Nie ma co płakać za Meirelesem
Raul Meireles desperacko próbował i wciąż próbuje sprawić, by uznano go za niewinną i bezradną stronę w aferze, jaką był jego transfer do Chelsea, łudząco podobny do odejścia Torresa.
Najwyrażniej po tym, jak na Anfield odmówiono mu ''obiecanej'' pokaźnej podwyżki, reprezentant Portugalii został ''zmuszony'' do złożenia prośby o transfer. Nie chciał odchodzić, to jego wyrzucono za drzwi.
Oczywiście jest to kompletna bzdura. Istnieje tylko jeden powód, dla którego Meireles trenuje obecnie na Stamford Bridge - pieniądze.
Raul zażądał wyższej pensji po przeciętnym pierwszym sezonie w Premier League i kiedy Liverpool nie zapewnił mu bardziej lukratywnego kontraktu, Portugalczyk zaczął się dąsać.
To był cios dla jego dumy gdy uświadomił sobie, że nie będzie automatycznym, pierwszym wyborem podczas ustalania pierwszej jedenastki - również z powodu sprowadzenia młodszych i bardziej utalentowanych pomocników.
Następnie jego oczy rozbłysły na widok stosów złota oferowanych przez Romana Abramowicza po tym, jak Luka Modrić nie dał się skusić The Blues.
The Reds nie planowali ani nie chcieli sprzedawać kogokolwiek w ostatnim dniu okienka transferowego, ale zdecydowanie Meirelesa przekonało ich, że to właśnie sprzedaż, a nie trzymanie na siłę nieszczęśliwego zawodnika, to najlepsze wyjście.
Meireles kierował swoim odejściem, a potem podjął pożałowania godną próbę zdobycia przychylności fanów, których zostawił bez wahania za sobą.
James Pearce
Komentarze (0)