Podsumowanie meczu
Długa seria bez porażek Liverpoolu dobiegła końca podczas porażki z West Ham United 1:3 w niedzielne popołudnie. Bramki Scotta Parkera oraz Demby Ba dały komfortowe prowadzenie Młotom do przerwy, a the Reds odzyskali nadzieję po późnym trafieniu Glena Johnsona.
Nie trwała jednak ona długo, gdyż zmiennik Carlton Cole dobił Czerwonych kilka minut przed końcem spotkania golem na 3:1, a kontuzje Raula Meirelesa i Martina Kelly'ego tylko pogłębiły mizerne nastroje wśród Liverpoolczyków.
Szanse Liverpoolu na przedłużenie serii gier bez porażki wzrosły przed meczem, gdy ogłoszono powrót do gry Stevena Gerrarda.
Kluczem do tak długiej i dobrej serii było trzymanie napastników rywali poza polem karnym i 5 czystych kont w 6 meczach Pepe Reiny. Kenny Dalglish po raz kolejny postawił na 3 obrońców z tyłu, a jednym z nich był Danny Wilson, który doczekał się debiutu w Premier League.
Kolejnym godnym uwagi dodatkiem do składu był człowiek przywdziewający obecnie numer 7 Liverpoolu - Luis Suarez. Urugwajczyk już w 2 minucie posłał podkręconą piłkę w pole karne, do której spóźnił się jednak Gerrard.
West Ham odpowiedział rajdem Hitzlspergera, którego powstrzymał Reina, zanim Gerrard posłał długą piłkę na głowę Meirelesa, który uderzył niecelnie w polu karnym.
Żywy początek Liverpoolu trwał dalej. W 12 minucie podkręconą bombę Meirelesa wybronił Green, a strzał głową Johnsona po rzucie rożnym nie dał gola, pomimo iż zmierzał w kierunku bramki.
Liverpool wyglądał na dominującą stronę, ale to gospodarze objęli pierwsi prowadzenie w 22 minucie meczu, kiedy to Parker na spółkę z Hitzlspergerem ograli na dwa kontakty defensywę the Reds i ten pierwszy podkręconym strzałem pokonał Pepe Reinę.
Czerwoni natychmiast rzucili się do ataku szukając wyrównującej bramki, ale strzał Dirka Kuyta z 25 metrów wylądował tylko na bocznej siatce.
Podopieczni Avrama Granta nie spoczywali na laurach i byli bliscy strzelenia drugiej bramki, kiedy to piłka od Frederica Piquionne'a o centymetry minęła Dembę Ba.
Kolejna okazja Liverpoolu nadeszła od nieoczekiwanej osoby: Martina Kelly'ego, którego rajd prawym skrzydłem zakończył się niepowodzeniem. Drugi taki rajd skończył się już znacznie gorzej, bo kontuzją uda.
W tej sytuacji oczywistą decyzją było zdjęcie młodego Anglika i tak zrobił Kenny Dalglish, który za prawego obrońcę wpuścił Joe Cole'a, byłego piłkarza WHU. Anglik zajął miejsce na lewym skrzydle w formacji 4-4-2.
Piłkarze jeszcze nie zdążyli przystosować się do nowego ustawienia, kiedy West Ham podwoił swe prowadzenie. Dośrodkowanie Gary'ego O'Neila świetnie wykorzystał Demba Ba i Młoty zmierzały do szatni z dwoma golami przewagi.
Dalglish zareagował ponownie 4 minuty po przerwie, zamieniając utykającego Meirelesa na Davida Ngoga.
Aczkolwiek to West Ham pierwszy zbliżył się do kolejnego gola, kiedy strzał Demby Ba o centymetry minął bramkę Pepe Reiny.
Następnie Hitzlsperger i Jacobsen próbowali swych sił strzałami z dystansu, podczas gdy Liverpool wciąż nie mógł przejąć inicjatywy.
Suarez został wyłączony z gry do 60 minuty przez Matthew Upsona, kiedy w końcu po godzinie gry udało mu się oszukać obrońcę Młotów i uderzyć na bramkę Greena, który świetnie poradził sobie z fenomenalnym uderzeniem Urugwajczyka.
To mógł być bodziec, którego potrzebował Liverpool, ale okazało się, że nie był. To West Ham znowu zaatakował i tylko Piquionne wie, jakim cudem spudłował głową z sześciu metrów.
Liverpool odpowiedział akcją powracającego Gerrarda, który ograł kilku obrońców rywala, by uderzyć lewą nogą tuż nad poprzeczką bramki Greena.
Kolejną okazję miał Cole, jednak minął się z wrzutką Suareza, a czas upływał coraz szybciej.
W końcu w 84 minucie Liverpool znalazł drogę do bramki gospodarzy, kiedy Suarez urwał się kilku obrońcom i posłał piłkę po ziemi do Johnsona, który nie miał problemów z umieszczeniem jej w bramce z kilku metrów.
Wysiłek ten okazał się jednak niewystarczający, gdyż Carlton Cole po ograniu Martina Skrtela świetnym uderzeniem lewą nogą obok Reiny dobił gości i wprawił kibiców gospodarzy w stan ekstazy.
Komentarze (0)