Cierpliwość jest niezbędna
Wszystkie cztery największe transfery Liverpoolu tego lata okazały się niezwykle udane. Nie martwię się o to, że Stewart Downing i Jose Enrique stworzą na lewej flance silny duet, jednak uważam, iż Jordan Henderson oraz Charlie Adam będą potrzebowali trochę czasu na adaptację w zespole, zanim osiągną najwyższą formę.
Wiemy do czego ci piłkarze są zdolni, niemniej jednak w Liverpoolu muszą przyzwyczaić się do zupełnie innego sposobu gry.
W Blackpool, cała drużyna ustawiona była tak, by wydobyć z Adama wszystko co najlepsze, a sam zawodnik miał wiele swobody w grze ofensywnej.
Koledzy zostawiali mu sporo przestrzeni i chronili w środku pola.
Tutaj ma tego znacznie mniej i musi przyzwyczaić się do gry w innym systemie.
Henderson gra szybko, lubi wykorzystywać swoją energię na sprawne przemieszczanie się po boisku.
W jego przypadku chodzi o to, aby znaleźć mu najlepszą pozycję, którą równie dobrze może okazać się środek pomocy.
Dopiero wtedy przekonamy się, co tak naprawdę ma do zaoferowania.
Największym pozytywem jest forma Enrique.
W nowoczesnym futbolu nie można zapominać o znaczeniu bocznych obrońców.
Zazwyczaj są oni szybcy i potrafią prowadzić piłkę, a posiadanie dobrej pary bocznych defensorów to zalążek silnej drużyny. Liverpool ma ich w osobach Enrique i Martina Kelly'ego.
Nie były zaskoczeniem pochwały selekcjonera reprezentacji Anglii, Fabio Capello pod adresem wychowanka The Reds po występie w ostatni weekend.
To żadne odkrycie. Jego gra była po prostu bardzo dobra, on już wygląda jak reprezentant Anglii.
Kelly jest kolejnym piłkarzem, który na dłuższą metę może okazać się jeszcze lepszy na innej pozycji.
Na razie to bardzo szybki i silny boczny obrońca, ale zastanawiam się czy wraz z rozwojem swojej kariery nie przeniesie się na środek defensywy.
Niezależnie od tego, obecnie wspaniale wywiązuje się ze swoich zadań.
Bezwględność kluczowa dla Andy'ego Carrolla
Zwycięstwo nad Exeter zostało osiągnięte tak pewnie, jak spodziewalibyśmy się tego rywalizując z każdą drużyną League One, ale utrzymanie dobrej passy po sobotniej wygranej na Emirates było dla piłkarzy Kenny'ego Dalglisha najistotniejsze.
W ubiegłym roku przekonaliśmy się, że podejmowanie ryzyka w tych rozgrywkach może zakończyć się wpadką. Liverpool ani razu nie znalazł się w niebezpieczeństwie, a kilku piłkarzy otrzymało dodatkowy czas na grę.
Szczególnie pozytywne było ujrzenie na liście strzelców zarówno Luisa Suareza, jak i Andy'ego Carrolla, ponieważ współpraca tego duetu będzie w przyszłości niezwykle ważna.
Oczywiście nikt nie martwi się o Suareza, gdyż już przypomina on talizman, katalizator wszystkiego, co w drużynie najlepsze. Było tak w środę oraz podczas meczu z Arsenalem, któremu spłatał figla jako rezerwowy.
Carroll wciąż szuka jednak swojej najwyższej formy, a strzelenie takiej bramki stanowi naprawdę dobry znak.
Myślę, że to jeden z tych piłkarzy, którzy potrzebują czasu, by dojść na szczyt. Nie jest zawodnikiem, który z dnia na dzień stanie się kluczowym graczem, potrzebuje kolejnych spotkań i czasu.
Powiedziałbym, że obecnie wygląda na świetnie przygotowanego fizycznie. Teraz należy tylko połączyć to z konsekwencją i bezwzględnością, które wydają się wzrastać z każdym meczem.
Konieczna wygrana z Boltonem
W sobotę Anfield odwiedzi Bolton i utrzymanie zwycięskiej passy będzie dla podopiecznych Kenny'ego niezwykle ważne.
Ostatni mecz u siebie był nieco rozczarowujący, ale oczekiwania przed nim były ogromne, a czasem spełnienie ich nie jest tak proste, jak chcieliby tego kibice. Sunderland utrudnił nam życie i zasłużył na jeden punkt.
Również zespół Owena Coyle'a będzie niewygodnym rywalem, nie możemy znów o tym zapomnieć. Lubię ich. Są jednym z lepszych "średniaków" w lidze. Wiedzą, gdzie szukać bramki - w ostatnich dwóch meczach zdobyli sześć goli i sprawili wiele problemów Manchesterowi City.
Mówiąc to, oczekuję zwycięstwa Liverpoolu, nawet skromnego.
Jan Molby
Komentarze (0)