Rewolucja w toku
„Gerrard, tworzący razem z mającym ogromne wsparcie kibiców Mascherano to wspaniały prognostyk na dalszą część sezonu. Dodając do tego Kuyta, Jovanovica, Torresa, Joe Cole'a, Ngoga, Maxiego i Babela otrzymujemy całkiem niezły, zdolny do szaleństw w ofensywie, czerwony gang.”
Tak oto pisałem w felietonie, który ukazał się po remisie z Arsenalem na inaugurację poprzedniego sezonu. Sześciu spośród wymienionych dziewięciu zawodników kopie dziś piłkę gdzie indziej. To tylko jeden z przykładów skali zmian, które zaszły w Liverpoolu w ciągu roku.
Dziś o obliczu tego zespołu decydują zupełnie inni ludzie – zarówno na boisku, jak i poza nim. Sprawy zdają się podążać w dobrym kierunku – pozbyto się kiepskich zawodników pobierających wielkie pieniądze, uporządkowano hierarchię w drużynie, wytworzono pozytywny klimat wokół drużyny. Wszystko to razem wzięte pozwala optymistycznie spoglądać w przyszłość i snuć całkiem realne plany powrotu na szczyt. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z pewnych ograniczeń i decyzji, które mogą nam się odbić czkawką w ciągu sezonu.
Po pierwsze, błędem byłoby dziś wpadanie w hurraoptymizm i żądanie mistrzostwa Anglii już w tym sezonie. Budowa zespołu jest procesem czasochłonnym, szczególnie jeśli trzeba ze sobą zgrać nie dwóch, trzech zawodników lecz sześciu, siedmiu. Wielkie transfery nie gwarantują wielkiej gry – przykładem choćby Manchester City, przez którego szatnię przewijają się coraz to świeższe miliony dolarów. Wielką grę gwarantuje czas i stabilizacja.
Po drugie, z niepokojem należy obserwować sytuację w linii ofensywnej Liverpoolu. Tu największym problemem wydaje się być Andy Carroll, czy też raczej sposób, w jaki gra cała drużyna z nim na boisku. Nie udają się póki co próby stworzenia zabójczego duetu z Luisem Suarezem, sam Carroll zaś nie ułatwia zadania Dalglishowi. Ściągnięcie Bellamy’ego oraz mocna pozycja Dirka Kuyta są znakami, że sam Kenny wciąż szuka złotego środka – i wcale nie musi on mieć dwóch metrów wysokości. Brak gry w europejskich pucharach, dający co prawda więcej czasu na odpoczynek, ogranicza jednak możliwość rotacji i uszczęśliwiania wszystkich.
Po trzecie, wielka szkoda że w drużynie Dalglisha nie znalazło się miejsce dla choćby jednego z południowców. Aquilani w Milanie i Meireles w Chelsea zamiast silnej i zróżnicowanej linii pomocy - obyśmy za nimi zbyt szybko nie zatęsknili. Kruchość Gerrarda każe nam sądzić, iż to Charlie Adam oraz Jordan Henderson stanowić będą o sile środka Liverpoolu. Obaj są znakomitymi piłkarzami – potrzebują jednak nieco czasu by zacząć ze sobą grać intuicyjnie. Meireles bądź Aquilani byliby dla nich wartościową alternatywą, zmuszającą wszystkich do jeszcze większego wysiłku. Pamiętać też należy, iż nie zadbano o zmiennika dla Lucasa. Brazylijczyk znany jest co prawda z końskiego zdrowia ale solidny, drugi defensywny pomocnik powinien być w każdej chwili gotowy by go zastąpić.
Przed nami wspaniały sezon. Kto wie, być może przed nami sezon wielki, historyczny. Póki co jednak, mamy sporo pracy do wykonania. Pracy organicznej, ciułania punktów, walki o każde oczko, dmuchania i chuchania na Suareza, szukania złotego środka. Piłka nożna to prosta gra, składa się jednak z wielu niuansów i czasem mały trybik może zaszkodzić całej maszynie. Oby to nie był nasz przypadek.
Komentarze (0)