Vladi wspomina Stambuł
6 lat temu po wspaniałej pogoni Liverpool doprowadził do remisu z AC Milan, by rozprawić się na koniec z włoskim gigantem w rzutach karnych. Jeden z wielu bohaterów tamtej nocy - Vladimir Smicer wraca wspomnieniami do mitycznego 25 maja 2005 roku.
Czech w 23 minucie pojawił się na placu gry w miejsce kontuzjowanego Harry'ego Kewella. Po pierwszej połowie już z placu gry patrzył jak Mediolańczycy jeszcze dwukrotnie pakują piłkę do siatki Jerzego Dudka.
Pomocnik odpowiedział w drugiej połowie bardzo dobrą grą, kiedy to w trakcie szalonych 6 minut The Reds strzelili 3 bramki a jedno trafienie przypadło właśnie na konto Vladiego.
Smicer był także jednym ze skutecznych egzekutorów rzutów karnych, kiedy to z zimną krwią wykonał jedenastkę w czwartej serii.
- W czasie zmiany Rafa mówił mi, żebym grał swoją piłkę i cieszył się grą. Odpowiedziałem mu 'Nie martw się szefie, to w końcu mój ostatni mecz.'
- Ponieważ przegrywaliśmy 0-1, Rafa chciał na boisku kogoś ofensywnego, jednak kiedy schodziliśmy do szatni z bagażem 3 bramek, pomyślałem sobie 'Dobra zmiana!'
- Wszyscy byli w szatni rozczarowani. Wiedzieliśmy, że taka okazja może się zdarzyć raz w naszej karierze a przegrywaliśmy do przerwy 0-3.
- Benitez był spokojny i wyciszony. Mówił, że czas zacząć strzelać bramki i zmienił ustawienie na 3-5-2 z Gerrardem za napastnikami.
- Powiedział nam: Mamy tutaj 40 tysięcy swoich kibiców, spróbujmy strzelić przynajmniej jednego gola, jeśli zrobimy to odpowiednio wcześnie, to być może uda nam się dołożyć 2 trafienie i wrócimy do gry.
- Powoli zaczynaliśmy wierzyć w jego słowa. Wychodząc z szatni i słysząc chóralne śpiewy naszych fanów, chcieliśmy coraz bardziej odrabiać dla nich straty.
- Pamiętam moją bramkę rzeczywiście bardzo dobrze. Didi Hamann podał mi piłkę do nogi i nie miałem innej opcji, aniżeli uderzenie w światło bramki, gdyż nie miałem nikogo ze swojej lewej i prawej strony. Spróbowałem strzału i piłka wpadła do siatki.
- To zdecydowanie jedna z najważniejszych bramek w mym życiu. Ten gol pozwolił mi dotknąć i wznieść w górę Puchar Europy. Nie strzelałem nigdy wielu bramek spoza pola karnego, dlatego byłem wyjątkowo szczęśliwy widząc piłkę w siatce.
- W czasie serii jedenastek było 2-2, kiedy podchodziłem do swego strzału. Nie byłem szczęśliwy widząc pudłującego Johna Arne Riise, gdyż gdyby trafił, mój strzał mógłby być ostatnim w serii i dającym Liverpoolowi puchar.
- Strzeliłem pewnie z karnego i czułem, że wykonałem swoje zadanie. Moja celebracja była dodatkową formą pożegnania z klubem.
- Zdecydowanie była to najbardziej podniosła chwila w mojej karierze. Grałem w finale Ligi Mistrzów, dwukrotnie trafiłem do siatki, więc to musiał być prawdziwy szczyt.
- Późno po meczu wróciliśmy do hotelu, razem z Igorem i Milanem poszliśmy do klubu nocnego i siedzieliśmy tam do białego rana, po czym wróciliśmy do hotelu i całą drużyną udaliśmy się w kierunku lotniska.
Komentarze (0)