Tydzień z Shanklym na LFC.pl - cz VIII
Opowieści o wyjątkowej więzi jaka łączyła Billa Shankly'ego z fanami są nie do policzenia. Przedstawiamy kilka z nich, które są zaledwie małą częścią wszystkich, a które pokazują niesamowicie ciepłe wnętrze tego wyjątkowego człowieka.
Magiczne wspomnienia o człowieku, którego uwielbiali ludzie.
Bill Shankly i kibice Liverpoolu to było połączenie stworzone w niebie. "To moi ludzie" - powiedział Shankly, kiedy pojawił się na Anfield ponad pół wieku temu. I był "ich" menadżerem. W ciągu piętnastu lat w klubie, Shanks nigdy nie zastanawiał się dwa razy, nad wręczeniem biletów najbardziej zagorzałym fanom, chcąc zapewnić im możliwość zobaczenia The Reds. Spędzał długie godziny nad maszyną do pisania, odpowiadając na listy od kibiców, a drzwi do niego zawsze były otwarte dla tych, którzy zapukali.
Wiedziałem, że Bill Shankly był fanem boksu, mimo to zaskoczył mnie tym, że pokazał się na jednej z naszych gali. To było w listopadzie1977 roku. Jako menadżer Kirkby ABC znalazłem się w starym Aintree Institute z kilkoma boksującymi dzieciakami. Siedziałem na balkonie, kiedy jeden z naszych najlepszych chłopaków, Paul Hodkinson, rozpoczynał swoją walkę. Paul, późniejszy mistrz Wielkiej Brytanii, Europy i WBC w wadze piórkowej, miał wtedy zaledwie 11 lat i dopiero zaczynał. Patrzyłem na Paula rozpoczynającego walkę z innym chłopakiem, kiedy jakiś człowiek siadł koło mnie. Nie zwracałem na niego większej uwagi do momentu, kiedy ten zaczął mówić o tym, jak dobry był Paul:
- Jest niezły. Chłopak ma naprawdę wielki talent.
Znałem ten głos. To był Shankly. Nie moglem w to uwierzyć. Jako wielki fan Liverpolu i wiedząc, że "Hoko" też takim był, poszedłem po jego książeczkę zdrowotną, którą Shankly należycie podpisał. Przybył tak sam z siebie, bez żadnych fajerwerków. Nawet zapłacił za bilet. Bardzo interesował się boksem i dzięki rozmowie z nim mogłem zobaczyć jak przekazywał swój entuzjazm innym.
John Lloyd, Aughton
Kiedy Bill Shankly przybył na Anfield, byłem w armii, ale interesowały mnie wszystkie historie. Tuż przed tym, jak zostałem zwolniony ze służby, złamałem nogę grając w piłkę. Nie mogłem w to uwierzyć. Jeden z moich kumpli właśnie zdobył bilety na pierwsze derby Mersyside Shankly'ego, a ja miałem złamaną nogę. The Kop był poza zasięgiem.
Napisałem do Shankly'ego, chcąc się dowiedzieć, czy była jakakolwiek szansa zamienić nasze bilety na inne. Kilka dni później dwa przybyły pocztą. On postarał się nawet o to, bym miał miejsce koło przejścia i dzięki temu mógł wyciągnąć swą złamaną nogę! Ojciec powiedział mi, żebym wysłał pieniądze pocztą, celem wyrównania różnicy. Tak też zrobiłem. Dostałem od niego odpowiedź - zwrócił pieniądze i napisał: "Napij się piwa w drodze na mecz, synu". Wszystko co o nim słyszałem, było prawdą. To podsumowuje jego osobę.
Jack Eliot (73), Aintree
Moja siostrzenica, Valerie, była skoczkiem w zespole Wielkiej Brytanii z roku 1974 i starała się dostać na Igrzyska Wspólnoty Narodów, mające odbyć się w Nowej Zelandii. Niestety, kontuzja kolana wszystko przekreślała. Razem z bratem postanowiliśmy skontaktować się z panem Shanklym, by dowiedzieć się, czy w tej sytuacji Liverpool mógł cokolwiek zrobić dla niej. Zostaliśmy wezwani na Anfield, gdzie Shankly spotkał nas z Bobem Paisley'em i Joe'em Faganem.
Paisley i Fagan zabrali Valerie by się nią zająć podczas gdy Shankly pouczył ją o wartościach związanych z opiekowaniem się sobą i utrzymywaniem w zdrowiu ciała i umysłu.
Cokolwiek zrobili - zadziałało. Valerie była wniebowzięta. Shankly był niesamowity i dał jej nadzieję.
Bernard Harrison, Maghull
Miałem wtedy 13 lat. Oglądaliśmy piłkarzy na Melwood, podczas gdy menadżerowie siedzieli koło tej starej, drewnianej szopy. Jakiś czas później, Tony Hateley kopnął piłkę tak pechowo, że ta uderzyła mnie w głowę. Ścięło mnie z nóg i trzeba było odprowadzić mnie do owej szopy, gdzie miano się mną zająć. Bill Shankly opuścił trening, żeby zobaczyć jak się miałem. Pamiętam jak pojawił się z dużym, parującym kubkiem herbaty.
- Proszę, synu. Wypij to - powiedział, a potem usiadł obok mnie i zaczął ze mną rozmawiać. Szybko dotarłem do siebie i kiedy wróciłem do domu, czułem się wspaniale.
Jim Woods, Liverpool
Magical memories of a people’s man
Komentarze (0)