człowieka, z którym wielu z nich grało na małym boisku w ciągu poprzednich miesięcy i lat w Akademii Liverpoolu z siedzibą w Kirkby.
Fakt, że wyszli na boisko i zagrali imponująco, starannie oraz ośmielę się to powiedzieć, profesjonalnie, świadczy tylko o nich, ich skupieniu, o trenerach i oczywiście o rodzinach. Liverpool potrzebował doliczonego czasu gry, by pokonać dzielną i utalentowaną ekipę Crystal Palace, która tak właściwie pierwsza trafiła do siatki w pierwszej połowie. Swoje marzenie spełnił Ibra Sekajja, który strzelił gola przed the Kop. Kiedy nerwy opadły, Liverpool zaczął grać w taki sposób i stylu, do którego stali bywalcy w Akademii są przyzwyczajeni. Kiedy na boisku pojawił się Kristjan Gauti Emilsson i wyrównał wynik meczu, mecz miał zakończyć się z jednym bohaterem, co pokazały kolejne minuty, w których islandzki napastnik trafił po raz drugi. W samej końcówce pojedynku, na listę strzelców wpisał się Conor Coady po rzucie karnym.
Rezultat był imponujący, a młodziki podkreśliły swój charakter i determinację. Tak naprawdę uwagę zwrócił styl gry, jaki zaprezentowali na boisku. Liverpool ani razu nie odszedł od swoich zasad, nawet w przypadku, gdy przegrywał jednym golem, a początkowe starania poszły na marne. Krótkie i zwięzłe podania, oraz pełne wyobraźni ruchy bez piłki stanowią ich wzorzec oraz zaangażowanie. Zostały one wyśrubowane do tego stopnia, że dla Akademii jest to już chleb powszedni. Brawa za to muszą powędrować do samych piłkarzy, ale również sztabu szkoleniowego, który ich szkolił, a są to między innymi Pep Segura, Rodolfo Borrell, Frank McParland i sam Dalglish. Praca, jaka została wykonana przez 18 miesięcy zaczyna wydawać prawdziwe owoce.
- Wiem, że ludzie poddają pod wątpliwość ochotę do gry, jeśli chodzi o młodzików. Kiedy patrzę na Akademię, widzę młodych zawodników, którzy są tak samo ambitni i głodni gry, jak ja w ich wieku - napisał Dalglish w swojej biografii. - Podziwiam poświęcenie ich rodziców, którzy muszą pokazać prawdziwe zaangażowanie, żeby przywozić swoich synów cztery razy w tygodniu. Piłkarze z Akademii Liverpoolu wiedzą, co znaczy przywilej gry dla tego klubu, bowiem zostali nauczeni historii przez swoich rodziców, wujków i ciocie. Na tym polega Liverpool Way, przekazywanie tradycji klubu z pokolenia na pokolenie.
Jedną z głównych tradycji jest podanie i ruch. Dzięki temu, Liverpool znalazł złoty środek do zwycięstw w latach świetności. Dalglish wciąż pozostaje przywiązany do tej tradycji w identyczny sposób, kiedy to sam biegał po boisku. Oznacza to, że współpraca między Melwood i Akademią została pogłębiona jeszcze bardziej, po tym jak znowu został menedżerem. Oba ośrodki treningowe dzieli co prawda kilka kilometrów, ale łączy je wspólna filozofia i wizja tego, w jaki sposób powinien wyglądać futbol. Jeśli nic się nie zmieni, szanse na wychowanie nowego pokolenia zawodników Liverpoolu, którzy mogą trafić do pierwszego zespołu tylko wzrosną.
Rozwój zawodników będzie również wspomagany faktem, że w ostatnim czasie Dalglish przebywał w ich otoczeniu. Obserwował ich dorastanie, zarówno pod względem sportowym, jak i personalnym. Oferował im również bezcenne wskazówki, których może udzielać tylko człowiek jego pokroju. - Widziałem tych chłopaków i znam ich już od jakiegoś czasu. Ich rozwój jest naprawdę zadowalający - powiedział Dalglish na początku tego tygodnia.
W poniedziałek wieczorem, kibice Liverpoolu będą mieli kolejną szansę zobaczyć na własne oczy ogromne postępy, jakie zostały poczynione przez najbardziej obiecujących zawodników klubu. The Reds podejmują Southend United w piątej rundzie Pucharu Anglii na Anfield. Ponieważ tego dnia mamy Walentynki, pewne jest, że będziemy mieli kolejną nastrojową chwilę. Jeśli zdołacie oderwać się od ukochanej osoby, nagroda będzie wielka, szczególnie jeśli Liverpool zaprezentuje chociaż odrobinę tej formy, którą pokazał w poprzedniej rundzie.
Tony Barrett
Komentarze (0)