Tydzień z Shanklym na LFC.pl - cz X
"Nade wszystko chciałbym zostać zapamiętany jako człowiek, który był bezinteresowny, człowiek, który walczył i zamartwiał się tak bardzo, że inni mogli dzielić się chwałą, jako ktoś, kto stworzył rodzinę ludzi, którzy mogą trzymać ręce wysoko i mówić Jesteśmy Liverpoolem."
Legendarny trener i jego dziedzictwo
Te słowa Bill Shankly wypowiedział kilka lat po tym, jak opuścił on swoje biuro na Anfield. Fakt, że to właśnie one są pierwszą rzeczą, jaką można zobaczyć wkraczając do nowoczesnego ośrodka w Melwood, sugeruje, że spełniło się ponad miarę, to o czym marzył.
Naprzeciwko nich, na ścianie wisi herb, a tuż obok stoi brązowe popiersie legendarnego bossa the Reds, który stale czuwa, przypominając czym dokładnie jest honor reprezentowania barw Liverpool Football Club.
Pomimo tego, że stan kompleksu treningowego zmienił się diametralnie w porównaniu do tego, który przejął on 52 lata temu, etos klubu nadal karmi się tym, w co tak bardzo Shankly wierzył.
Pokora, honor, uczciwość i odwaga to tylko garstka z pośród tego, co Shankly wpajał swoim zawodnikom. Powszechnie znaną wartością, jaką obdarzył on wszystkich związanych z klubem była duma.
Od dnia, w którym Shankly pogrążył się w niedoli Liverpoolu, przekształcił klub ze średniaka na poziomie Second Division, w mistrza Anglii w ciągu pięciu lat.
Podążając za awansem do Pierwszej Dywizji w drugim pełnym sezonie urzędowania na Anfield, Shankly parł do przodu wygrywając trzy ligowe tytuły, dwa Puchary Anglii i Puchar UEFA zanim ogłosił szokujące przejście na emeryturę.
Koniec: Shankly opuszcza Anfield w 1974 roku.
W międzyczasie położono fundamenty pod budowę pozycji najlepszego klubu, zarówno w kraju, jak i za granicą. Ponadto Shankly pozostawił po sobie trwały ślad pośród fanów, który przetrzymał próbę czasu.
Urodzony i wychowany surowym, górniczym, szkockim miasteczku Glenbuck, Shankly kierował się najlepszymi tradycjami klasy pracującej – uczciwości i ciężkiej pracy. W publiczności Liverpoolu, o której śmiało mówił „To są moi ludzie”, rozpoznawał znajomą sobie socjalną etykę. Prawie każdej nocy stawał się „ich” trenerem.
Pierwszym zadaniem za jakie się zabrał jako menadżer było nawiązanie kontaktu z fanami, osobiste spotkania, w celu poznania ich nadziei i pragnień wobec klubu. Było to coś o wiele więcej niż czcze słowa. Shankly utrzymywał nadzwyczajne stosunki z tymi, którzy śledzili losy jego drużyny. Od rozdawania biletów fanom w trudnej sytuacji materialnej, do witania ich w progach swojego domu, Shankly włożył wiele trudu, aby uszczęśliwiać ludzi.
Nigdy wcześniej i bardzo rzadko – jeżeli w ogóle – menadżer drużyny piłkarskiej nawiązywał relacje z kibicami klubu takie jak te, którymi Szkot cieszył się w Liverpoolu. Pochwały są typowymi uwagami zarezerwowanymi dla swoich bohaterów, zawodników, którzy reprezentują klub i menadżerów, którzy prowadzą drużynę. Uczucia Shankly’ego były jednak obustronne. On szanował i uwielbiał tych, którzy czuli to samo do niego.
52 lata po tym, jak Shankly przybył do klubu, jego „rodzina ludzi” jak ich nazywał jest czczona na całym świecie. Na dobre i na złe nadal trzymają ręce wysoko w górze i mówią Jesteśmy Liverpoolem.
To dla tego jego dziedzictwo to coś więcej niż zwykłe sukcesy na boisku.
Uszczęśliwiał ludzi
David Randles, The Legend and the legacy
Komentarze (0)