Meireles zadowolony ze swojej roli
Pomocnik Liverpoolu, 27-letni Raul Meireles, w swoim mieście - w Porto, był właścicielem i zarządcą sklepu z ubraniami, który nazywał się Metropolis. Jednak istnieje obawa, że miałby problem z namówieniem kolegów z Liverpoolu do zakupów w tym miejscu.
Gdy Meireles pozował do zdjęcia w Melwood, Pepe Reina zapytał: - Dla kogo ten wywiad? Sunday Times? I możesz mieć tę koszulkę?
Meireles miał na sobie obcisłą koszulkę francuskiego marynarza, w niebiesko-białe paski, z rękawkami do połówki ramion, które eksponowały przeplatające się tatuaże. Na jednym z nich możemy zobaczyć obraz żony Raula - Ivone. Mając do tego wyblakłe rurki, 27-latek nie wyglądałby całkowicie na wyjętego z rzeczywistości gdyby studiował sztukę na Uniwersytecie Johna Mooresa, ale w prostolinijnym Liverpoolu Football Club, tak.
- Lubię modę angielską, ale modę studentów z uniwersytetu - mówił Meireles. - Cieszy mnie taki styl. Jednak wchodzę do szatni i nikt nie ubiera się jak ja.
Meireles zamknął interes w Porto zanim za 11 mln funtów przeniósł się do Anglii z FC Porto, częściowo ze względu na trudne czasy dla ekonomów, a częściowo przez to, że odkrył, iż zbyt dużo czasu spędzał na wyborze towaru. Mimo tego nie przestał zupełnie interesować się otaczającą go modą.
- Lubię ubierać moją żonę - mówił. - Wybieram ubrania dla niej i dla mojej córki. Wiem, że to nadzwyczajne, ale Ivone to uwielbia.
Nadzwyczajne i nieprzewidywalne: zupełnie takie same jak ostatnie wyczyny Portugalczyka na murawie. Kiedy Meireles przybył do Liverpoolu miał reputację pomocnika biegającego od jednego krańca boiska, na drugie. Wzięło się to stąd, że wygrał 4 mistrzostwa ligi i zabłysnął na Mistrzostwach Świata inteligentną oraz energiczną grą. Później Kenny Dalglish wrócił na stanowisko menedżera Liverpoolu, przeanalizował swoją kadrę szukając indywidualisty mogącego grać za napastnikiem i zadecydował ustawić go bardziej z przodu, wiedząc, że umiejętności dobrego podania i ustawienia na odpowiedniej pozycji Meirelesa, są warte ryzyka.
W wyniku tego miał na koncie passę 5. goli zdobytych w 6. meczach bez porażki, wliczając w to zwycięskie trafienie na Stamford Bridge. Meireles był głównym strzelcem Liverpoolu w lidze, z największą liczbą oddanych strzałów ze wszystkich w drużynie, a ponadto zdobył większą liczbę bramek przez tych 6 spotkań niż był w stanie w całym ubiegłorocznym sezonie.
Jednak Meireles odmawia stwierdzeń, że bramki to jego główne zadanie. Portugalczyk docenia ciężką pracę partnerów i pomyślność z ustawieniem trzech środkowych obrońców, gdyż rywalom, którzy są przyzwyczajeni do klasycznych czterech defensorów, ciężko jest się z tym uporać.
- Nie mam obsesji strzelania bramek - powiedział Meireles. - To nie moje zadanie. Ludzie mówią "Zaraz, strzelasz gole, jesteś..." Nie, nie jestem Steviem Gerrardem. W porządku, Stevie jest pomocnikiem, ale zdobył wiele trafień, to jego cecha, nie moja. Nie jestem piłkarzem tego typu. Jednak z pewnością, kiedy stanę przed szansą postaram się wpisać na listę strzelców.
- Gram bardziej z przodu, jestem bliżej dobrych pozycji do oddania strzału i dlatego to się dzieje. Jednak dla mnie, jestem tym samym zawodnikiem. Sprawa jest taka, że strzeliłem kilka bramek, a bramki zmieniają twój image. Robię swoje tak samo jak wcześniej.
Współwłaściciel, John W Henry, wyraził ostatnio satysfakcję wynikającą z wysiłków Dalglisha, a Anfield często skanduje nazwisko bossa. - Pod wodzą Roya Hodgsona wyniki nie były najlepsze i czuliśmy, że kibice przestali wierzyć w zespół, ale od przybycia Kennego atmosfera jest niewiarygodna - mówił Meireles.
Póki co, Szkot wciąż jest zatrudniony do końca sezonu jako dozorca. Pojawiły się spekulacje o tym, że Liverpool kusi Andre Villas-Boasa z ligi portugalskiej, a Henry aktualnie zatrudnia jednego z byłych asystentów Jose Mourinho.
- Steve Clark jest fantastyczny - powiedział Meireles. - O sposobie organizowania treningów i sesji mogę wyrażać się tylko w dobrych słowach. Naprawdę lubię go jako człowieka. Widzę po nim wpływ Mourinho. Nie miałem okazji pracować z Jose, ale przez miesiąc pracowałem z Andre Villas-Boasem i mają ten sam styl. Jest większa różnorodność, pracujemy więcej z piłką i to cieszy. Każdy to wie: jesteśmy lepsi. Gdy dobrze trenujesz, grasz dobrze.
Entuzjazm Meirelesa w temacie Liverpoolu jako miasta jest podobnie wylewny. Żyje w centrum, cieszy się poznawaniem uroków ulic podczas spacerów i chociaż bramki odebrały mu anonimowość, którą miał w pierwszych miesiącach na Merseyside, zauważył grzeczność kibiców, którzy proszą o zdjęcia i podpisy. Raul polubił nawet dialekt swojej sześcioletniej córki, Lary.
- Mojej rodzinie miasto też się podoba - mówił Meireles. - Moja córka zaczęła mówić jak mały Scouser - z prawdziwym akcentem. Kocham Liverpool, to naprawdę wielki klub. Wiesz, zawsze marzyłem o grze w Premier League, ale nigdy nie śniłem o grze w Liverpoolu, Manchesterze United czy Chelsea. Nic z tych rzeczy, chciałem po prostu spróbować sił w Premier League. Jednak w Liverpoolu, to jeszcze lepsze. W każdym meczu, który rozgrywamy kibice są w porządku, to niewiarygodne. Naprawdę rozkoszuje się grą dla tego klubu.
Kiedy Meireles przybywał do klubu podczas niepokojącej końcówki rządów Toma Hicksa oraz George'a Giletta, ustalono nieformalne porozumienie o możliwości przedłużenia jego kontraktu, jeśli pierwszy sezon będzie miał udany. Piłkarz byłby zachwycony, jeśli nowy zarząd wykorzystałby to. - Jeśli miałbym okazję, podpisałbym nowy kontrakt już dziś. Na 10, 20 lat. Super, z pewnością zrobiłbym to.
Transfer Meirelesa miał jeden negatywny skutek. Zawodnik nie jest w stanie dodać do swojej kolekcji tatuaży, kolejnego dzieła z ręki jednego Portugalskiego artysty, tego samego, który tatuował 18-letnich partnerów - Raula i Ivone. - Naprawdę za tym tęsknie. Czuję się jakbym był głodny zrobienia tatuażu. Niektórzy ludzie mają słabości i uzależnienia. Moja żona przez tydzień była w Portugalii, zrobiła tatuaż i po powrocie do domu drażniła się ze mną, "podoba Ci się?". Mam potrzebę wykonania go.
Natomiast Liverpool potrzebuje Meirelesa.
Komentarze (0)