Jak znaleźć to, czego się nie zgubiło?
Już nie można mówić o początkach sezonu, o trwającym etapie zgrywania się z kolegami. W najbliższą sobotę Liverpool będzie grał już swój dziesiąty mecz kampanii 2011/2012, a w tym tygodniu minęły cztery miesiące odkąd Charlie Adam został zawodnikiem the Reds. Nadal słyszy się jednak głosy, że daleko mu do formy, jaką prezentował w Blackpool. Otóż Charlie Adam jest w formie.
We wczorajszym spotkaniu reprezentacji Szkocji, Adam nie przypominał zawodnika, który w ubiegłym sezonie był jednym z siedmiu nominowanych do tytułu gracza roku PFA. On nim był.
Charlie na boisku pokazywał się wszędzie. Nie tylko rozgrywał piłkę ze środka pola. Widać go było na skrzydłach. Wbiegał w pole karne, wykonywał rzuty wolne i rożne, cofał się do obrony. Na każdej z tych pozycji był najlepszym zawodnikiem w drużynie.
Pokazywał to, co przyspożyło mu tyle sympatii w barwach Blackpool – agresję, determinację i przede wszystkim siłę charakteru. Charlie nie czeka na podanie od kolegi, on go szuka, stara się wywrzeć jak największy wpływ na wydarzenia na boisku.
Dlaczego nie gra tak dla Liverpoolu? Najczęstszą teorią jest ciśnienie wyniku. Mówią, że Adam to świetny zawodnik w małym klubie, a w firmie o statusie LFC brak mu pewności siebie. Presja wygranej go blokuje (do wczoraj podzielałem to zdanie).
Wczorajszy mecz Szkocji, był jednak grany pod takim ciśnieniem, jak spotkania na Anfield. No dobra, stadion i ilość kibiców daleko odbiegały od standardów Liverpoolowskich. Przeciwnikiem też był „tylko” Lichtenstein. Ale mecz był o wszystko.
Szkoci musieli go wygrać, a takie spotkania z teoretycznie słabym przeciwnikiem są bardzo trudne – łatwo nadziać się na jedną kontrę, która zupełnie pomiesza szyki drużyny. Szkoci, a w szczególności Charlie Adam, dali sobie jednak radę.
Skąd więc niemoc 26-latka w barwach Liverpoolu, śmiem wysunąć kolejną teorię. Za dużo biegania. Pass and move nie odpowiada Szkotowi. Charlie Adam wkłada w grę całe serce. Czy to w Blackpool, czy dla Szkocji, płuca by wypluł na boisku... ale tylko w odpowiednich momentach.
Poza „akcjami” Adam po murawie nawet nie truchta. On chodzi. Wygląda, jakby był na spacerze przez cztery minuty, żeby wykonać zryw, drybling, podanie. Potem znowu sjesta.
W Liverpoolu wygląda to inaczej. Charlie musi wymieniać się stale pozycjami z Lucasem, który jest jednym z tych zawodników, którzy nie spoczywają nawet na chwilę. Lucas jest w ruchu przez 90 minut.
To partnerstwo wyraźnie nie służy Adamowi. Zabiegany, kiedy dostaje piłkę zwykle oddaje do najbliższego kolegi. Samymi rzutami wolnymi i rożnymi kariery na Anfield nie zrobi.
Jak naprawić sytuację? Usunąć Lucasa z drużyny? Przepraszam serdecznie, ale póki co Brazylijczyk jest dużo bardziej pożyteczny na boisku od Adama. Ba. Gra nawet bardziej ofensywnie od niego.
Przed Kennym Dalglishem stoi trudne zadanie. Po powrocie Gerrarda, będzie musiał tak zestroić pomoc LFC, żeby każdy z grających mógł maksymalnie spożytkować swój talent dla dobra drużyny.
Miejmy nadzieję, że w swoich planach nadal ma Charliego, bo Adam tak grający, jak wczoraj dla Szkocji, będzie dużym atutem the Reds. Chyba King Kenny oglądał mecz, w końcu też jest Szkotem.
Komentarze (4)