Moc Gerrarda
Dla uszu Stevena Gerrarda musiało to być jak muzyka. Stał pomiędzy kibicami w ostatni dzień sezonu co i rusz słysząc docinki o tym, jak ciężko będzie mu wrócić do pierwszego składu i wygryźć Spearinga lub Lucasa.
Poczucie humoru Scouserów potrafi być czasem okrutne, a Steven wie o tym jak nikt inny pochodząc z miasta, gdzie wszyscy uważają się za urodzonych komików. Jak większość żartów, również i te zawierały ziarnko prawdy. Zamiast jednak poczuć się urażonym, nasz kapitan promienieje widząc, jak ukochany klub rośnie w siłę tak, że nawet Steven Gerrard nie może być pewny miejsca w wyjściowej jedenastce w najbliższej przyszłości.
Gerrard zawsze był ponad walką o miejsce w drużynie. Przedarł się do pierwszego składu w wieku, kiedy większość piłkarzy stara się robić dobre wrażenie w rezerwach i na przestrzeni lat wygrywał walkę z pojawiającymi się kandydatami na jego miejsce w klubie i reprezentacji. Cechą wielkich piłkarzy jest to, że konkurencja pobudza ich do jeszcze lepszej gry. Obecność w drużynie Dalglisha Jaya Spearinga, Lucasa Leivy, Raula Meirelesa i teraz Jordana Hendersona wpłynie motywująco na numer 8.
- Wiem, co mogę zrobić i jakie wyzwanie mnie czeka. Przyjmuję to wszystko z radością. W tym momencie tęsknię tylko do kolejnego meczu, w którym mógłbym zagrać. Ekscytuje mnie możliwość gry pod wodzą Kenny’ego jak wszystkich w końcówce sezonu, kiedy naprawdę szliśmy do przodu. Graliśmy z zaangażowaniem i charakterem wychodząc na boisko tylko po zwycięstwo. To pasuje do mojego stylu gry – mówił Steven w zeszłotygodniowym wywiadzie dla Daily Express.
Warto się zastanowić, jak często w ostatnim sezonie Liverpool musiał radzić sobie bez najważniejszego talizmanu. Wystarczy wspomnieć, że Steven zagrał mniej spotkań w barwach The Reds niż Fernando Torres, który odszedł w styczniu. W minionych rozgrywkach spadła na niego plaga kontuzji czego efektem była decyzja o operacji pachwiny, tak doskwierającej kapitanowi w ostatnim czasie.
Dobra wiadomość dla fanów LFC jest taka, że operacja zakończyła się pełnym sukcesem, a 31-letni Gerrard powraca do najwyższej sprawności pod czujnym okiem klubowych fizjoterapeutów, którzy będą nad nim czuwać do momentu, kiedy nie będą wcale potrzebni. Jeszcze większy optymizm budzi powrót Gerrarda do składu, który pod jego nieobecność wzmocnił się i nabrał więcej pewności siebie.
Najbardziej dokładną miarą jakości Liverpoolu było w ostatnich latach sprawdzenie, jak drużyna radzi sobie bez Gerrarda. W sezonie 2010-2011 koledzy musieli to robić częściej, niż kiedykolwiek wcześniej i nie ma wątpliwości, że stanęli na wysokości zadania wraz z Kennym Dalglishem, którego obecność wyciągnęła z niektórych zawodników to, co najlepsze. „Jeżeli stwierdzenie o klubie jednego piłkarza nigdy więcej się nie pojawi, będziemy mieć pewność, że sprawy idą w dobrym kierunku.”- przyznał ostatnio kapitan i po ostatnich ruchach klubu można się spodziewać spełnienia tego marzenia.
Nie wolno jednak mylić dobrej gry pod nieobecność Stevena z dobrem drużyny bez niego. Pod koniec sezonu Dalglish musiał kilkakrotnie radzić sobie ze stresem i złą sytuacją na boisku a możemy być pewni, że ze Stevenem Gerrardem Liverpool zawsze będzie lepszą drużyną. Pozostaje w gronie najlepszych zawodników na świecie, a jego status najbardziej inspirującego człowieka na boisku pozostał nienaruszony. Dlatego właśnie tuż po transferze z Sunderlandu za 16 milionów funtów Jordan Henderson wyjawił, jak bardzo nie może się doczekać gry u boku nowego kapitana.
- Jest jednym z najlepszych piłkarzy świata i masz nadzieję grać obok niego i trenować, aby samemu stać się lepszym. Trenowaliśmy razem raz, na zgrupowaniu reprezentacji i mówię całkowicie szczerze, to było niewiarygodne. Z niecierpliwością czekam na kolejną okazję, w klubie jest jeszcze kilku zawodników od których wiele mogę się nauczyć. Steven był wielkim, wielkim piłkarzem Liverpoolu przez lata i nic się nie zmieniło. Mam nadzieję na owocną naukę – mówił Henderson.
Jeśli mu się uda i Jordan osiągnie w czerwonej koszulce chociaż niewielką część tego, co Gerrard, 16 milionów wydane na niego w 2011 roku będą wydawać się drobnymi. Jeśli Steven wyciągnie z nowego pomocnika najlepsze cechy można się spodziewać, że zadziała to w obie strony i za dwa miesiące, wraz z początkiem sezonu zobaczymy Stevena Gerrarda w najlepszej formie.
Gerrard śmiał się wraz z kibicami na Villa Park ale może się okazać, że ostatnie słowo będzie należeć do niego kiedy udowodni wszystkim, że mimo zwiększonej konkurencji w drużynie nadal pozostaje najważniejszym zawodnikiem Liverpool Football Club.
Tony Barret
Komentarze (0)