Spokój zagościł na Anfield
Przez ostatnie trzy i pół roku Liverpool Football Club wydawał się jakby dryfować bez steru, ściągnięty na samo dno. Brak zaufania i wewnętrzny konflikt dominowały kiedy prawidłowe funkcjonowanie klubu uprzykrzała nieudolna polityka wewnętrzna.
Liverpool chwali sobie nieobecność dwóch zwaśnionych właścicieli, którzy nie mogli znieść się nawzajem oraz menagera, który był w stałym konflikcie z dyrektorem naczelnym i dyrektorem generalnym.
Przejęcie klubu przez Fenway Sports Group w październiku dało nadzieję na początek nowej ery na Anfield. Po pięciu miesiącach można śmiało stwierdzić, że tak się właśnie stało.
Spotkanie Iana Ayre, nowego dyrektora generalnego i Damiena Comolliego, dyrektora ds. piłki nożnej, które odbyło się w tym tygodniu, dodatkowo daje pewność, że z właściwymi osobami na właściwych miejscach Liverpool zrobi krok naprzód.
Jest jeszcze odpowiedź, na którą wszyscy czekamy, ale to zapewne tylko kwestia czasu kiedy Kenny Dalglish zostanie ogłoszony menagerem Liverpoolu z kontraktem na stałe. Zarówno właściciele, jak i Dalglish są zgodni co do tego, że nie ma potrzeby śpieszyć się z formalnościami.
Awans Comolliego to zasługa wrażenia jakie zrobił na wszystkich przychodząc w listopadzie z Saint Etienne.
Po tym jak w styczniu odegrał kluczową rolę przy zakupie Luisa Suareza i Andy’ego Corrolla, zakres jego obowiązków powiększył się o analizę pomeczową, negocjowanie kontraktów oraz kontrolę pracy Akademii w Kirkby.
Poza trenowaniem zawodników i wybieraniem składu Francuz będzie miał oko na wszystko co dzieje się w klubie.
Wzrost zasięgu władzy jest znaczący, jednak to mianowanie Iana Ayre zostało odebrane z największym entuzjazmem.
Po czterech miesiącach poszukiwań następcy Christiana Purslowa, właściciel John Henry i prezes Tom Werner doszli do wniosku, że najlepszy kandydat jest już wśród pracowników.
To był mądry ruch, który dużo mówi o właścicielach Liverpoolu jak i o samym zainteresowanym.
Ayre był promykiem nadziei podczas ponurych rządów Hicksa i Gilletta.
Interesy handlowe Liverpoolu, które przez długi czas nie dorównywały rywalom, przeszły zmianę pod jego wodzą.
47-latek z powodzeniem wynegocjował rekordowy sponsoring na koszulkach zawiązując umowę ze Standard Chartered.
Poza tym, że jest kompletnym biznesmenem, posiada jeszcze jedną bardzo ważną zaletę.
Urodził się i wychował się w Liverpoolu, jest Scouserem od urodzenia. Dorastając w Kirkdale skacząc między samochodami kibiców Evertonu biegł by dostać się na Anfield. Na pierwszy mecz poszedł mając 7 lat, wkrótce zaczął jeździć także na mecze wyjazdowe.
Ayre doskonale wie czego oczekują fani Liverpoolu, ponieważ jest jednym z nich. Wie jakie odległości pokonują podążając za drużyną i czego oczekują w zamian.
Podczas rozmowy w jego biurze przy Chanel Street przepływała przez niego duma i uczucie podekscytowania. Właśnie spełnia się jego wielkie marzenie.
Henry i Werner mądrze wybrali. Istniało ryzyko, że będą chcieli zwolnić Ayre, którego w 2007 roku powołał Hicks i Gillett, niejako pozbywając się spuścizny poprzednich właścicieli klubu.
Ktoś taki jak Ayre, z otwartym sercem dla klubu i ogromną wiedzą o nim jest bezcenny.
- Kiedy patrzę na cztery poprzednie lata w Liverpoolu stwierdzam, że jednym elementem, którego brakowało była jedność – mówi Ayre.
- Moim zadaniem jest uświadomić wszystkich, że płyniemy w tym samym kierunku.
Nie było to tak dawno, kiedy Liverpool znalazł w niebezpieczeństwie zatonięcia bez śladu. Wybór Ayre to kolejny ważny krok na drodze ku poprawie.
Komentarze (0)