Reina rozważy przyszłość
Ostatni symbol hiszpańskiej ery Liverpoolu czasów Beniteza przyznaje, że miał propozycje zmiany klubu, jednak zdecydował się pozostać na Anfield. Letnie oferty za Fernando Torresa powróciły zimą, po Reinę wielkie kluby nie wróciły. Pytanie, jak długo jeszcze Pepe będzie chciał bronić bramki The Reds.
Wiedząc o konieczności udzielenia odpowiedzi na to pytanie Hiszpan nie ucieka od niego, ale jednocześnie sam nie zna jeszcze odpowiedzi. Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, mógł opuścić klub już zeszłego lata. Od tego czasu na transfer zdecydował się jego najlepszy przyjaciel w drużynie.
Kiedy Torres odchodził do Chelsea pod koniec stycznia Liverpool stracił napastnika. Reina stracił przyjaciela i sąsiada (obecnie w byłym domu Torresa mieszka Luis Suarez), a Fernando był tylko jednym z Hiszpanów opuszczających Merseyside w ostatnich okienkach transferowych. Xabi Alonso, Alvaro Arbeloa, Antonio Nuñez, Albert Riera, Mikel San José i Fernando Morientes, odejście wszystkich tych graczy Reina oglądał z bliska. Nie tylko piłkarze, ale również Rafael Benitez i jego hiszpańskojęzyczny sztab zostawili Pepe samego. Wciąż jest jeszcze Daniel Pacheco, ale 20-latek ma do tej pory rozegranych zaledwie 7 minut w lidze angielskiej. Reina, zawodnik Liverpoolu najdłuższy stażem oprócz Carraghera i Gerrarda jest ostatni na placu boju.
- Cóż… - uśmiecha się bramkarz – to nie do końca tak. Wciąż mam w Liverpoolu 24 innych kolegów. Ale jest to smutny czas. Zawsze bardzo się lubiliśmy z Fernando i patrzenie, jak próbuje strzelić nam gola w niebieskiej koszulce było dziwne. Poczułem nostalgię, przepraszam. Kiedy przybyłem do Liverpoolu mieliśmy pięciu Hiszpanów w podstawowym składzie, do tego trener, sztab szkoleniowy i niektórzy z klubowych lekarzy. Teraz jestem jedyny. Chciałbym, żeby wielu z nich nadal było w klubie, ale tak się nie stało i nie zamierzam panikować. Taki jest futbol.
- Liverpool pozostaje Liverpoolem i zawsze będzie większy niż jakikolwiek zawodnik. Klub należy do kibiców, a ich lojalność nie kieruje się do jednego piłkarza czy jego narodowości. Kenny miał rację. Każdy, kto nie chce tu być może odejść. Kolejni zawodnicy będą przychodzić i odchodzić.
Czas na dobre wieści.
- Ja chcę tu być. Jestem bardzo daleki od ogłoszenia mojego odejścia. Wiele razy wspominałem, że jestem szczęśliwy w Anglii i Liverpoolu, ale nie jestem gotowy, aby przysięgać komukolwiek dozgonną miłość. To niemożliwe. Każdy gracz, który mówi tak o klubie kłamie. Nie mogę mówić zbyt wiele, bo mam kontrakt z Liverpoolem. Wieczna miłość do klubu nie istnieje. Nikt nie jest panem swojego przeznaczenia. Kiedy zawodnik jest w klubie, musi dawać z siebie wszystko. Tylko o tyle można go prosić.
Według Reiny, dokładnie tak zachowywał się Fernando Torres.
- Każdy, kto gra dla Liverpoolu jest z tego dumny i jestem pewien, że Fernando nadal jest. To była trudna decyzja, być może najtrudniejsza w jego życiu. Ci, którzy nazywają go najemnikiem nie mają racji. Powinni pamiętać wszystkie wspaniałe popołudnia i wieczory, które nam dał, tak samo jak wszystkie gole. Poza tym, przyszedł tu za 23 miliony i odszedł za 50. W piłce chodzi o możliwości. To zrozumiałe, że chciał stać się jeszcze lepszy i walczyć o trofea. Jego marzeniem jest być coraz lepszym zawodnikiem. Rzeczywistość jest taka, że Chelsea zaoferowała mu coś, czego w tym momencie Liverpool nie mógł mu zagwarantować.
Tym „czymś” jest gra w Lidze Mistrzów. Dla pięciokrotnych zwycięzców najważniejszych europejskich rozgrywek sytuacja może być jeszcze gorsza. Zwycięstwo Birmingham City w Carling Cup oznacza, że szóste miejsce w lidze może nie gwarantować miejsca w Lidze Europy sezonu 2011-2012. Porażka 3:1 z West Hamem w zeszłym tygodniu pokazała, jak długą drogę ma do odrobienia klub z Merseyside.
Torres wspominał, że czuł „ciemność” dookoła Liverpoolu, a Chelsea dała mu promyk nadziei. Fani The Reds zarzucali mu, że nie dał Dalglishowi szansy. Pepe Reina jest podekscytowany wpływem Szkota na postawę drużyny, ale pozostaje ostrożny.
- Jest za wcześnie, aby mówić, że wszystko się zmieniło. Dalglish okazał się idealnym mostem, który zjednoczył wszystkich kibiców i cały klub. Mówiąc krótko, to Kenny Dalglish. Jest świetnym trenerem, a poza tym legendą i teraz fani są bardziej cierpliwi niż za czasów Hodgsona, czy nawet Beniteza.
- Jest ikoną i idealnie rozumie co ten klub znaczy i co sobą reprezentuje. Zna kibiców i zatrudnienie go było bardzo ważne. Podobnie jak Steve’a Clarke’a. Ludzie tego nie zauważają, ale jest naprawdę istotny. Bierze na siebie treningi, proponuje nowe rozwiązania i rozpracowuje rywali. Bardzo chcę zaznaczyć jego rolę. Wykonuje wspaniałą robotę.
Zapytany, czy również cierpliwość piłkarzy uległa poprawie Reina ma bardzo prostą odpowiedź.
- Nie wiem. Kiedy mówię o cierpliwości, zawsze myślę o kibicach. Powtarzam, że jest za wcześnie aby oceniać zmiany. Notujemy dobre wyniki i łatwo być optymistą, ale kiedy spojrzymy szerzej, wciąż jest kilka zespołów nad nami. Musimy to zaakceptować. To, czego chce każdy piłkarz to zwycięstwa niezależnie od tego, kto jest trenerem.
- Przywykliśmy do walki z najlepszymi i występów w Lidze Mistrzów, ale smutna rzeczywistość jest inna. Chcę walczyć o tytuły. Liverpool zawsze pozostanie wielkim klubem, ale w tym momencie nie jesteśmy na poziomie Manchesteru United, City, Chelsea czy Arsenalu. Taka jest prawda. Torres, Mascherano, Xabi Alonso… byli fundamentem konkurencyjnego Liverpoolu, a teraz ich tu nie ma.
Czy z tego powodu Reina poczuł się podobnie jak Torres, w pewnym stopniu zobligowany do odejścia?
- Raczej nie, ale nigdy nie powiem, że zostanę do końca kariery, ponieważ sam tego nie wiem. Wszystko zależy od tego, jak zakończymy sezon, od naszej zdolności do rywalizacji z najlepszymi i ambicji. Przede wszystkim liczy się determinacja właścicieli w budowaniu lepszej drużyny. Mam nadzieję, że w swoich staraniach będą hojni, ale wszyscy znamy ekonomiczne realia. Nie mogę powiedzieć ci wiele więcej, mam kontrakt na kolejne 5 lat.
Jeśli to ambicja była najważniejszym powodem odejścia Torresa, dlaczego Reina wciąż jest w Liverpoolu? Czyżby nie był ambitny?
- Jestem ambitny. Jestem – szybko przerywa Hiszpan. Dlaczego został na Merseyside?
- Oto jest pytanie. Wyobrażam sobie, że kibice zauważają zaangażowanie i doceniają to. Fernando nie jest najemnikiem i nie jest chciwy. Nie chodziło o pieniądze. Dał on klubowi szansę w lecie, ale niewiele się zmieniło.
- Pokazywałem swoje oddanie przez ostatnie 6 lat. Odnowiłem kontrakt w delikatnym, trudnym dla klubu momencie chociaż nie wiem, czy zostało to zauważone. Chciałem wykonać ten gest. Również chciałem zobaczyć poprawę i nie odszedłem w lecie, chociaż miałem taką możliwość.
Były poważne oferty?
- Tak. Zostałem, bo chciałem wciąż wierzyć w Liverpool.
Trzech najważniejszych graczy The Reds w osobach Torresa, Reiny i Gerrarda dostało zielone światło na transfer kiedy klub szukał nowych właścicieli. Pepe nie zamierza potwierdzać ani zaprzeczać tym doniesieniom.
- Klauzule mojego kontraktu to sprawa między mną a klubem.
Mimo takich słów jest właściwie pewne, że do umowy bramkarza została dołączona klauzula odejścia oscylująca w okolicy 20 milionów funtów. Czy od tego czasu zmiany zachęciły go do pozostania w klubie? Odejście Torresa do jednych z największych rywali musiało podziałać wręcz odwrotnie.
- Oferty za Torresa wróciły zimą – stwierdza krótko Hiszpan. Po niego oferty nie wróciły, ale na pewno kiedyś znów trafią do włodarzy Liverpoolu. I co wtedy?
- Nie mogę… Nie chcę zgadywać, jaka będzie przyszłość.
Już wcześniej Reina odrzucił możliwość powrotu do Hiszpanii.
- Moje miejsce jest w Anglii.
Problemy Arsenalu z bramkarzami nie mogą w tej sytuacji przejść niezauważone, podobnie jak zbliżający się koniec kariery Edwina van der Sara. Dla fanów Liverpoolu najgorszy możliwy scenariusz może zacząć spełniać się już jutro. Jeśli Manchester pokona The Reds na Anfield zbliży się do kolejnego mistrzostwa Anglii, po którego zdobyciu wyprzedzi Liverpool w liczbie tytułów, a na dokładkę może zabrać Czerwonym wieloletniego bramkarza.
Jeśli wiele aspektów tego, co Reina mówi o Torresie odnosi się również do niego samego, jedna rzecz na pewno nie. Torres odrzucił możliwość transferu do United. Zapytany, czy od niego również można spodziewać się takiej deklaracji, Pepe stwierdza:
- Żaden piłkarz nie może wykluczyć wszystkiego.
- Romantyczna, wieczna miłość jest bardzo rzadkim przypadkiem. Taka jest rzeczywistość i trzeba to zaakceptować.
Komentarze (0)