Cierpliwość Reiny niezbędna
Kibice Liverpoolu będą jutro desperacko wierzyć, że Pepe Reina nie poczuje smaku Emirates Stadium podczas jutrzejszej potyczki z Arsenalem. Jeśli Arsene Wenger spełni swoje zamiary, bramkarz The Reds będzie regularnie widywany w północnym Londynie w przyszłym sezonie.
Liverpoolowi nie są obce sagi związane z letnimi transferami, a spekulacje na temat przyszłości Reiny już się nasiliły.
Hiszpan cieszy się powodzeniem. W momencie otwarcia okienka zarówno Manchester United, jak i Arsenal będą poszukiwały klasowego golkipera. Pojawią się również oferty z jego ojczyzny.
Oczywiście przenosiny na Old Trafford są nie do pomyślenia dla piłkarza, mającego za sobą ponad 300 występów w barwach Liverpoolu.
Jednak Arsenal to zupełnie inna opcja. Wenger próbował bezskutecznie pozyskać Reinę przed rokiem, a od tamtego momentu jego potrzeba znalezienia bramkarza tylko wzrosła.
Problemy Kanonierów w tej kwestii podsumowało ponowne skorzystanie z usług 41-letniego Jensa Lehmanna.
Reina będzie musiał podjąć niezwykle ważną decyzję. Latem kończy 29 lat i osiąga szczyt swojej formy.
Jeżeli zostanie na Anfield, czeka go trzeci sezon z rzędu poza Ligą Mistrzów.
Jednak w przypadku odejścia, odwróci się plecami do ekscytującego nowego rozdziału w historii Liverpoolu pod panowaniem Kenny'ego Dalglisha.
Reina to ostatni z Hiszpanów, wokół których Rafael Benitez zbudował dynastię Liverpoolu. Obserwując odejścia rodaków, Xabiego Alonso i Fernando Torresa, naturalne stało się dla niego rozmyślanie nad własną przyszłością.
Jednakże jego najlepszy przyjaciel Torres odkrył już, że nie zawsze w innych miejscach trawa jest bardziej zielona.
Decyzja Torresa było dla kibiców, zezłoszczonych momentem składania przez niego prośby o transfer i klubem jaki wybrał, ciosem w tył głowy.
Ostatnie trzy miesiące pokazały, że Torres nie był tak wielką stratą, jak się tego obawiano. Zamiast niego błyszczą Luis Suarez i Andy Carroll, a nikt nie zaprzeczy stwierdzeniu, iż Liverpool stwarza teraz większe zagrożenie.
Gole Torresa można zastąpić, ale lukę po Reinie wypełnić będzie znacznie trudniej.
Przede wszystkim, jest on najbardziej konsekwentnym bramkarzem w Premier League. Pobił klubowe rekordy i zasługuje na to samo miejsce w historii, co Ray Clemence.
Jednak Reina, kupiony w 2005 roku za 6 milionów funtów z Villarealu, oferuje jeszcze więcej. Trzeci pod względem stażu z obecnych piłkarzy The Reds, zakładał opaskę kapitańską gdy nieobecni byli Steven Gerrard i Jamie Carragher. Nawet bez niej jest liderem w szatni.
Koledzy lubią go i szanują, a on stara się wnosić do drużyny wszystko co najlepsze.
Zawodnik, którego kontrakt kończy się w 2016 roku, był przekonany do pozostania w ubiegłym roku, ponieważ czekać go miały lepsze dni.
Zamiast tego, przez sześć miesięcy klub staczał się, aż Dalglish zebrał wreszcie w jedną całość wszystkie kawałki.
Reina ostrzegł miesiąc temu, że lojalność zależeć będzie od tego czy jego ambicje pokryją się z tymi Liverpoolu.
- Nigdy nie powiedziałbym "Nigdzie nie pójdę", ponieważ nie wiem tego.
- Jestem szczęśliwy, jednak nikomu nie będę przysięgał wiecznej miłości.
- Wszystko zależy od tego, jak skończy się sezon. Od chęci właścicieli do zbudowania lepszego zespołu.
- Wcześniej byliśmy przyzwyczajeni do rywalizacji z największymi klubami w Lidze Mistrzów. Niestety, teraz tak nie jest. Chcę zdobywać tytuły - przyznał.
Liverpool pod wodzą Kenny'ego Dalglisha ożywia się, jednak kluczowe będzie przekonanie Reiny do pozostania w Merseyside.
Bramkarz, bardzo słusznie, głodny jest sukcesów po pięciu nieurodzajnych latach.
Kibice mogą mieć tylko nadzieję na zbawienie przez Fenway Sports Group, w efekcie czego Reina zdecyduje się na walkę o trofea bez zmiany klubowych barw.
The Reds potrzebują jeszcze odrobiny jego cierpliwości.
Komentarze (0)