AVL
Aston Villa
Premier League
13.05.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1034

Komu trzepocze siatka


Nerwowa końcówka spotkania z Brighton odnowiła we mnie coraz popularniejsze wśród kibiców Liverpoolu przeświadczenie, że nasza drużyna ma problem z dobijaniem przeciwnika. W meczu, który powinien być rozstrzygnięty do przerwy, nie brakowało nerwowości i to nie tylko przez niemal całą drugą połowę, ale nawet w ścisłej końcówce pierwszej odsłony.

Ogólny obraz jest taki - po idiotycznym golu z karnego dla gospodarzy the Reds desperacko bronili się przed stratą drugiego gola. Z drugoligowcem, gdy sekundy wcześniej wynik był już rzekomo rozstrzygnięty.

Takie rozważania naprowadziły mnie jednak na myśl inną - a ile razy to przeciwnicy powinni, jak mówią Anglicy, posłać mecz do łóżka, ale dzielna postawa Czerwonych doprowadziła do innego scenariusza? Ile punktów zdobył Liverpool w meczach, w których pierwszy stracił gola? Przerażony szukałem w głowie (a potem w terminarzach) spotkania, które choć trochę podrasowało to okrągłe zero, będące odpowiedzią. Uff, mecz z Arsenalem. A zatem jeden. Cały jeden punkt udało się ugrać the Reds w ośmiu meczach za kadencji Dalglisha (w lidze i pucharach), w których obrót spraw boiskowych zmuszał ich do obrabiania strat.

Statystyka ta jest dość niepokojąca choćby z punktu widzenia doświadczenia ostatnich lat - najlepszy sezon drużyny Beniteza to ten, w którym w ucieczkach spod gilotyny wręcz się specjalizowała, zapracowując sobie w ten sposób na patetyczne miano "the comeback kings". Owszem - można przecież wygrywać wszystko, jak leci, najpierw strzelając pierwszą, a potem drugą, trzecią i czwartą bramkę. Tu jednak powracamy do punktu wyjścia.

W okrągłych trzydziestu meczach o stawkę pod wodzą Króla Kenny'ego, Liverpool aż pięciokrotnie dawał sobie wydrzeć zwycięstwo po strzeleniu pierwszego gola - trzykrotnie remisując i przegrywając dwa razy. Zestawienie tych liczb z przedstawionymi dwa akapity wyżej może prowadzić do kilku wniosków.

Po pierwsze - drużynie brakuje charakteru. W zależności od podejścia, jest to problem jeszcze niewielki lub już ogromny. Z jednej bowiem strony ducha zespołu nie da się zbudować w kilka miesięcy, szczególnie mając na uwadze ostatnie dwa sezony. Z drugiej - w drużynie wedle wszystkich z nim związanych mediów panuje (czy też - panowała przed meczem ze Spurs) świetna atmosfera, która przecież powinna procentować w trudnych sytuacjach boiskowych. Tak czy inaczej na dzień dzisiejszy Liverpool, który źle wejdzie w mecz, to Liverpool słaby.

Po drugie - nad zespołem ciągle krąży jedna z najgorszych zmór ekipy Beniteza. Strzelamy jedną, a potem czekamy na ostatni gwizdek. W obecnej sytuacji wychodzi na to, że nawet gdy strzelamy dwie, wciąż jeszcze jesteśmy narażeni na nerwową końcówkę. Trzeba zatem poprawić skuteczność i nabyć cechę wytrawnego boksera - punktować, gdy tylko nadarza się okazja. Zbyt często bowiem okazywało się, że pięściarz w przeciwległym narożniku dwie - trzy rundy później nabierał nowej świeżości i wykorzystywał ospałość the Reds.

Po trzecie - po dobrym początku pracy Dalglisha na Anfield i entuzjazmie z nim związanym, przychodzi prawdziwa weryfikacja sił. W tamtym sezonie Czerwoni grali właściwie o jak największe zredukowanie rozmiarów upokorzenia. Teraz stawka jest o wiele, wiele wyższa. Sezon pokaże, czy Liverpool jest przygotowany na podjęcie o nią walki, czy też przeciętny początek kampanii przeciągnie się na dalszą jej część i w maju znów przyjdzie rozczarowanie.

Kolejny test dziś. Niech wygrają lepsi Czerwoni.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Fantastyczny comeback ekipy rezerw  (1)
05.05.2024 21:13, AirCanada, liverpoolfc.com
Elliott: Uwielbiam strzelać gole na Anfield  (3)
05.05.2024 21:06, AirCanada, liverpoolfc.com
Statystyki  (0)
05.05.2024 19:56, Zalewsky, SofaScore
Slot: Możecie nazywać mnie Arne  (9)
04.05.2024 22:29, Vladyslav_1906, thisisanfield.com