ARTYKUŁ
To było ciekawe i emocjonujące lato, szczególnie gdy popatrzymy na okienko transferowe, w którym Liverpool działał zdecydowanie i bezkompromisowo. Kristian Walsh opowiada o tym, co myśli o naszych letnich nabytkach i o tym jak zmieniła się nasza drużyna.
Dlaczego Luis Suarez znowu się uśmiechnie
Bang. Bum, klap, gwizd, skrzyp, trzask, okienko transferowe - wraz z całą otoczką Sky - zostało zamknięte.
Gdy okienko dobiegało końca prezenter Jim White, w dzisiejszych czasach główna atrakcja mediów, ogłaszał kolejne nazwiska. "Wright-Phillips! Arteta! Bellamy!" wykrzykiwał niczym umierający łabędź śpiewający swą ostatnią pieśń aż w końcu jego nieustające wrzaski ustały.
Minęła jedenasta. Dobito ostatnich targów. Twarz Charliego Adama rozpromieniała. Wszyscy wspaniale wykonali swoją robotę.
Cóż, prawie.
Pięć minut po zamknięciu okienka, a dziesięć minut po tym jak Craig Bellamy potwierdził powrót do ukochanego klubu z dziecięcych lat, Raul Meireles wzorem swojego kolegi z Półwyspu Iberyjskiego opuścił Liverpool na rzecz klubu ze Stamford Bridge.
Opinie na temat Meirelesa zawsze były podzielone i to samo jest z jego odejściem.
Część uważa, że ruch Meirelesa był mądry, zrozumiały i dobry zarówno dla samego zawodnika jak i Liverpoolu; dla innych zaś jest skazą na całym, dobrym okienku w wykonaniu Liverpoolu. Wszystko to dlatego, że będzie brakowało nam jego zdolności przytrzymania piłki i wspaniałych strzałów z dystansu.
Jakkolwiek by nie oceniać odejście Meirelesa, nie powinniśmy się nad tym rozwodzić. Kenny Dalglish na pewno nie będzie.
W lutym napisałem dlaczego gol strzelony w zwycięskim przez Liverpool meczu na Stamford Bridge był taki wspaniały. O, ironio, strzelony właśnie przez Raula Meirelesa. Sentyment jednak zostaje.
Skład Liverpoolu został uszczuplony. Odejście Meirelesa było 18-stym z 19-stu od kiedy Fenway Sports Group przejęło klub – część z nich była konieczna.
W ich miejscu są teraz piłkarze, którzy nie tylko chcą grać dla Liverpoolu, ale, co najważniejsze, są to zawodnicy, którzy się nadają do tego klubu; zawodnicy, którzy są w stanie dorównać standardom stawianym przez historię klubu i Kenny’ego Dalglisha.
Z całym szacunkiem dla ich poprzedników, ale siedem naszych letnich nabytków jest nieporównywalnym wzmocnieniem. Każdy z nich wnosi do drużyny coś innego, coś lepszego.
Trudno ocenić jak wiele, ale po rozegraniu czterech meczy o stawkę wyraźnie ten wkład widać.
Szybkość Jose Enrique, umiejętność do rozdzielania piłek i jego inteligencja to coś czego potrzebowaliśmy od lat. Duet w postaci Adama i Hendersona zaopatrujący w masę podań i poruszający się dużo po boisku. Downing, który dostarczył nam próbkę możliwości gry solowej w meczu z Sunderlandem. To wystarczy, by kibice chcieli jeszcze więcej – szczególnie, że zaprezentować się muszą jeszcze Sebastian Coates i Craig Bellamy.
Choć wiedza The Kop na temat mierzącego ok. 2 metrów urugwajskiego środkowego obrońcy jest ograniczona do jego występów w Copa America, to o Craigu Bellamym wiadomo wszystko.
Szybki, uparty i nieugięty Bellamy imponował podczas swojego pierwszego pobytu na Anfield, który w wyniku pewnego zdarzenia został skrócony. Co najbardziej w nim imponuje to jego ogromna chęć do ponownej gry w Liverpoolu. Podobnie można powiedzieć o Coatesie, który odrzucił ofertę Atletico Madryt czy nawet o rezerwowym bramkarzu Donim, który jest gotów pełnić rolę dublera Pepe Reiny.
Radość, po strzelonych bramkach, Adama i Hendersona w meczu z Boltonem świadczy o ich oddaniu dla tego klubu.
Jeżeli władze Liverpoolu chciały sprowadzić piłkarzy, którzy są gotowi oddać swój talent dla klubu, to można to okienko transferowe uznać za ich największy sukces.
Poprzeczka została powieszona bardzo wysoko. Z całą pewnością żaden zawodnik nie emanuje taką doskonałością i zażartością jak Luis Suarez.
W meczu przeciwko Boltonowi, jak i przez całe 8 miesięcy kariery w Liverpoolu, Suarez był sensacyjny, spektakularny, błyskotliwy, wspaniały i wybitny.
Porównałem kiedyś jego grę do Minotaura występującego w Jeziorze Łabędzim, pływającego z klasą by zaraz zaatakować z zadziornością, nieustępliwością, umiejętnością i siłą. Jednak w przeciwieństwie do Minotaura, Suarez w swoim stylu przemknąłby przez labirynt, pokonałby Tezeusza i został królem Aten.
Musi on jednak zadowolić się byciem kwintesencją zespołu Kenny’ego Dalglisha. Gdy jest na boisku, na jego twarzy można zauważyć jednocześnie zadowolenie jak i pogardę.
Zadowolenie przyszło, gdy we wręcz królewski sposób podawał do Stewarta Downinga zewnętrzną częścią prawej stopy. Statystyki są bezwzględne i Suarezowi nie zostanie przyznana asysta, chociaż powinna. Piłki mógł dotknąć Stewart Downing, Jaaskelainen, Kuyt i Henderson zanim ta wpadła do bramki, ale tylko dzięki pomysłowości Luisa Suareza ta akcja miała miejsce.
Pogarda pojawiła się później; pojawiła się gdy nie udawały się strzały, podania czy pokazy umiejętności. Opuścił murawę przy owacji na stojąco lecz na jego skwaszonej twarzy ledwo było widać uśmiech, a wszystko przez to, że nie udało mu się strzelić bramki.
Jednak właśnie taką mentalność posiada Suarez i ta mentalność zaczyna się pojawiać w głowach pozostałych zawodników.
Pomimo strzelonych trzech bramek i zapewnienia sobie trzech punktów, drużyna chciała więcej. Płacz i skowyt zawodników po stracie w sumie nic nie znaczącej bramki, strzelonej przez Ivana Klasnica, mówią same za siebie. To jest drużyna, która będzie ciągle dążyła do doskonałości. Kenny Dalglish zbudował właśnie taki zespół.
Ważną rzeczą w tym zespole jest nie tylko to, że jest złożony z dobrych zawodników, ale również to, że jest to drużyna uszczuplona, skromniejsza i węższa. Zawodnicy, którzy zostali tu sprowadzeni mają podobną mentalność jak Suarez, Kuyt, Lucas, Carragher, Gerrard i Reina. Kenny Dalglish i FSG widzą rezultaty swoich planów.
Patrząc na cały ten cyrk związany z ostatnim dniem okienka, widać było spokój i opanowanie wśród kibiców Liverpoolu. Znacznie ciekawiej jest, gdy nie znajdujesz się w jamie lwa. Z Bellamym czy bez, Liverpool wystarczająco się wzmocnił, a Walijczyk jest po prostu wspaniałym dodatkiem tego niezwykłego lata.
Istnieje teraz wiara, że po raz pierwszy od lat, ci którzy tu się znajdują wiedzą co robią i robią wszystko co najlepsze w interesie klubu.
To wystarczy by już na zawsze przywołać na twarz Luisa Suareza jego zaraźliwy uśmiech. Być może.
Kristian Walsh
Komentarze (0)