Epicki szwindel - część trzecia
Przedstawiamy Państwu trzeci i zarazem ostatni fragment książki Briana Reade'a. Tym razem będziemy mogli poznać nieco prawdy na temat intryg związanych ze stanowiskiem menedżera Liverpoolu, tego jak amerykańscy włodarze traktowali Rafę Beniteza, oraz tego jak, Rick Parry ocenia sprzedaż klubu Hicksowi i Gillettowi.
***
Spotkanie Rafy Beniteza z włodarzami miało się odbyć w Atenach, o północy, w hotelu Pentelikon. Założenie było takie, iż niezależnie od tego czy Liverpool wygra, czy przegra w finale Ligi Mistrzów 2007 roku, usiądą razem i ukłują plany związane z pierwszym okienkiem transferowym Amerykanów - mając świadomość, że ich rywale już się tym zajmują. Jednak po meczu Tom Hicks i George Gillett wsiedli na pokład prywatnego odrzutowca i odlecieli prosto do Ameryki, zostawiając Beniteza, który już był przygaszony i sflaczały po porażce w największym klubowym finale, w jeszcze gorszym nastroju.
Hiszpan zaczął samotnie spacerować po ulicach Aten. Wędrówka trwała całą noc, nawet wtedy, kiedy zaczął padać deszcz. Nie widział sensu w siedzeniu w hotelowym barze z piłkarzami, którzy rozmawiali o tym co mogło być, albo ze współpracownikami, rozmawiającym o tym co może być w następnym sezonie, ponieważ nie znał odpowiedzi. Spacerował więc do śniadania a zamieszanie w jego głowie narastało.
Po kilku godzinach snu, siadł przed światowymi mediami i wyrzucił z siebie wszystkie frustracje, które rosły w jego głowie. „Jestem zmęczony tym ciągłym gadaniem. Rozmawiamy i rozmawiamy, ale nigdy nie kończymy. Chcę, żeby pewne rzeczy zostały zrobione” - powiedział, otwarcie atakując włodarzy.
Wrzód został rozcięty i od tej chwili nic już nie było takie, jak dawniej.
Pierwszym, instynktownym odruchem Teksańczyka Hicksa, było rzucenie swojego Stetsona (rodzaj kapelusza – przyp. Asfodel), wyciągnięcie Colta 45 i naszpikowanie Rafy ołowiem. Problem polegał jednak na tym, że ten, mając na koncie dwa europejskie finały w ciągu trzech lat, był tak samo nietykalny, jak wyposażona w Viagrę panda w chińskim zoo. Mimo to obaj Amerykanie zgodzili się, że ich menadżer musi odejść.
Sześć miesięcy później, zimnej, grudniowej nocy, spotkałem Beniteza w domu wspólnego znajomego. Już po kilku minutach patrzenia na jego przygaszoną twarz i słuchania tego, jak obnażał swoją duszę , było jasne, że czuł się osaczony i zdradzony.
„Prawda jest taka, że oni mnie wykańczają” – powiedział siedząc na kanapie. Miedzy nami znajdowała się skórzana aktówka, z której wyciągał różne wykresy i dokumenty potwierdzające jego argumenty. „Opieram się na faktach. Tylko na faktach. Wiem, że rozmawiali na temat mojej pracy z Jose Mourinho, Fabio Capello i Jurgenem Klinsmannem, ale co mogą na to poradzić? Ci ludzie powinni pamiętać, że zanim wygraliśmy Ligę Mistrzów, w kontekście europejskim byliśmy tacy jak Atletico Madryt. Bez tego zwycięstwa bylibyśmy nikim w Europie, nikim.”
Mówił też o tym, jak frustrująca jest współpraca z dyrektorem wykonawczym, Rickiem Parrym: „Zeszłego lata chciałem Florenta Maloude, ale Parry nie chciał zapłacić tyle pieniędzy, więc Malouda zawędrował do Chelsea. Parry kupił Ryana Babela i zapłacił 2 miliony więcej, niż chcieliśmy. Zapłacił też dużo za Jermaine’a Pennanta i Yossiego Benayouna i popełnił wielki błąd, jeśli chodzi o kontrakt Javiera Mascherano, pozostawiając mu możliwość odejścia, co w efekcie kosztowało klub jeszcze więcej pieniędzy.
Jego frustracja była namacalna, a paranoja rosła. Bał się, że fani mogą uwierzyć w te pełne jadu rzeczy na jego temat i tracił wiarę: „Niektórzy mogą w to uwierzyć nie znając faktów. A prawda jest taka: prowadzę stare BMW podczas gdy Ferguson i Mourinho jadą Ferrari. Muszę gwałtownie skręcać i oszukiwać, żeby ich pokonać. Mogę to zrobić, jednak potrzebuję pieniędzy i wsparcia, żeby wyprzedzić Ferrari.”
Tymczasem wyglądało na to, że wszystko co dostawał od Amerykanów, to były pochlebstwa, które natychmiast przejrzał na wylot: „Nie lubię ludzi mówiących mi: jesteś świetny, jesteś znakomity. Nienawidzę tego. Wiem jaki jestem. Znam swoje ograniczenia. Nie byłem wielkim piłkarzem, ale pracowałem ciężko nad stroną techniczną. Jestem dumny z tego co zrobiłem, ale znam siebie. Nienawidzę tych słodkich słów. Lubie działanie."
Kiedy zapytałem go, dlaczego po prostu nie odszedł z Liverpoolu, skoro był to taki kłopot i nie przyjął jednej z ofert Realu Madryt, odpowiedział: „Za bardzo kocham klub, a moja żona kocha tu mieszkać. To jest mój dom. A poza tym, jeśli ja odejdę Reina, Arbeloa, Mascherano i Torres też pewnie odejdą. Xabi Alonso odejdzie z pewnością, ale on chce wrócić do Hiszpanii.”
Zapytałem, dlaczego niektórzy zawodnicy mówili, iż nie okazywał im wystarczająco dużo miłości. Powiedział, że większość z nich tego nie potrzebuje, choć niektórzy, tak jak Steven Gerrard, akurat tak. Dodał, że podczas swojej kariery menadżerskiej odgrywał rolę złego policjanta, podczas gdy jego asystent, Paco Ayesteran, był tym dobrym. Dzięki temu byli w stanie ciągłej gotowości.
Ale Paco odszedł. Dlaczego?
„Musiał odejść. Zdradził mnie.”
Słowa Beniteza wspierały wszystko co widziałem, słyszałem i czego obawiałem się w niecały rok odkąd zaczęli rządzić Amerykanie... Anfield było naszpikowane pełnymi jadu odprawami, brakiem zaufania, brakiem lojalności i ciosami w plecy.
Zamieniło się w gniazdo żmij.
***
Kidy stanowisko Beniteza zostało zaoferowane Klinsmannowi, ludzie od PR z obozu Hicksa twierdzili, że to wszystko było sprawką Gilletta. Według ich wersji, Gillett przedstawił Klinsmanna Hicksowi, mówiąc: „Musimy wynająć tego kolesia”, ale Teksańczyk był obojętny.
Nie tak to jednak wyglądało według jednego z ważniejszych ludzi w Liverpoolu, który powiedział, że odkąd Hicks spotkał Klismanna, był zdesperowany, by uczynić go menadżerem. Zaprosił Niemca i jego żonę na obiad w Święto Dziękczynienia do swojego drugiego domu w Kalifornii. Bardzo mu się podobało to co słyszał podczas rozmowy, więc w typowym dla niego stylu, postanowił wziąć byka za rogi.
Pomysł pracy na Anfield został Klinsmannowi przedstawiony. W prawdzie Benitez miał tam zostać jeszcze przez jakiś czas, ale on nie powinien się tym martwić.
Agent jednego z piłkarzy Liverpoolu został poproszony o wybadanie, jak jego klient zareagowałby, gdyby menadżerem miał zostać Klinsmann. Piłkarz nie mógł w to uwierzyć.
Zawarcie umowy opóźniało się. Klinsmann nabierał złych przeczuć, potem stracił zainteresowanie i wrócił do Niemiec, by zostać trenerem Bayernu Monachium, co doprowadziło Hicka do furii.
„Powinniśmy się wstydzić” – napisał w mailu do Gilletta i Parry’ego.
„Mówienie, że Tom Hicks był niewinny w sprawie Klinsmanna to żart.” – powiedział mój rozmówca. „Wiem, że był z nim w kontakcie, ponieważ kiedy w styczniu pracowaliśmy nad kontraktem dla Skrtela, wysłał Klinsmannowi maila, pytając, czy nie płaciliśmy zbyt dużo.”
***
Rick Parry nie sądzi, żeby sprzedaż Liverpoolu Amerykanom, była wielką porażką jego czasu na stanowisku dyrektora wykonawczego. Dwie rzeczy, których najbardziej żałuje, to że nie udało się zdobyć mistrzostwa i zbudować nowego stadionu. Ale z pewnością wspomnienie tego, jak sprzedał srebra rodzinne jest przyczyną bezsennych nocy?
„Nie sądzę, żeby ktokolwiek tego nie żałował. Ale łatwiej jest być mądrym po szkodzie, niż umieć przewidzieć to, co nastąpi” – powiedział. „Chciałbym, żeby David Moores nie zdecydował się na sprzedaż, ponieważ nikt nie troszczył się bardziej o klub niż on. Mogliśmy pożyczyć pieniądze na budowę nowego stadionu, jednak jeśli mielibyśmy zły rok na boisku, nie mielibyśmy możliwości kupienia nowych piłkarzy. Na takie ryzyko David nie był gotowy.”
A co z zarzutami, że Parry sprzedał klub Amerykanom po to, by wymościć własne gniazdko?
„Sugerowanie, że faworyzowałem Hicksa i Gilletta, ponieważ dostałem od nich dobrą ofertę, jest dla mnie wyjątkowo obraźliwe i to nie tylko dlatego, że nie ma nawet strzępu dowodu na potwierdzenie tego.”
Jak więc się stało, że zdecydowaliście się sprzedać Hicksowi? Czy ty i Moores po prostu polegaliście na słowach Gilletta?
„W efekcie tak. Znaliśmy Georga od sześciu miesięcy i mieliśmy względem niego pozytywne odczucia. Więc gdy powiedział: „zaufajcie mi, Tom to porządny człowiek” pomyśleliśmy: „Cóż, to oczywiste, że znasz go o wiele lepiej niż my. Zdecydowałeś się dać mu 50% klubu, a więc na pewno sprawdziłeś to, co trzeba.” Na tym właśnie polegaliśmy”
Komentarze (0)