Cicho wszędzie, głucho wszędzie
Przez ostatnie miesiące przewija się w prasie, telewizji i internecie temat atmosfery na trybunach Anfield Road. Mówi się o tym, że jest cicho, smutno i „inaczej niż kiedyś”. Czy zarzuty te są słuszne? I jeśli tak to dlaczego? W tym artykule spróbuję znaleźć choć częściową odpowiedź na te pytania.
Po dziś dzień kibice na całym świecie znają melodię i słowa najsłynniejszego hymnu piłkarskiego, który nosi nazwę „You’ll never walk alone”. Nawet najwięksi wrogowie zazdroszczą nam go i wiedzą, że żaden doping nie może równać się z tym, który gości na trybunach stadionu Liverpoolu. Jednak od pewnego czasu ta dominacja zaczyna być kwestionowana zarówno przez kibiców innych drużyn jak i bezstronnych obserwatorów. Dlaczego tak się dzieje?
Rzeczywiście - można momentami odnieść wrażenie, że wszystkie sektory łącznie z najgłośniejszym, The Kop, milczą w czasie spotkania. Oczywiście początek meczu i hymn jak zwykle są huczne i głośne, jednak w późniejszym czasie z minuty na minutę robi się coraz ciszej. Przez ostatnie lata żadne gardło nie miało chwili odpoczynku w trakcie pojedynku. Cały czas kibice śpiewali przyśpiewki o klubie lub piłkarzach, skandowali nazwiska najlepszych oraz trenera swojej ukochanej drużyny. Jednak dwa ostatnie sezony były najgorszymi od kilkudziesięciu lat. Zaliczyliśmy totalne dno od którego nie umieliśmy się w żaden sposób odbić – zarówno za czasów Beniteza jak i znienawidzonego przez kibiców Hodgsona. W jednym momencie Liverpool stracił swój błysk, polot, potencjał i aspiracje, które od zawsze kojarzyły się z drużyną grającą na Anfield. Każdego dnia dawał się we znaki niepokój pod tytułem „Co dalej? Czy stać nas na pozbieranie się?”. Przyjście Dalglisha zdaje się powoli odmieniać ten stan, jednak w głowach kibiców wciąż pozostaje pewna nerwowość. Ciągle powstają pytania: czy stać Liverpool na realny powrót do TOP4? I czy włączą się do walki o mistrzostwo?
Inną sprawą jest brak Liverpoolu w rozgrywkach europejskich. Każdy z nas tęskni za magicznymi nocami na Anfield, gdzie gościliśmy najlepsze drużyny na świecie i walczyliśmy z nimi jak równy z równym. Te momenty były również swoistym motorem napędowym dla kibiców The Reds. Każdy wyczekiwał meczów, gdzie Liverpool mierzył się ze wspaniałymi nazwiskami i konkretnymi drużynami – niekoniecznie z krajowego podwórka. Gra w Lidze Mistrzów to fantastyczna przygoda, która w pewnym sensie ujednolica kibiców z piłkarzami i wywołuje u nich niesamowity kontakt emocjonalny. Ten z kolei przekłada się na wynik i samą grę Liverpoolu.
Trzecim, ale moim zdaniem najważniejszym aspektem cichszych trybun może być życie osobiste każdego kibica. Wszyscy borykamy się z coraz cięższymi trudami dnia codziennego. Ciągłe podwyżki cen, kłopoty, wojny, konflikty, kryzysy finansowe, choroby i inne problemy spędzają ludziom sen z powiek. Nie można nie zauważyć, że z dnia na dzień sytuacja społeczna wydaje się być coraz gorsza. Najlepszym przykładem potwierdzającym powyższe tezy mogą być ostatnie zamieszki na terenie Anglii, gdzie policja nie radzi sobie w żaden sposób z chuligańskimi wybrykami zamaskowanych bandytów. Wszystko to potrafi oddziaływać na psychikę człowieka – w tym również fanatyka The Reds. Niegdyś kibic wchodząc na stadion zostawiał kłopoty i problemy poza murami obiektu, jednak dziś jest to praktycznie niemożliwe. Siłą rzeczy każdy z nas martwi się co będzie jutro. Oczywiście są ludzie, dla których mecz jest całkowitą odskocznią od rzeczywistości, jednak większość – co potwierdza chociażby cisza panująca momentami na Anfield – nie umie sobie z tym wszystkim poradzić. Osoby takie mecz traktują nie jako 90 minut oddania i dopingu, a raczej jako zwykłe widowisko lub spektakl, gdy przychodzi czas na mecz z kimś naprawdę znaczącym.
Wszystkie te trzy rzeczy są w stanie nałożyć się na siebie. Człowiek nieustannie się zamartwia o życie prywatne oraz sam klub – czy się podniesie i czy kiedykolwiek jeszcze Liverpool znajdzie się w czołowej czwórce Premier League. Obawy te są w pełni uzasadnione i w moim mniemaniu wpływają na atmosferę i doping, który ostatnimi czasy mocno spuścił z tonu. Czy kibice The Reds wciąż dominują w Anglii – ciężko powiedzieć. Obiektywnym być nie mogę, bo jako fan podopiecznych Dalglisha jestem całkowicie stronniczy. Z pewnością w Europie jak i na całym świecie mamy wyrobioną świetną opinię, jednak to w głównej mierze od nas zależy, czy obniżymy sobie poprzeczkę, czy też zrobimy wszystko co w naszej mocy, by Liverpool Football Club wciąż był kojarzony jako wspaniały klub z najlepszymi kibicami na świecie.
Komentarze (0)