Wypadek przy pracy
Mam nadzieję, że każdy zawodnik Liverpoolu jest świadomy tego, jak wiele dla kibiców znaczy niedzielny pojedynek z Manchesterem United na Anfield. Trzecia porażka w tym sezonie mogłaby zranić wielu ludzi. Z pewnością jesteśmy winni im to jedno zwycięstwo.
To jest nasza szansa na osłabienie nadziei Manchesteru United na osiągnięcie 19 ligowego tytułu.
Nie chcemy przecież, żeby nas wyprzedzili i to powinno być poważnym bodźcem dla wszystkich. Niedzielny mecz to wszystko, co możemy zrobić w tej sytuacji.
To jedno z naszych największych spotkań w sezonie i każdy z zawodników desperacko powinien starać się w nim zagrać. To doskonała okazja, żeby odrzucić wspomnienia o tym, co wydarzyło się na Upton Park.
Pomimo niedzielnej porażki jestem pozytywnie nastawiony przed pojedynkiem z United. Oni nie są przecież nie do pokonania, a my znajdujemy się teraz w sytuacji o niebo lepszej, niż tej, w której tkwiliśmy przy dwóch ostatnich spotkaniach.
W poprzednich sezonach pokonaliśmy ich na Anfield, nie inna atmosfera będzie i tym razem.
Andy Carroll powrócił do treningów. Byłoby wspaniale zobaczyć go w meczu przeciwko United.
Jego debiut nie powinien jednak dojść do skutku zbyt szybko. Jeśli Liverpool zamierza zakończyć ten sezon zdecydowanie, Carroll będzie miał do odegrania kluczową rolę.
W trzech ostatnich spotkaniach nie sialiśmy dość zagrożenia, a bramki przychodziły nam z trudem. The Reds potrzebują właśnie fizycznej obecności tego rodzaju, którą on zapewni nam z przodu.
Osoba Carrolla jest absolutnie kluczowa w kontekście naszych nadziei na triumf w Lidze Europy. Bez niego, w sytuacji nieobecności Suareza, nie sądzę żebyśmy mieli na tyle sił, żeby przebyć całą tą drogę. Posiadanie kogoś jego wzrostu czyni wielką różnicę. Będzie to widoczne zwłaszcza przy stałych fragmentach gry w obu polach karnych.
Jest to dylemat dla Kenny’ego Dalglisha. Na pewno kusi go wystawienie Carrolla przeciwko United, ale Anglik odniósł jedną z tych kontuzji, na które trzeba naprawdę uważać. Popędzanie go może źle się skończyć i ostatecznie doprowadzić do konieczności interwencji chirurga.
Niedzielna porażka z West Hamem była dla nas prawdziwym policzkiem. Prawdopodobnie wszyscy daliśmy się ponieść ostatnim wynikom.
Odkąd Dalglish przejął stery w klubie widać ogromną różnicę, ale rozmowa o czwartej pozycji w ligowej tabeli była pomysłem pięknym, ale niemożliwym do realizacji.
Teraz musimy zmierzać do końca sezonu i upewnić się, że zakwalifikujemy się do Ligi Europy w przyszłym sezonie.
Byliśmy biedni, a udzieliliśmy kredytu West Hamowi – oni i tak nie będą grać lepiej.
Przez pierwsze 10 minut byliśmy jeszcze ożywieni, ale potem pogubiliśmy się w środku pola. Ostatnio solidnie radziliśmy sobie w defensywie, ale w niedzielę byliśmy ospali. Gole, które wpuściliśmy były bardzo rozczarowujące.
Modliłem się, żebyśmy do przerwy przegrywali tylko 1-0. Wtedy mogliśmy się jeszcze przegrupować i poukładać grę, ale druga połowa, przyznaję, naprawdę nam zaszkodziła.
Jedynym pozytywem było to, że w drugiej połowie pokazaliśmy przynajmniej trochę woli walki. Pod wodzą Roya Hodgsona nawet na to nie moglibyśmy liczyć. Po prostu zaakceptowalibyśmy porażkę.
Podnieśliśmy głowę i przycisnęliśmy, ale trzeci gol West Hamu był szokujący. Sposób, w jaki do niego doszło po prostu podsumowywał to popołudnie.
Miejmy nadzieję, że był to wypadek przy pracy.
John Aldridge
Komentarze (0)