Agger wspomina najlepszy mecz
Daniel Agger nie ma wątpliwości. Jego ulubiony moment w koszulce Liverpoolu na zawsze zapisał mu się w pamięci. Na oczach wypełnionego po brzegi Anfield, prześlizgnął się, by wykończyć sprytnie zamaskowany przez Stevena Gerrarda rzut wolny.
Lewą nogą posłał piłkę w dolny róg bramki Petra Cecha i Chelsea.
Był maj 2007 roku.
Podczas następnych 90 minut typowego dla tych rywali, pełnego napięcia spotkania, nie strzelono ani jednej bramki.
Po porażce na Stamford Bridge 1-0 w pierwszym meczu, konieczny był konkurs rzutów karnych, który pozwolił ostatecznie Liverpoolowi na marsz do Aten, gdzie zagrali w drugim finale Ligi Mistrzów w ciągu trzech lat.
Z siedmiu lat w seniorskim futbolu, to ten moment Agger wspomina najczęściej.
- To było niezwykle ważne, przegraliśmy na wyjeździe 1-0, jednak byliśmy świadomi swojej szansy na Anfield.
- Kibice na trybunach byli niesamowici.
- Panowała wówczas najlepsza atmosfera, jakiej kiedykolwiek doświadczyłem. Wiedzieliśmy, że mamy wsparcie tłumu również dzięki hałasowi, jaki on wytwarzał.
- W czasie poprzedniej potyczki, z Barceloną, także otrzymaliśmy wielkie wsparcie - wspomina Duńczyk.
- Jednak kiedy wyszliśmy na boisko, gdy mieliśmy zmierzyć się z Chelsea, uświadomiłem sobie, że nigdy nie słyszałem czegoś takiego.
- Zdobycie bramki w spotkaniu tej wagi - nie była ona najłatwiejsza - było dla mnie wspaniałym uczuciem.
- Pomogła nam też dostać się do finału, co było fantastyczne.
- Nie pracowaliśmy nad tym na treningach, ale wiedzieliśmy, że jeśli nadarzy się okazja, spróbujemy.
- Rozmawialiśmy na ten temat i gdy przyszedł odpowiedni moment, razem ze Steviem dostrzegliśmy lukę.
- Oczywiście otrzymałem od niego świetne podanie, niskie i mocne. Musiałem tylko wykonać resztę.
- Mogliśmy bronić prowadzenia, jednak nie skupialiśmy się na tym. Zamiast tego myślałem o tym, że jeszcze jeden gol da nam awans.
- Tamta bramka pozwoliła nam na grę w finale Ligi Mistrzów.
Rozpoczynając swoją karierę w duńskim Brondby, Agger występował na pozycji pomocnika.
Nie zajęło mu wiele czasu zdanie sobie sprawy, iż jego siła to obrona, a nie kreowanie gry.
Mówiąc to 26-latek zaznacza, że nie zależy mu zaledwie na utrzymywaniu porządku w formacji defensywnej.
Siedem goli dla Liverpoolu, w tym najlepszy przeciwko West Hamowi w 2006 roku, to doskonały dowód.
- Wychodzenie do przodu i zdobywanie bramek to ważna część mojej gry - mówi - Lubię być przy piłce i nią grać. Dla mnie, na tym właśnie polega futbol.
- Przyjeżdżając do Anglii przed pięcioma laty, zdawałem sobie sprawę z czekających mnie trudności. Jest tutaj wiele drużyn grających siłowo, długimi piłkami.
- Występowanie w Premier League to wyzwanie, które lubię.
- Staram się grać po ziemi i w ten sposób wygrywać. Czasem jednak trzeba robić to innymi sposobami.
- Wiele lat temu, grałem w pomocy, dla Brondby, na znacznie niższym poziomie.
- Cofnięcie do obrony nie było moją decyzją.
- Możesz spytać każdego piłkarza tutaj, każdy zaczynał z przodu. Myślę, że jest to naturalne.
- Uważam, że znalezienie swojej pozycji nie jest możliwe do 14 lub 15 roku życia.
- Nie mam celu, który określa jak wiele bramek na sezon chciałbym zdobyć. Gdybym mógł, strzeliłbym ich 20, jednak wiem, że to nierealne.
- Pięć byłoby dobrym wynikiem, ale ważniejsze jest dla mnie zachowanie czystego konta. Staramy się to osiągnąć w każdym meczu, a zdobycie bramki to tylko bonus.
Podczas gdy najlepsze momenty kariery Aggera miały miejsce, gdy miał on na sobie czerwoną koszulkę, są również inne osiągnięcia, które chętnie wspomina.
- Jednym z najlepszych meczów, jakie kiedykolwiek rozegrałem była potyczka Brondby z Kopenhagą - mówi.
- Przypomina to starcia Liverpoolu z Manchesterem United. To niezwykle istotne mecze.
- W przypadku zwycięstwa, niemal na pewno bylibyśmy mistrzami. Spotkania zawsze były wyrównane i często kończyły się remisami.
- Wtedy jednak wygraliśmy 5-0, a ja zdobyłem bramkę po trzech minutach.
- To był wielki mecz.
Agger zademonstrował swoje strzeleckie umiejętności na początku lutego, w przegranym przez Danię towarzyskim meczu z Anglią.
Urodzony w Rosenhoj zawodnik wpisał się na listę strzelców po odważnym strzale głową, zanim Darren Bent i Ashley Young zapewnili podopiecznym Fabio Capello zwycięstwo.
Była to rzadko nadarzająca się okazja na podróż do ojczyzny, gdzie rodzina i przyjaciele z ochotą śledzą jego karierę w Liverpoolu.
- Ciężko jest wrócić, ponieważ w klubie takim jak Liverpool, nie ma wielu przerw.
- Mam szczęście, że pochodzę z Kopenhagi, ponieważ za każdym razem, gdy gram dla reprezentacji, mecze rozgrywane są niedaleko mojego domu.
- Trudno jest żyć w innym kraju, zwłaszcza, jeśli jest się związanym z najbliższymi.
- Podjąłem tą decyzję i muszę dawać z siebie wszystko.
- Wiem, że nie będzie tak zawsze, pewnego dnia wrócę i spojrzę na to z innej perspektywy.
- Gdybym nie był szczęśliwy, nie byłoby mnie tutaj. Chociaż tęsknię za Danią, uwielbiam życie w tym miejscu i to jest najważniejsze - zakończył Agger.
Komentarze (0)