Stevie będzie musiał się dostosować
Wspaniale było ujrzeć Steven Gerrada, który po długiej absencji powrócił do składu Liverpoolu podczas meczu z Brighton w Curling Cup. Był to najdłuższy okres czasu, jaki the Reds musieli spędzić bez swojego wpływowego kapitana od czasu jego debiutu w 1998 roku.
Wystarczy na niego spojrzeć, by przekonać się, jak szczęśliwy był z powrotu, nawet jeśli spędził na boisku zaledwie 20 minut.
Teoretycznie to jeden z najsilniejszych składów Liverpoolu, w jakich kiedykolwiek grał, co powoduje u niego niemałe podniecenie.
Nie spędził na boisku wiele czasu z zawodnikami takimi jak Luis Suarez, Andy Carroll, Stewart Downing czy Charlie Adam, więc jestem pewny, że z wielką chęcią zechce nadrobić stracony czas.
Mam jednak wrażenie, że bezlitośnie penetrujący boisko Gerrad, jakiego znamy od lat, będzie musiał zostać zastąpiony głęboko cofniętym pomocnikiem. Możliwe, że swoje szanse będzie musiał wykorzystywać w nieco inny, bardziej ostrożny sposób.
Nie jest to łatwe dla piłkarza przyzwyczajonego do aktywnego udziału w meczu, jednak niewielu zawodników środka pola gra jeszcze w ten sposób.
Premier League pełna jest walczących o futbolówkę i przetrzymujących ją oraz kreatywnych pomocników.
Zawodnicy biegający od jednego pola karnego do drugiego to wymierający gatunek.
Prawdopodobnie najbliższy Gerrardowi pod tym względem jest Frank Lampard, jednak nawet on przechodzi ostatnio trudne momenty.
Mimo tego zawsze powtarzałem, że Stevie jest wystarczająco dobry i inteligentny, by dostosować swoje zadania do każdej sytuacji.
Jego powrót do zespołu to wielki impuls, który ma wpływ również na rywali.
Ostatnia rzecz, na jaką liczą przeciwnicy, to Steven Gerrard naprzeciw nich.
Jan Molby
Komentarze (0)