Dalglish o meczu
Kenny Dalglish przyznał, że Liverpool musiał zapłacić za powolne rozpoczęcie meczu, w którym Tottenham Hotspur wygraną 2-0 podważył ich europejskie aspiracje.
Wolej Rafaela van der Vaart'a i karny Luki Modrić'a zabezpieczyły Spurs w ich wyścigu po kwalifikacje Ligi Europy oraz zwiększyły szanse na to, że swój plan Koguty wykonają co do joty.
By skończyć na piątym miejscu, The Reds muszą osiągnąć lepszy wynik, niż uzyskany przez Tottenham w starciu z Birmingham. W tym samym czasie Dalglish zmierzy się z Aston Villą w niedzielę.
- Myślę, że zaczęli lepiej od nas, strzelając gola, na co nie zareagowaliśmy przez 25-30 minut – stwierdził boss podczas swojej pomeczowej konferencji.
- Zaczęliśmy wyglądać odrobinę lepiej, ale na początku drugiej połowy zdobyli kolejnego gola, co stworzyło im prawdziwy przyczółek podczas tego meczu.
- Było nam ciężko się przełamać. Nie graliśmy dziś wystarczająco dobrze, by stawić im czoła i stworzyć sobie okazje bramkowe, ale z drugiej strony nie sądzę, by Pepe był dziś szczególnie zajęty.
- Nie graliśmy tak dobrze, jak potrafimy, i to rozczarowało graczy, ponieważ w odpowiedni sposób mogli zakończyć ostatni mecz na Anfield w tym sezonie, przypieczętowując postęp, jakiego dokonali od stycznia. Być może był to zbyt bajkowy scenariusz.
- Jesteśmy zawiedzeni, że nie nawiązaliśmy gry, ponieważ to byłby dobry sposób na pożegnanie.
Dalglish dodał:
- Nie wiemy, dlaczego nie zaczęliśmy tak dobrze, jak poprzednio, i na ile jesteśmy zdolni, ale myślę, że tak, jak we wszystkim, w futbolu zdarzają się takie dni.
Tottenham podwoił swoje prowadzenie na początku drugiej połowy, kiedy Koguty otrzymały karnego po niesłusznej decyzji Howarda Webba dotyczącej starcia barkami Johna Flanagana ze Stevenem Pienaar'em.
Dalglish wolał zachować rozsądek w ocenie incydentu, kiedy został o niego spytany przez dziennikarzy, przyznając, że wolałby skupić się na występie jego drużyny.
- Dla nikogo nie jest pomocnym fakt, że nie możemy wyrazić swojej szczerej opinii i jest tym bardziej rozczarowującym, że sędziowie wychodzą z takich sytuacji nietknięci, bez konieczności wyjaśnienia swoich decyzji – powiedział.
- Myślę, że bezpieczniejszym dla mnie będzie pominąć tę kwestię i zając się kolejnym pytaniem.
- Moim zdaniem to nie jest wyścig po piąte miejsce, chodzi wyłącznie o rozczarowanie występem.
- Możesz cierpieć z powodu błędów w sędziowaniu, ale nie możesz stanowić prawa – możemy tylko skupić się na sobie. Znacznie bardziej pomoglibyśmy sobie zaczynając grę lepiej, niż to zrobilismy.
W tym samym czasie reporterzy wypytywali Dalglisha o sposób, w jaki powrót Andy'ego Carroll'a do wyjściowej jedenastki wpłynął na nastawienie jego drużyny do meczu.
Kontuzja Raula Meirelesa oznaczała powrót numeru 9 do drużyny, po tym jak ominał go wygrany mecz z Fulham.
- Ktokolwiek ma zagrać, nie zmienia to niczyjego nastawienia, czy zamiarów wobec meczu – wychodzisz na murawę, dobrze i błyskotliwie zaczynasz, robisz swoje.
- Nie trenował tak dużo, jak on, czy my byśmy tego chcieli. Byliśmy zmuszeni do oszczędzania go, ponieważ David Ngog rozegrał tylko 45 minut w drużynie rezerw, więc żaden z nich nie był do końca gotów. Andy grał dłużej, niż spodziewaliśmy się, że będzie mógł.
- Nie sądzę, by zmiana w sposobie gry powinna kogokolwiek zobowiązywać do zmian w nastawieniu czy oczekiwaniu wobec meczu. Nie nastawiliśmy się wystarczająco dobrze w pierwszej połowie i ponieśliśmy tego konsekwencje.
Był to ostatni domowy mecz w sezonie 2011-11, więc Dalglish pozwolił drużynie Liverpoolu i asystentom na tradycyjne, pomeczowe pożegnanie z kibicami.
The Kop przyjęło ich z entuzjazmem, mimo rozczarowującego wyniku.
- Mimo to czuliśmy się jakbyśmy ich zawiedli nie osiągając oczekiwanego rezultatu – przyznał Dalglish.
- To przykra sprawa. Docenienie jest zawsze częścią ich dopingu, więc czasami jest miło nagrodzić ich zwycięstwem, ale nieszczęśliwie nie mogliśmy dziś tego osiągnąć – dodał na zakończenie menadżer The Reds.
Komentarze (0)