Werner o Kennym i przyszłości
Tom Werner, prezes Liverpoolu, przybył wczoraj do Zjednoczonego Królestwa. Oto co miał do powiedzenia na temat zatrudnienia Kenny'go Dalglisha na stanowisku menadżera Liverpoolu.
- Tom, po tym jak w czwartek ogłoszono, że Kenny Dalglish zostanie menadżerem na stałe, wśród fanów wybuchła euforia. Czy był jakiś konkretny moment, w którym dotarło do Ciebie, że Kenny jest idealnym człowiekiem na to stanowisko?
- Myślę, że od samego początku byliśmy pod wrażeniem jego zdolności przywódczych i skupienia nad pracą. Jest oczywiste, że w momencie, gdy zatrudnialiśmy go na stanowisko tymczasowego menadżera, mieliśmy nadzieję, że odniesie sukces. Z pewnością klub podąża w odpowiednim kierunku - Kenny odnosi sukcesy na boisku, ale jesteśmy wprost uradowani tym, jak układa mu się współpraca z Damienem (Comollim - przyp. Asfodel), Stevem Clarkiem i piłkarzami. On jest po prostu idealnym człowiekiem na to stanowisko - to oczywiste.
- W styczniu Kenny został wyznaczony na tymczasowego menadżera - czy jakaś część ciebie myślała wtedy, że może okazać się faworytem w walce o to stanowisko?
- Mieliśmy taką nadzieję, ponieważ oczywiste jest, że nikt nie ma takiego zrozumienia klubu jak on - nie tylko jako piłkarz, ale także osoba, która rozumie "drogę Liverpoolu". Z całą pewnością był faworytem.
- Który z elementów pracy, jaką wykonał w klubie do tej pory zrobił na tobie największe wrażenie?
- Myślę, że kiedy przejęliśmy Liverpool, czuliśmy, że klub potrzebuje jakiegoś nowego sensu w kierowaniu. Kenny był w stanie obudzić w piłkarzach poczucie pewności siebie. Oczywiście, rezultaty mówią same za siebie. Ciągle mamy mnóstwo pracy do wykonania, ale Kenny pomógł odwrócić bieg części spraw o 180 stopni.
- Wygląda na to, że wie największe zmiany zanotowane, odkąd Kenny jest na stanowisku, związane są ze stylem gry i formą poszczególnych piłkarzy - jesteś chyba zachwycony obiema?
- Absolutnie! Powiem, ze Kenny okazał się niesamowity, jeśli chodzi o motywowanie ludzi. Rozmawiałem z jednym z piłkarzy, który powiedział, że wszyscy zawodnicy są podniesieni na duchu i zjednoczeni - właśnie za sprawą Kenny'ego.
- Kenny udowodnił, że nie boi się skorzystać z młodych zawodników nawet w wielkich meczach. Jak ważne jest - z punktu widzenia klubowej strategii - że młodzi dostają szanse?
- To jest niesamowicie istotne, zwłaszcza, że jednym z problemów z którymi musieliśmy się uporać, był średni wiek zawodników. Trzeba wprowadzać młodych piłkarzy do systemu i przynajmniej dawać im jakieś szanse. Z całą pewnością owi młodzi zawodnicy po raz kolejny udowodnili, że są warci tego, by być w naszym składzie.
- Czy udaje ci się oglądać mecze będąc w Stanach i jak została tam odebrana transformacja Liverpoolu?
- Razem z Johnym (John Henry - przyp. Asfodel) oglądamy oczywiście wszystkie mecze - to, że strzelamy bramki i jak poczucie pewności z jakim gramy, jest wprost cudowne. Nie myślimy, że dotarliśmy do miejsca, w którym możemy zwyczajnie usiąść na laurach. Wprawdzie nie udało nam się dostać do Ligi Mistrzów, ale z całą pewnością idziemy w odpowiednim kierunku i dlatego nie możemy się doczekać sobotniego meczu.
- Poniedziałkowy mecz z Fulham był jednym z najlepszych w tym sezonie, czy jest jednak jakiś inny, który faworyzujesz najbardziej z pośród tych, które rozegrano od twojego przybycia w październiku?
- Oglądaliśmy to spotkanie razem z Johnym. Podobało nam się bardzo dlatego, że strzeliliśmy pierwszą bramkę tak szybko, a potem następną.
- Nie rozmawialiśmy z tobą odkąd Ian Ayre został ogłoszony dyrektorem zarządzającym i ujawniono nową rolę Damiena. Jak ważne okazały się te posunięcia?
- Bardzo, bardzo ważne. Obaj są wyjątkowymi dyrektorami. Krocząc naprzód chcemy stworzyć poczucie jedności. Wszyscy, począwszy od nas, właścicieli, po ludzi pracujących w szatni, czujemy, że podążamy w tym samym kierunku.
- Damien Comolli, Ian Ayre i Kenny - wydaje się, że wszyscy dobrze pracują razem. Jak ważna jest relacja między stroną biznesową i stroną piłkarską klubu?
- Myślę, że obie muszą pracować ramię w ramię. Im większe dochody generuje strona biznesowa, tym silniejszy może być nasz skład, a im silniejszy skład, tym większe dochody można wytworzyć. Przykładowo - jak wiesz, latem wybieramy się do Azji i mamy nadzieję poprawić nasz wizerunek jako najwspanialszego klubu na świecie. Wszystkie te elementy muszą pracować ramię w ramię. Oczywiście, nasz sukces na boisku jest najważniejszy - żywi się sam, oraz dzięki temu, że trójka kierujących - Damien, Ian i Kenny - dobrze współpracują. Dla naszych kibiców jest to wspaniałe.
- Jedną z rzeczy, na którą zwracają uwagę ludzie związani z klubem, jest poczucie stabilności, przywrócone po licznych latach konfliktu. Czy jest coś, na co ty i John zwracacie szczególną uwagę?
- Myślę, że najważniejsze jest, żebyśmy podążali we właściwym kierunku. Jeśli jednak porównać to do wspinania się na szczyt, powiem, że jesteśmy w obozie wyjściowym i że przywróciliśmy stabilność. Mamy długą drogę do przebycia i z całą pewnością nie chcemy obiecywać zbyt wiele. Myślę, że fani czują nową falę optymizmu w klubie, jednak niczego jeszcze nie osiągnęliśmy. Idziemy w dobrą stronę, czuje, że jesteśmy zjednoczeni, jestem spokojny o przyszłość i patrzę na nią optymistycznie, z całą pewnością jednak mamy długą drogę do przebycia. Dlatego częścią mego przesłania do fanów jest prośba o wyrozumiałość i cierpliwość, bo podążamy w dobrym kierunku.
- Biorąc pod uwagę, że od stycznia nasza forma robi wrażenie i fakt, że zatrudniono Kenny'ego - czy istnieje niebezpieczeństwo, że oczekiwania co do osiągnięć klubu w przyszłym sezonie, mogą się wymknąć spod kontroli? Kenny mówi, że zawsze najważniejszy jest następny mecz - czy zgadzasz się z tą filozofią?
- Myślę, że staramy się dorównać do oczekiwań. Mamy wiele do zrobienia. Rozmawiałem wcześniej z Damienem - musi ciągle pracować nad wzmocnieniem składu i z pewnością nie ustaniemy zanim wygramy jakieś mistrzostwo. Czy myślę, że podążamy we właściwym kierunku? Oczywiście. Czujemy wielką ekscytację i wszyscy oczekujemy weekendowego meczu Liverpoolu. Wspaniale czuć coś takiego, bo oprócz Anfield nie ma chyba innego miejsca, w którym chciałbym być w niedziele.
- Czyli zgodzisz się, że mamy jeszcze wiele do zrobienia - zarówno na boisku jak i poza nim - zanim wszyscy związani z LFC będą mogli się odprężyć?
- Racja. Jednak najważniejszym doświadczeniem, związanym z zarządzaniem w sporcie, jakie wynieślismy z Bostonu jest to, że wszystko zaczyna się od zespołu zarządzającego. Myślę, że mamy właściwy na miejscu - rozmawialiśmy o Ianie Kennym i Stevie - cieszymy się, że mamy odpowiedni zespół, który wzmocnimy latem. Oczekuje przyszłości ze spokojem.
Paul Eaton
Komentarze (0)