Bilans dnia w Premier League
W wyścigu o mistrzostwo wydają się pozostawać już tylko dwaj kandydaci. Manchester United wygrał debry po cudownym golu Rooneya z przewrotki, ale Czerwonym Diabłom nie daje uciec Arsenal. Kanonierzy odpowiedzieli zwycięstwem 2:0 nad Wilkami i wciąż tracą 4 punkty do lidera.
Dwudziesta siódma kolejka sezonu 2010-2011 rozpoczęła się „z wysokiego C” od derbów Manchesteru. Mimo pierwszej porażki w tym sezonie z Wolverhamtpon gospodarze z Old Trafford podejmowali Citizens z pozycji faworyta. Pierwsze minuty upłynęły nieoczekiwanie pod dyktando City. David Silva powinien umieścić piłkę w siatce, jednak po delikatnym uderzeniu z ostrego kąta piłka minimalnie minęła słupek. Wynik meczu otworzył Nani po idealnym dograniu Giggsa, ale niedługo po przerwie wyrównał Edin Dzeko. Dla Bośniaka było to pierwsze trafienie w Premier League, chociaż miał przy nim wiele szczęścia, gdyż piłka odbiła się jeszcze od pleców Silvy. W 78. minucie Wayne Rooney strzelił prawdopodobnie najładniejszą bramkę w swojej karierze, a być może także gola sezonu Premier League. Wydawało się, że dośrodkowanie Naniego jest poza zasięgiem Anglika, ten jednak świetnie złożył się do przewrotki i trafił w samo okienko zdumionego Harta zapewniając United cenne 3 punkty.
Arsenal podchodził do meczu z Wolverhamtpon znając wynik z Old Trafford. Gracze Wengera musieli wygrać, aby utrzymać kontakt do United, a przy okazji uciec City na 4 punkty. Gospodarze zaczęli realizować plan w 16. minucie, kiedy odbity strzał Fabregasa poprawił wolejem van Persie. Po przerwie Holender podwyższył na 2:0 wykańczając akcję Walcotta. Strata punktów ani przez chwilę nie wchodziła w grę i Wolves nie miało szans na powtórzenie zeszłotygodniowego wyczynu Newcastle. Kanonierzy zrobili swoje i mogą przygotowywać się do środowego meczu z Barceloną na Emirates Stadium.
Po dzisiejszej wygranej ze Stoke 1:0 Birmingham powiększyło bezpieczną przewagę nad strefą spadkową i awansowało na 14 pozycję. Po raz kolejny bohaterem składu z St Andrews okazał się Nicola Zigic. Serb pokonał golkipera Stoke w doliczonym czasie gry strzałem głową z bliskiej odległości.
Drugi remis z rzędu zaliczyło Newcastle, tym razem po bezbramkowym starciu z Blackburn na wyjeździe. Sroki wyraźnie przeważały przez większą część spotkania, jednak nie potrafiły udokumentować tego trafieniem. Już w piątej minucie Enrique próbował dogrywać z lewej strony wzdłuż bramki, ale w ostatniej chwili zareagował Robinson. Pod nieobecność Santa Cruza Rovers brakowało siły uderzeniowej i konstruowali niewiele ataków, co pozwoliło Newcastle rozwinąć skrzydła. Między innymi świetna postawa Samby w środku pola uratowała gospodarzom punkt. Po dzisiejszym podziale punktów obie drużyny sąsiadują w tabeli na miejscach 10-11, ale będące wyżej Newcastle ma jeden rozegrany mecz mniej.
Wszystko co najciekawsze w starciu Blackpool-Aston Villa wydarzyło się w pierwszym kwadransie gry. Strzelanie rozpoczął Agbonlahor, który po podaniu Benta minął bramkarza i pomimo rozpaczliwego powrotu dwóch obrońców umieścił piłkę w siatce. Gospodarze odpowiedzieli już 4 minuty później. Po rzucie rożnym bitym przez Charliego Adama najlepiej przy krótkim słupku bramki spisał się Elliot Grandin i głową strzelił na 1:1. Ostatnie 20 minut The Villans grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla Makouna za faul na Campbellu. Blackpool atakowało, ale nie potrafiło zadać ostatecznego ciosu, a w doliczonym czasie gry Villa domagała się rzutu karnego po tym, jak w polu karnym padł Ashley Young. Dzięki remisowi Mandarynki przerwały serię pięciu porażek z rzędu i plasują się obecnie na 16 miejscu w tabeli, tuż pod ekipą Houliera.
Po czterech zwycięstwach z czystym kontem oczekiwania względem The Reds w meczu z Wigan były wysokie, jednak podopieczni Martineza osiągnęli korzystny rezultat na Anfield. Wszystko układało się po myśli Dalglisha od gola Raula Meirelesa w 24 minucie. Portugalczyk popisał się kolejnym wolejem strzelając swoją piątą bramkę w sześciu meczach. Po jego zejściu posypała się gra Liverpoolu i The Reds nie mogli już zdominować środka pola, a po dobrej wrzutce N’Zogbii wyrównał Gohouri. W tej sytuacji obrońcy apelowali o odgwizdanie spalonego, jednak arbiter nakazał zacząć od środka boiska. Liverpool nie zmniejszył straty do Tottenhamu i Chelsea, które mają mniej rozegranych spotkań niż Czerwoni.
Z Roberto di Mateo na ławce trenerskie WBA podejmowało West Ham w ostatnim meczu przed nadchodzącą erą Roya Hodgsona. Nowi podopieczni Anglika już po 8 minutach prowadzili dwoma bramkami, a przed przerwą podwyższyli do trzech dzięki samobójczemu trafieniu Reida. Sygnał do odrabiania strat dał tuż po przerwie Ba, który później w 83. minucie przy stanie 3:2 wykorzystał dośrodkowanie Noble’a zapewniając Młotom punkt, który wydawał się niemożliwy do uratowania. West Ham opuścił dzięki temu ostatnią pozycję spychając na dno tabeli Wolverhamtpon.
W starciu drużyn z którymi sąsiadował Liverpool przed tą kolejką Tottenham odniósł kolejne zwycięstwo, o którym ponownie zadecydował strzał Nico Krancjara. Sunderland obiecująco wszedł w ten mecz bramką Gyana, który po przyjęciu piłki dorzuconej w pole karne szybko się odwrócił i posłał piłkę obok Gomesa. Dośrodkowanie Pienaara z rzutu rożnego wylądowało prosto na głowie Dawsona i na przerwę zespoły schodziły przy stanie 1:1. Jeszcze niedawno wydawało się, że kariera Krancjara na White Hart Lane dobiega końca, jednak po dwóch bramkach dających zwycięstwo w ostatnich kolejkach nikt nie myśli o sprzedaży Chorwata i koncentruje się na nadchodzącym dwumeczu z Milanem. Spurs mają już 8 punktów przewagi nad Liverpoolem i tracą tylko 2 do Manchesteru City mając w pamięci jeden zaległy mecz. Sunderland pozostał na siódmym miejscu, dwa oczka za LFC.
Sobotnie wyniki Premier League:
Manchester United 2:1 Manchester City
Arsenal 2:0 Wolverhamtpon
Birmingham 1:0 Stoke
Blackburn 0:0 Newcastle
Blackpool 1:1 Aston Villa
Liverpool 1:1 Wigan
West Brom 3:3 West Ham
Sunderland 1:2 Tottenham
Komentarze (0)