Podsumowanie meczu
Luis Suarez pokazał się od bardzo dobrej strony w meczu z Wolves i po raz kolejny poprowadził swój zespół do zwycięstwa, które tym razem wyniosło 2:1.
Reprezentant Urugwaju zdobył swojego czwartego gola w tym sezonie, podwyższając wynik na 2:0 po pierwszej, samobójczej bramce Johnsona.
Steven Fletcher poderwał swóich kolegów do walki, gdy w mocnym stylu pokonał bramkarza gospodarzy na Anfield Road na początku drugiej połowy.
Andy Carroll był jednym z sześciu zawodników Liverpoolu, powołanych do pierwszej XI, którzy wystąpili również w meczu z Brighton w Carling Cup w środku tygodnia. Craig Bellamy, zawodnik tamtego meczu, zasiadł tym razem na ławce - ramię w ramię ze Stevenem Gerrardem, wciąż wracającym do sprawności po kontuzji.
Tak samo jak the Reds, Wolves mieli za sobą przegrane spotkania i podopieczni Micka McCarthy'ego chcieli od początku zrobić wrażenie i zapunktować, by przerwać złą passę.
Błąd w defensywie Liverpoolu dał im szansę w 8. minucie, ale Jamie O'Hara strzelił stanowczo zbyt lekko, by pokonać Reinę.
Wolves być może zaczęli mecz z nieco większym wigorem, jednak to Liverpool jako pierwszy powalił rywala na kolana. Bramka w 11. minucie padła po rykoszecie - Johnson skierował piłkę do własnej bramki po strzale Charlie'ego Adama.
Minuty po tym Carroll atakował z powietrza po podaniu od Stewarta Downinga. Mimo że uderzenie nie sprawiło Wayne'owi Hennesseyowi większego problemu, widoczna stała się przewaga Liverpoolu.
Na co dzień rzetelny i godny zaufania Johnson będzie chciał jak najszybciej zapomnieć o tym meczu - chwilę po tym Suarez minął go w niemal bezczelny sposób, który zasługiwał co najmniej na bramkę.
Następnie Urugwajczyk nie wykorzystał ostrego podania od Carrolla, które wymagało jedynie najdelikatniejszego kontaktu z piłką by zmienić rezultat.
Kolejna akcja była przykładem kombinowanej, ładnej gry, gdy Enrique genialnie posłał piłkę do Downinga i dopiero Suarez zawiódł, oddając niedokładny strzał.
Drugi gol wydawał się nieunikniony i zasłużenie padł w 38. minucie, po nieudanej pułapce offside'owej zastawionej na Suareza. Numer 7 z Liverpoolu dostał niesamowite podanie od Enrique i był nawet na tyle miły, by dać czas Christophe Berrze na pozbieranie się, zanim włożył całe serce w pojedynczy strzał nie do obronienia dla Hennesseya.
W doliczonym czasie pierwszej połowy mogło być jeszcze 3:0, ponieważ Suarez ponownie zamieszał w polu karnym Wolves, jednak uderzył niecelnie.
McCarthy dokonał podwójnej zmiany w przerwie i ten manewr przyniósł błyskawiczne skutki, kiedy oszołomienie w defensywie Liveproolu na początku drugiej połowy pozwoliło Stephenowi Huntowi dograć do Fletchera, który wpakował piłkę do siatki.
Po 49 minutach gry Suarez prawie ponownie podwyższył przewagę na dwubramkową, powstrzymała go jednak interwencja Hennesseya.
Potem Carroll skierował głową centrę Downinga w słupek, budząc tym samym The Kop.
The Reds nie zamierzali się poddawać i skompletowali hat-tricka niewykorzystanych, dogodnych sytuacji - Adam przedarł się do środka i odegrał do Downinga, który zdecydował się na strzał, zatrzymany przez bramkarza Wolves.
Zawodnicy Wolverhampton zmobilizowali się i obie drużyny na przemian kontrolowały przebieg meczu. Lucas mógł rozwiać wszelkie nadzieje przeciwników, jednak jego uderzenie z dystansu minęło o centymetry lewy słupek.
Suarez i Carroll wyglądali naprawdę dobrze jako partnerzy w ataku. Inteligentna akcja między tymi dwoma omal nie zaowocowała trzecim, decydującym golem na kwadrans przed końcem spotkania.
Gerrard wkroczył na boisko na ostatnie dziesięć minut i popisał się markowym wolejem posłanym w trybuny, które w spokoju do końca oglądały zwycięstwo Liverpoolu.
Komentarze (0)