SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1783

Podsumowanie 6. kolejki


Za nami kolejny pasjonujący weekend na angielskich murawach. Dla fanów the Reds najważniejszą informacją jest zdobycie kompletu punktów przez ich pupili po dwóch porażkach z rzędu. Czy Manchesterowi United udało się podtrzymać passę zwycięstw? Jak poszło beniaminkom? Czy konkurenci Liverpoolu stracili punkty? Zapraszamy na podsumowanie 6. kolejki Premier League.

W sobotnie popołudnie kibice mogli zasiąść wygodnie w fotelach i rozkoszować się brytyjskim futbolem. Na początek oko kibica cieszył mecz Manchesteru City i Evertonu. Faworyt był jeden. Stworzona za ogromne pieniądze drużyna the Citizens miała zgarnąć trzy punkty i przynajmniej na chwilę zasiąść na tronie lidera. Gospodarze od początku narzucili swój styl gry i zepchnęli piłkarzy z Liverpoolu do obrony. Edin Džeko w 7. minucie stanął przed szansą na zdobycie bramki po fatalnym błędzie obrońcy Evertonu. Bośniak nie wykorzystał jednak okazji sam na sam z bramkarzem. Everton bronił się dzielnie wykazując się dużą walecznością, jednak nie stwarzał praktycznie żadnego zagrożenia pod bramką rywali. Najgroźniejszym zawodnikiem w pierwszej połowie był bez wątpienie Sergio Agüero, który dwa razy po indywidualnych akcjach był bliski pokonania Tima Howarda. Obie drużyny schodziły na przerwę, gdy na tablicy wyników wciąż widniał rezultat 0 do 0. Przez długi czas w drugiej połowie nieustępliwi gracze Evertonu nie pozwalali na zbyt wiele faworyzowanym rywalom. Warto odnotować nieładne zachowanie Kompany'ego, po którym Tim Cahill musiał opuścić boisko. Australijczyk zaciekle walczył o odzyskanie piłki uciekając się do nieprzepisowego wejścia wślizgiem, przez co poszkodowany Belg upadając, nadepnął na nogę Tima. Resztę spotkanie Cahill obejrzał z ławki rezerwowych z nogą obłożoną lodem. Sygnał do natarcia wysłał swoim kolegom Samir Nasri kąśliwie i mocno uderzając na bramkę Howarda. W 68. minucie przyznano gospodarzom aut po prawej stronie boiska na wysokości pola karnego. Po jego wykonaniu piłka trafiła pod nogi Kuna Agüero, który znakomicie dryblował wszerz pola karnego skupiając na sobie uwagę 4 obrońców. Niespodziewanie wyłożył piłkę na strzał wprowadzonemu chwilę wcześniej kontrowersyjnemu Mario Balotellemu. Włoch uderzył bardzo precyzyjnie i piłka zatrzepotała w siatce. Manchester poszedł za ciosem i chwilę później David Silva trafił w słupek. W 89. minucie po fatalnym podaniu Drenthe piłka trafiła do David Silvy. Hiszpan pomknął na bramkę przeciwnika, otoczony w pewnym momencie przez trzech rywali zagrał kapitalną prostopadłą piłkę do Jamesa Milnera, który przypieczętował zwycięstwo the Citizens. Najlepszą okazję do zdobycia bramki Everton stworzył sobie w doliczonym czasie gry, jednak z linii bramkowej piłkę wybił Savić. Na Etihad Stadium niespodzianki nie było. Gospodarze odnieśli zwycięstwo i objęli pozycję lidera.

Manchester City 2:0 Everton

68' M. Balotelli, 89' J. Milner

W Londynie miejscowy Arsenal gościł drużynę Boltonu. Nastroje przed meczem nie był najlepsze. Drużyna Wengera bardzo źle rozpoczęła sezon i po pięciu kolejkach miała na swoim koncie tylko cztery punkty sąsiadując w tabeli z Boltonem, któremu udało się uzbierać trzy oczka. Pierwsi groźną okazję stworzyli goście. Po stałym fragmencie gry i zaskakującym strzale wydawało się, że piłka nieuchronnie wpadnie do bramki. Genialną interwencją popisał się Wojciech Szczęsny i tym samym uratował swój zespół. W dalszej części pierwszej połowy dominowali gospodarze parę razy groźnie strzelając na bramkę Boltonu. Jednakże do przerwy żadnej z drużyn nie udało się strzelić gola. Mocnym akcentem rozpoczęła się natomiast druga odsłona meczu. Zaraz po przerwie po indywidualnej akcji, Robin Van Persie otworzył „worek z bramkami”. W 71. minucie Holender ponownie znalazł drogę do zwycięstwa. Arsenal wiedział, że zmierza po 3 punkty. Kibice oszaleli, a Arsene Wenger wreszcie mógł się uśmiechnąć. Gości dobił w 89. minucie Alex Song , dzięki którymi Arsenal zgarnął komplet tak potrzebnych klubowi punktów. Zwycięstwo znacznie poprawiło nastroje piłkarzom oraz kibicom zespołu z Londynu. Po porażce Bolton z 3 punktami zajmuje ostatnie miejsce w Braclays Premier League.

Arsenal 3:0 Bolton

46' R.v. Persie, 71' R.v. Persie, 89' A. Song

Zaskakująco dobrze spisuje się na starcie sezonu drużyna Newcastle United. Sroki nie przegrały jak do tej pory żadnego meczu i okupowały wysokie miejsce w tabeli. Blackburn również przystępował do wyjazdowej potyczki w dobrych nastrojach. Przed tygodniem udało im się pokonać Arsenal po szalonym meczu. Dwie drużyny wydaje się skazane na środek tabeli, bądź walkę o utrzymanie spisują się nadspodziewanie dobrze i obie miały chrapkę na zdobycie kolejnych 3 punktów w niedzielne popołudnie. Pierwsze fragmenty spotkania to nieustanna walka w środku pola. Obie drużyny zaciekle walczyły o każdy skrawek murawy. Pierwsi cios wyprowadzili gospodarze. Świetnie w polu karnym zachował się Demba Ba, który przyjął piłkę będąc tyłem do bramki, błyskawicznie obracając się i dając tym samym prowadzenie Newcastle. Po 3 minutach padła kolejna bramka. Autor ten sam. Co więcej, widowiskowym strzałem z główki podwyższył prowadzenie zespołu. Blackburn nie poddawało się jednak. Za wszelką cenę dążyli do wyrównania jeszcze przed przerwą, co udało im się w 37. minucie. Niepilnowany w polu karnym Hoillet przejął dośrodkowanie i pięknym strzałem pokonał Tima Krula. Jednak tego dnia na boisku brylował jeden piłkarz. Demba Ba w 54. minucie ustalił wynik spotkanie. Ambitnie grające Blackburn musiało uznać wyższość gospodarzy.

Newcastle United 3:1 Blackburn

27' D. Ba, 30' D. Ba, 37' J. Hoilett, 54' D. Ba

Najsłabsze z widowisk w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii stworzyli piłkarze West Bromwich Albion i Fulham sobotniego popołudnia. Oba zespoły nie są zaliczane do faworytów ligi. Przed meczem drużyny miały na swoim koncie po 3 punkty i okupowały miejsca w dolnych rejonach tabeli. Ekipa Martina Jola stwarzała groźniejsze sytuacje w pierwszej części meczu. Fulham zdobyło bramkę, jednak nie została ona uznana. Pani arbiter liniowa uniosła chorągiewkę do góry. Spalony? Sytuacja kontrowersyjna. Wydaję się, że napastnik dobijający strzał Clinta Dempseya nie był na pozycji spalonej, jednak ciężko to ocenić. Fulham jeszcze parę razy zagroziło bramce gospodarzy, jednak po 45. minutach walki obaj bramkarze zachowywali czyste konto. W drugiej połowie lepiej reprezentowali się gospodarze. Podopieczni Roya Hodgsona zaczęli stwarzać spore zagrożenie pod bramką rywali. Bramki nie zdobył też Odemwingie w sytuacji sam na sam, jednak to nie on miał do tego najlepsze warunki. Gracze Fulham również nie wykorzystali swojej szansy. John Arne Riise potężnie uderzył futbolówkę z rzutu wolnego, bramkarz sparował strzał, a napastnik dobijający strzał Norwega trafił w słupek. West Bromwich mogło pokusić się o wygraną, na przeszkodzie podobnie jak zawodnikowi Fulham, stanął jednak słupek. Mecz zakończył się podziałem punktów. Obie drużyny nadal w dole tabeli, ale z zasłużonym wynikiem.

West Bromwich 0:0 Fulham

W sobotnie popołudnie na Stamford Bridge Chelsea podejmowała beniaminka ze Swansea. Gospodarze wyszli na boisko z mieszanymi uczuciami, nadal w pamięci zawodników pozostawał bowiem przegrany mecz ligowy z United. Londyńczycy mimo wszystko uważani byli za zdecydowanego faworyta. The Blues już w 15. minucie mogli strzelić bramkę, lecz Raul Meireles nie był w stanie oddać celnego strzału w polu karnym Swansea. Gospodarze wyszli na prowadzenie w 29. minucie – Juan Mata idealnie wrzucił piłkę do wbiegającego w pole karne Torresa, który po przyjęciu piłki na klatkę piersiową zmylił bramkarza gości uderzając precyzyjnie po ziemi w długi róg. Ponad pięć minut kibice Chelsea czekali na drugiego gola. W 35. minucie Cole i Torres zagrali ładną klepkę, następnie lewy obrońca gospodarzy popędził z piłką kilkanaście metrów i ładnym prostopadłym podaniem dograł do nadbiegającego Ramiresa, który z 15 metrów uderzył mocno po ziemi zakładając Vormowi ‘siatę’. W 40. minucie grający dobre zawody Torres popełnił duży błąd atakując bezmyślnie rywala obunóż w środku pola. Sędzia nie miał najmniejszych wątpliwości – czerwona kartka dla byłego gracza the Reds. Na początku drugiej połowy zaczęli atakować goście – w 49. minucie Dyer uderzył mocno z granicy pola karnego, lecz piłka odbita od Mikela trafiła w poprzeczkę. Grające w 10 Chelsea nie zamierzało się jednak bronić - w 61. minucie indywidualną akcję i strzałem z ok. 25 metrów w poprzeczkę popisał się Anelka. W 76. prowadzenie the Blues podwyższył Ramires, który z łatwością minął Williamsa i dopełnił formalności strzałem po ziemi. W 86. minucie honorową bramkę dla Swansea zdobył właśnie Williams precyzyjnie główkując, po ładnej wrzutce z rzutu wolnego. Był to pierwszy gol na wyjeździe gości w Premier League. Williams miał jeszcze szanse na zdobycie swojego drugiego gola, lecz tym razem nie trafił w światło barmki. W doliczonym czasie gry swoją bramkę zdobył wracający po kontuzji Drogba, który strzelił mocno po ziemi z 15 metrów nie dając bramkarzowi gości najmniejszych szans. Mecz zakończył się wynikiem 4:1. W oczy rzucił się jednak incydent, w którym brał udział Frank Lampard. Pomocnik the Blues nie ukrywał bowiem niezadowolenia z powodu posadzenia go na ławce i zaraz po końcowym gwizdku nie podając ręki trenerowi poszedł do szatni.

Chelsea 4:1 Swansea

29' F. Torres, 36' Ramires, 76' Ramires, 86' A. Williams, 90' D. Drogba

Tottenham zeszłotygodniowy pogromca Liverpoolu mierzył się z zespołem Wigan. Koguty znakomicie zaprezentowały się w zeszłą niedzielę i nie zamierzali zwalniać tempa. Już w 3. minucie zdobyli bramkę. Fatalne zachowanie obrony Wigan wykorzystał Rafael van der Vaart. Ponownie w ataku szalał Adebayor, który zaliczył asystę przy bramce. Koguty dominowały w pierwszej odsłonie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Gareth Bale strzałem głową umieścił piłkę w siatce. Wydawało się, że gracze z Londynu zdeklasują gospodarzy. Tottenham nacierał cały czas i raz po raz zagrażał bramce Wigan. Jednak na samym początku drugiej połowy udało się gospodarzom zdobyć bramkę kontaktową. Wielkiej zamieszanie w okolicach pola karnego Tottenhamu wykorzystał Diame. W 63. minucie w skutek ujrzenia drugiej żółtej kartki za brutalny faul wyleciał z boiska Gohouri. W końcówce Kaboul trafił z rzutu wolnego w poprzeczkę. Wigan mogło jeszcze pokusić się o remis, jednak piłkarze zmarnowali doskonale zapowiadającą się kontrę. 3 punkty jadą do Londynu. Tottenham pnie się w górę tabeli.

Wigan 1-2 Tottenham

3' Van der Vaart, 23' Bale, 49' Diame

W ostatnim, sobotnim pojedynku lider rozgrywek Manchester United grał na wyjeździe ze Stoke. Britannia Stadium nie jest przyjaznym miejscem dla żadnej z drużyn. Przekonali się o tym gracze Liverpoolu w czwartej kolejce. Ambitnie grające Stoke chciało być pierwszą drużyną, która odbierze punkty Diabłom w tym sezonie. W jednej z pierwszy akcji meczu, oko w oko z bramkarzem wyszedł Hernandez. Został jednak powstrzymany przez Woodgate'a. Czy zgodnie z przepisami? Pozostawiam do Państwa oceny. Javier nabawił się jednak urazu i szybko został zastąpiony Owenem. Stoke grało jak zwykle bardzo twardo. Manchester miał bardzo dużo problemów z rozmontowaniem defensywy gospodarza. Sztuka ta udała się Naniemu. Po kapitalnej, indywidualnej akcji strzelił gola precyzyjnie, tuż przy słupku i dał prowadzenie liderowi tabeli. Do przerwy drużyna Fergusona prowadziła 1:0. Czy Stoke zamierzało się poddać? Nic takiego. Gospodarze walczyli o każdy centymetr sześcienny boiska. Co prawda po błędzie bramkarza Nani mógł ponownie wpisać się na listę strzelców, jednak Stoke również odpowiadało groźnymi akcjami. David de Gea parę razy ratował zespół z tarapatów. Gospodarze walczyli na całego i udało im się doprowadzić do wyrównania. Peter Crouch strzelił bramkę po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Były zawodnik the Reds wykorzystał swoje znakomite warunki fizyczne i strzałem głową wpakował piłkę do siatki. Gospodarze szli za ciosem. Crouch zmarnował kapitalną sytuację na objęcie prowadzenia. Z kilku metrów uderzył wprost w bramkarza Manchesteru. Mecz był bardzo wyrównany, Stoke było blisko strzelania drugiej bramki. To jednak Manchester w końcówce spotkania miał "piłkę meczową". Po dośrodkowaniu z prawej strony z bliskiej odległości spudłował doświadczony Ryan Giggs. Manchester stracił pierwsze punkty w sezonie. Wielkie brawa należą się drużynie Stoke. Ich waleczność i ambicja są godne pozazdroszczenia. Zasłużony remis na Britannia Stadium.

Stoke 1:1 Manchester United

27' Nani, 52' P. Crouch

W niedzielnym meczu Queens Park Rangers gościło Aston Villę. Obie drużyny plasowały się przed spotkaniem w środku tabeli. Beniaminek miał nadzieję na zdobycie 3 punktów na własnym stadionie i poszybowanie w górę tabeli. To właśnie zawodnicy Queens Park Rangers zagrozili bramce przeciwnika jako pierwsi. Po bardzo mocnym strzale z dystansu piłka trafiła w słupek. Gospodarze dominowali w pierwszej połowie, jednak to goście mogli schodzić na przerwę prowadząc. Po strzale z rzutu wolnego świetną interwencją popisał się bramkarz Rangers. W 56. minucie sędzia podyktował rzut karny dla Aston Villi po rzekomym faulu na Agbonlahorze. Kontrowersyjną jedenastkę na bramkę zamienił Barry Bannan. Gospodarze nie poddawali się, walczyli na całej długości i szerokości boiska. Mecz kończyli w dziesiątkę, jednak nie przeszkodziło im to w zdobyciu bramki dającej remis. W 93. minucie po mocnym płaskim zagraniu ze skraju pola karnego obrońca the Villans, Dunne, skierował piłkę do własnej bramki. Beniaminek ciężko zapracował na kolejny punkt i plasuje się na dziesiątym miejscu w tabeli.

Queens Park 1:1 Aston Villa

58' B.Bannan (pen.), 90' R. Dunne (o.g.)

W ostatnim spotkaniu szóstej kolejki Norwich grało z Sunderlandem. Obie drużyny miały przed tym meczem po 5 punktów na swoim koncie. Przez pierwsze dwa kwadranse żaden z zespołów nie uzyskał przewagi, a gra toczyła się głównie w środku pola. W 31. minucie po bardzo ładnej akcji piłkę do bramki z bliskiej odległości skierował Leon Barnett. Tuż po wznowieniu gry w drugiej połowie Norwich zdobyło kolejną bramkę. Po bardzo dobrym dośrodkowaniu z lewej strony piłkę w siatce umieścił Steve Morison. Sunderland starał się odwrócić losy spotkania. Czarne Koty atakowały, lecz robiły to nieskutecznie. Dopiero w 85. minucie udało się gościom zdobyć bramkę. Bardzo ładnym strzałem z dalszej odległości popisał się Kieran Richardson. Ostatnie minuty spotkania były bardzo nerwowe. Sędzia doliczył aż 5 minut do regulaminowego czasu gry. Sunderlandowi nie udało się zdobyć bramki i to beniaminek sięgnął po 3 punkty.

Norwich 2:1 Sunderland

31' Barnett, 48' Morison, 86' Richardson

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Nadszedł czas Conora Bradleya  (0)
22.11.2024 23:45, Bajer_LFC98, Liverpool Echo
Carrick pełen zachwytu nad Benem Doakiem  (0)
22.11.2024 23:42, K4cper32, Liverpool Echo
Decyzje Salaha o grze w kadrze pomagają LFC?  (0)
22.11.2024 19:54, Mdk66, Liverpool Echo
Trening przed Southampton - zdjęcia  (2)
22.11.2024 17:55, AirCanada, liverpoolfc.com
Ramsdale i Bednarek nie zagrają z Liverpoolem  (0)
22.11.2024 16:05, BarryAllen, southamptonfc.com
Data startu i końca przyszłego sezonu  (0)
22.11.2024 14:28, AirCanada, liverpoolfc.com
Konferencja prasowa przed meczem z Southampton  (4)
22.11.2024 14:14, AirCanada, liverpoolfc.com