Podsumowanie meczu
Liverpool zremisował bezbramkowo w pierwszym meczu 1/16 Ligi Europy ze Spartą Praga. Kenny Dalglsih po wieloletniej przerwie znów poprowadził klub w europejskich pucharach, jednak ten mecz niespecjalnie pozostanie w pamięci, gdyż drużyna na przekroju całego meczu wyglądała jakby oczekiwała na końcowy gwizdek sędziego.
O potencjalnym awansie zadecyduje teraz rewanżowy mecz na Anfield, który odbędzie się 24. lutego. Przed meczem media głównie koncentrowały się na młodych piłkarzach, którzy zostali włączeni do kadry z drużyny U-18.
Jednym z nich był kapitan reprezentacji Anglii U-19, Conor Coady, który zasiadł na ławce rezerwowych. Nie zasmakował debiutu w seniorskiej drużyny, gdyż drużyna, która wybiegła na Generali Stadium składała się z doświadczonych zawodników. Jedynym wyjątkiem był 19-letni Danny Wilson, który dobrze sobie radził na lewej obronie.
W pierwszych minutach Liverpool kontrolował wydarzenia na boisku i utrzymywał się przy piłce, ale kibice musieli czekać do 13. minuty zanim, któraś z drużyn zagrozi bramce rywala. Zawodnicy Jozefa Chovaneca wykorzystali nieporozumienie Fabio Aurelio z Raulem Meirelesem i przedarli się przez środek. Ich akcja skończyła się na niecelnym strzałem Kericia.
Chwilę później Matejovsky dopadł do wybitej piłki i uderzył bez przyjęcia w stronę bramki, jednak Pepe Reina nie musiał interweniować. Kilka minut później Pamić włączył się do akcji ofensywnej i ostro dośrodkował z lewej strony, ale hiszpański bramkarz zdołał wypiąstkować futbolówkę.
Najbardziej wysuniętym zawodnikiem w drużynie the Reds był David Ngog, który wyglądał jakby był odcięty od reszty zespołu, ponieważ w żaden sposób nie pomagał drużynie. Był niewidoczny na boisku a pokazał się jedynie w 29. minucie, kiedy dostał piłkę od Aurelio. Strzał Francuza został jednak zablokowany przez obrońcę Sparty.
Pamić oddał groźny strzał z dystansu, ale piłka odbiła się od Soto Kyrgiakosa. Kilkanaście minut przed końcem pierwszej połowy drobnego urazu nabawił się Aurelio i nie mógł kontynuować gry. Na boisku zastąpił go powracający po kontuzji Joe Cole.
Anglik wprowadził nieco ożywienia w szeregach Liverpoolu i przed przerwą goście mogli prowadzić. Meireles zacentrował w pole karne z rzutu rożnego. Tam do główki skoczył Ngog i piłka znalazła się od nogami Dirka Kuyta, jednak Holender nie zdołał wpakować jej do bramki.
Druga połowa zaczęła się sennie i kibice mogli na spokojnie przeliczyć ilu piłkarzy Liverpoolu na boisku ma na swoich rękach rękawiczki. Odpowiedź brzmiała dwóch. Lucas Leiva i Meireles zdecydowali się na taki dodatek.
Jedynym piłkarzem, który próbował zmienić obraz gry był Glen Johnson, który szarżował na prawej stronie. Niestety, jego centry nie mogły znaleźć adresata. Dużo problemów defensywie sprawiał napastnik gospodarzy Kweuke, który zaznaczył swoją obecność na boisku dobrym strzałem głową.
W 70. minucie Johnson próbował wpisać się na listę strzelców po samodzielnej akcji, gdzie minął kilku rywali i oddał strzał zewnętrzną częścią stopy. Piłka leciała blisko bramki, ale nie wystarczająco blisko aby wpadła do bramki.
Chwilę przerwy spowodowała chmara dymu, którą wywołali kibice Sparty. Mecz został wstrzymane na kilka minut. Kiedy widoczność okazała się na tyle dobra, by wznowić grę, Kweuku postanowił spróbować swoich sił, ale nie potrafił zaskoczyć Reiny.
Ostatnie minuty należały do gospodarzy, którzy preferowali strzały z dystansu. Najpierw o strzał pokusił się Matejovski, a później Vacek. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, więc można przyznać, że powrót do europejskich pucharów wyszedł Dalglishowi niezbyt udanie, chociaż awans do kolejnej rundy nie powinien stanowić problemu dla Liverpoolu.
Komentarze (0)