LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1232

Podsumowanie 10. kolejki


Za nami trzy dni meczów Premier League, w których nie brakowało pozytywnych emocji i ciekawych sytuacji. Dla nas najważniejszym faktem jest, iż Liverpool przełamał ostatnią passę meczów bez zwycięstwa i spokojnie wygrał z West Bromwich Albion 2:0. Jednak co działo się na pozostałych stadionach? Jak poradziły sobie inne zespoły? Zapraszamy Państwa na podsumowanie minionej kolejki.

Sobotnie zmagania rozpoczęli dwaj najwięksi rywale the Reds, czyli Everton i Manchester United. Czerwone Diabły za wszelką cenę chciały zrehabilitować się za sromotną porażkę z Manchesterem City z poprzedniego tygodnia i ostatecznie im się to udało. Pierwszą dobrą okazję na strzelenie bramki mieli goście już na samym początku meczu. Welbeck dobrze przyjął piłkę i obrócił się z nią przed polem karnym, pobiegł w stronę linii końcowej i zgrał futbolówkę do nadbiegającego Parka, jednak strzał Koreańczyka trafił prosto w Howarda. Na prowadzenie piłkarzy z Old Trafford wyprowadził Javier Hernandez w 19. minucie. Z lewej strony dośrodkowywał kompletnie niepilnowany Patrice Evra, piłka poszybowała wprost na nogę Meksykanina, a ten z bliska umieścił ją w bramce. Gracze Evertonu mieli najlepszą okazję na zdobycie bramki po silnym strzale Bainesa z rzutu wolnego, jednak piłka tylko uderzyła w poprzeczkę. Godny uwagi jest jeszcze strzał Rodwella w drugiej części spotkania, który wspaniale uderzył na bramkę gości, ale dobrą obroną popisał się De Gea. Piłkarze Manchesteru United nie starali się naciskać, prawdopodobnie przestraszeni tym co stało się tydzień wcześniej. Jedyną dobrą sytuację na podwyższenie wyniku mieli po godzinie gry, po strzale Welbecka, ale na posterunku był bramkarz Evertonu.

Everton 0 – 1 Manchester United

19’ Hernandez J.

Do prawdziwego spektaklu doszło w meczu na Stamford Bridge, w którym Chelsea podejmowało lokalny Arsenal. Derby Londynu były obfite we wspaniałe akcje i wiele bramek, a Kanonierzy sprawili wielką sensację. Z początku nic jednak tego nie zapowiadało, gdyż pierwszego gola zdobyli gospodarze. Mata urwał się na chwilę Santosowi, idealnie dośrodkował w pole karne, a głową piłkę do bramki skierował Frank Lampard. 20 minut później mieliśmy w tym meczu remis. Aaron Ramsey wręcz perfekcyjnie podał piłkę pomiędzy obrońcami Chelsea do nadbiegającego Gervinho, ten wyszedł sam na sam z Cechem, ale nie zagrał samolubnie i odegrał futbolówkę do biegnącego obok Van Persiego i ten dokonał formalności. Zaraz przed przerwą the Blues ponownie wyszli na prowadzenie po dośrodkowaniu Lamparda z rzutu rożnego i dobrym wejściu Johna Terry’ego, który przepchnął się z Mertersackerem, dopadł do piłki i umieścił ją w bramce. Kanionierzy nie pozostali dłużni i już kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy wyrównali. Song podał na lewe skrzydło do niepilnowanego Santosa, który szybko i zdecydowanie wbiegł w pole karne i mocnym strzałem pokonał bramkarza Chelsea. Arsenal pierwszy raz wyszedł na prowadzenie po wspaniałej akcji Theo Walcotta. To co zrobił w tej sytuacji Anglik powinno być pokazywane wszystkim piłkarzom na świecie. Wydawało się, że skrzydłowy Arsenalu był faulowany, ale sam zawodnik wiedział, że nic takiego nie miało miejsca, szybko wstał, zagarnął piłkę, która się przed nim toczyła, ominął z nią stających naprzeciw dwóch obrońców the Blues i idealnym strzałem przy krótkim słupku umieścił futbolówkę w bramce. Gospodarze zdołali wyrównać na 10 minut przed końcem meczu po błędzie Santosa, który w głupi sposób stracił piłkę na rzecz Bosingwy, ten oddał ją Macie, a Hiszpan przepięknym strzałem pokonał Szczęsnego. Wydawało się, że the Blues spokojnie dowiozą remis, albo nawet spróbują zdobyć zwycięską bramkę, ale na kilka minut przed końcem meczu fatalnie nie porozumieli się Malouda i Terry, piłkę przejął Van Persie i w sytuacji sam na sam Holender pewnie pokonał Cecha. Chelsea zaczęło atakować masowo bramkę Arsenalu, ale w doliczonych minutach było już po meczu. Goście dobrze wyprowadzili piłkę po akcji piłkarzy ze Stamford Bridge i po szybkiej kontrze wspaniałym uderzeniem popisał się Van Persie, dzięki któremu zdobył hat-tricka i wyszedł na prowadzenie w klasyfikacji strzelców.

Chelsea 3 – 5 Arsenal

14’ Lampard F., 36’ R.v. Persie, 45’ Terry J., 49’ Santos A., 56’ Walcott T., 81’ Mata J., 85’ R.v. Persie, 90’ R.v. Persie

W kolejnym meczu spotkali się Manchester City i Wolves. Gospodarze, którzy rozbili United w poprzedniej kolejce mieli ochotę kontynuować wspaniałą passę meczów bez porażki i przeciwnik wydawał się być do tego idealny. Niestety pierwsza połowa była bezbramkowa, a wszelkie próby pokonania Hennesseya kończyły się porażką. Najlepszą z nich miał w ostatnich minutach pierwszej odsłony Edin Dzeko, ale przegrał rywalizację w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości. Niestety dobra obrona bramkarza Wolves z pierwszej połowy została szybko zapomniana kilku minut po rozpoczęciu drugiej połowy. Hennessey choć miał dużo czasu na wybicie piłki, zbyt długo zwlekał, dopadł do niego Aguero, zablokował jego podanie, futbolówka trafiła do wbiegającego nieopodal Dzeko, a ten bez problemów trafił na pustą bramkę. W 67. minucie było już 2:0. David Silva dobrze uderzał zza pola karnego na bramkę Wolves, dobrze bronił Hennessey, ale nie utrzymał piłki w rękach, ta trafiła pod nogi Kolarova i z bliskiej odległości wbił ją do bramki. Chwilę później pojawiła się wśród gości nadzieja na wywiezienie chociaż 1 punktu. Kompany faulował w polu karnym Kevina Doyle’a, który znalazłby się w idealnej sytuacji do strzelenia bramki i sędzia tego spotkania nie miał innego wyboru jak podyktować jedenastkę i ukarać obrońcę the Citizens czerwoną kartką. Rzut karny pewnie wykorzystał Stephen Hunt. Wszelką ochotę do gry odebrał Wilkom Adam Johnson, który w doliczonych minutach spotkania pięknie uderzył lewą nogą na bramkę gości i piłka wpadła tuż przy słupku.

Manchester City 3 – 1 Wolverhampton

52’ Dzeko E., 67’ Kolarov A., 75’ Hunt S., 90’ Johnson A.

W następnym sobotnim spotkaniu na Carrow Road zmierzyli się ze sobą Norwich City oraz Blackburn Rovers. Pierwsza połowa była uboga w składne i niebezpiecznie akcje i tak naprawdę gdyby nie bramka Hoiletta w doliczonych minutach, to można by ją uznać za nudną. Na szczęście zawodnik Blackburn doznał chwilowego olśnienia, świetnie zszedł z piłką do środka boiska i zaraz sprzed pola karnego uderzył nie do obrony na bramkę gospodarzy. Kanarki szybko się zrehabilitowały gdyż 5 minut po rozpoczęciu drugiej połowy mieliśmy remis. Steve Morrison dostał piłkę pod nogi po świetnym zgraniu piłki przez kolegę z zespołu i z miejsca uderzył na bramkę Blackburn. Piłka wpadła do bramki zaraz pod poprzeczką, więc nawet świetne wyciągnięcie się Paula Robinsona nie wystarczyło na obronę tak dokładnego strzału. Goście ponownie wyszli na prowadzenie w 62. minucie po strzale Yakubu na krótki słupek. W akcji zawalił najlepszy piłkarz Norwich minionego meczu przeciwko Liverpolowi John Ruddy, który fatalnie przepuścił piłkę przy słupku, który powinien dokładnie zasłonić. Wydawało się, że jest już po meczu, kiedy 2 minuty później, po dośrodkowaniu z rzutu wolnego gola, pięknym strzałem głową, strzelił Samba, jednak piłkarze Kanarków nie zamierzali się poddawać. Johnson zdobył gola kontaktowego w 82. Minucie, choć szczęśliwie, gdyż najpierw jego podanie zostało zablokowane, ale piłka trafiła znowu pod jego nogi, następnie jego strzał został odbity przez Lowe’a i piłka przelobowała Robinsona. W doliczonych minutach meczu po raz kolejny odrobinę szczęścia miała drużyna Norwich, gdyż sędzia podyktował karnego za zagranie ręką Nzonziego. Sytuacja jest na tyle śmieszna, że pomocnik Blackburn domagał się odgwizdania przewinienia za faul na nim i właśnie podnosząc ręce w geście zdziwienia, piłka trafiła jego rękę i za to został podyktowany karny. Jedenastkę wykorzystał Holt pomimo tego.

Norwich 3 – 3 Blackburn

45’ Hoilett D., 53’ Morison S., 62’ Yakubu A., 64’ Samba C., 82’ Johnson B., 90’ Holt G.

To nie był koniec meczowych emocji w Anglii i następne spotkanie odbyło się na Stadionie Światła, gdzie Sunderland podejmował Aston Villę. Goście dwa razy wychodzili na prowadzenie, a pierwszą bramkę strzelił kapitan zespołu Petrov, który w 20. minucie przepięknym strzałem lewą nogą trafił w samo okienko bramki. Gospodarze musieli się trochę namęczyć, żeby zdobyć gola wyrównującego, ale udało im się to kilkanaście minut później po wspaniałej akcji zespołu, a wykończył ją dokładnym strzałem na długi słupek niedoszły piłkarz Liverpoolu Connor Wickham. Dla młodego napastnika był to pierwszy gol zdobyty w Premier League. Aston Villa miała swoją okazję na 18 minut przed końcem spotkania, ale w sytuacji sam na sam w nogę bramkarza trafił Bent. Goście jednak dopięli swego w 85. minucie, kiedy po dośrodkowaniu Petrova z rzutu wolnego głową bramkę zdobył Dunne. Odpowiedź Kotów była szybka i cztery minuty później mieliśmy po raz kolejny remis. Tym razem wolny rozgrywany był po drugiej stronie boiska i dośrodkowywaną piłkę, pośród tłumu piłkarzy, zdołał wpakować do bramki Sessegnon.

Sunderland 2 – 2 Aston Villa

20’ Petrov S., 38’ Wickham C., 85’ Dunne R., 89’ Sessegnon S.

W kolejnym meczu beniaminek z Walii Swansea zmierzył się z kiepsko grającym w tym sezonie zespołem Boltonu, który miał nadzieję na zdobycie punktów i opuszczenie strefy spadkowej. Pierwsza połowa nie należała do najciekawszych i dopiero w drugiej połowie mogliśmy oglądać interesujące sytuacje. Pierwsza godna uwagi sytuacja to wysłanie Gardnera do szatni po drugim żółtym kartoniku zarobionym w kilka minut (nie licząc przerwy pomiędzy połowami) i gol zdobyty po rzucie wolnym właśnie za faul pomocnika. Wszyscy spodziewali się, że piłka zostanie bita w pole karne, ale na środek boiska dostał ją Allen, który przebiegł się z nią kompletnie nieatakowany aż pod pole karne, skąd na uderzył na krótki słupek i Jaaskelainen musiał wyciągać piłkę z siatki. Około 10 minut później było już po meczu, gdyż na 2:0 podwyższył z rzutu karnego Scott Sinclair i Łabędzie ani myślały oddać zwycięstwo. Bolton na 16 minut przed końcem meczu zdołał jeszcze zdobyć bramkę kontaktową po golu samobójczym Danny’ego Grahama, ale ten sam piłkarz zrehabilitował się w doliczonych minutach spotkania. Swansea wyszło z kontrą po masowym ataku gości, Graham znalazł się sam naprzeciw bramkarza i nie zmarnował okazji do ustanowienia wyniku.

Swansea 3 – 1 Bolton

49’ Allen J., 57’ Sinclair S., 74’ Graham D. (samobój), 90’ Graham D.

W ostatnim sobotnim spotkaniu grały ze sobą drużyny Wigan i Fulham. Drużyna gospodarzy przegrała ostatnie 6 meczów i chciała by w tym było inaczej. Przez całą pierwszą połowę ładnie i składnie atakowali, najlepszą okazję miał Ben Watson po pół godziny gry, który uderzał mocno zza pola karnego, ale wspaniałą obroną popisał się Schwarzer. Niestety dla Wigan, to goście strzelili pierwszą bramkę na kilka minut przed końcem pierwszej połowy. Dobre dalekie podanie dostał Zamora, przebiegł się trochę z piłką i odegrał ją do wbiegającego w pole karne Dempseya, który z bliskiej odległości trafił do siatki. Co ciekawe na moment przed bramką mogliśmy zobaczyć jak dużą przewagę miało w tym meczu Wigan, gdyż jej posiadanie piłki wynosiło aż 73%, a to wynik, którego nie powstydziłaby się nawet Barcelona. Stracona bramka nie zdeprymowała gospodarzy, którzy mieli idealną okazję na strzelenie bramki zaledwie 10 minut po rozpoczęciu drugiej połowy spotkania, jednak po wspaniałym uderzeniu Victora Mosesa piłka tylko uderzyła w słupek bramki Londyńczyków. Wydawało się, że Wigan bardzo chce pobić wynik Liverpoolu pod względem ilości trafionych słupków i poprzeczek gdyż w 84. minucie potężny strzał Maynora Figueroa również trafił w słupek bramki Schwarzera. Niestety pech prześladował gospodarzy w tym meczu i to Fulham zdobyło kolejną bramkę w ostatnim minutach spotkania. Dembele dobrze przedarł się przez zasieki piłkarzy Wigan, przymierzył i strzelił tuż przy słupku.

Wigan 0 – 2 Fulham

42’ Dempsey C., 87’ Dembele M.

W jedynym niedzielnym meczu, który można nazwać małymi derbami Londynu, na White Hart Lane zmierzyli się ze sobą Tottenham i Queens Park Rangers. Koguty od początku meczu dominowały na boisku i stworzyły sobie masę okazji do strzelenia bramek i jedną z nich w 20. minucie wykorzystał Gareth Bale. Walijczyk po ładnej akcji zespołu otrzymał podanie od van der Vaarta na puste pole i bez problemów umieścił piłkę w bramce. The Spurs wyszli na dwubramkowe prowadzenie zaledwie kilkanaście minut później. Strzał Ledleya Kinga został lekko zablokowany przez jednego z obrońców QPR, jednak piłka trafiła do niepilnowanego Holendra i ten pewnie pokonał bramkarza gości. Pięć minut po przerwie mogło być już 3:0, ale wyśmienitą paradą, po równie wspaniałym strzale van der Vaarta, popisał się Paddy Kenny. Swoją drogą bramkarz ten kilka razy dobrze interweniował w tym meczu i tylko dzięki niemu wynik był taki, a nie inny. Goście odzyskali nadzieję na sprawienie niespodzianki na White Hart Lane, gdyż w 62. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, piłkę do siatki wpakował Bothroyd. Był to pierwszy gol w Premier League dla tego zawodnika. Piłkarze Tottenhamu nie chcieli pozostawić wątpliwości, komu należą się punkty w tym meczu i na 20 minut przed końcem spotkania, przepięknym strzałem, po dobrej wymianie podań z Aaronem Lennonem, popisał się ponownie Gareth Bale.

Tottenham 3 – 1 QPR

20’ Bale G., 33’ R.v.d. Vaart, 62’ Bothroyd J., 72’ Bale G.

Ostatni mecz tej kolejki odbył się dopiero w poniedziałek, a grały w nim zespoły Stoke i Newcastle, który jako jedyny obok Manchesteru City pozostaje niepokonany w tym sezonie. Sroki dobrze odrobiły pracę domową i z pewnością wyciągnęły wnioski po środowym meczu Liverpoolu ze Stoke w Carling Cup, gdyż zespół szybko zaatakował i po 12 minutach mieliśmy 1:0. Akcję zapoczątkował Tim Krul, który mocnym wykopem uruchomił swoich kolegów z przedniej formacji, następnie dobrze podawał w pole karne Obertan, a Demba Ba dokonał formalności. Jedną dobrą okazję mieli Garncarze w pierwszej połowie, kiedy to mocno uderzał Etherington, ale pewnie bronił Krul. Drugą bramkę, która ustawiła mecz, zdobył Demba Ba i jeżeli strzelenie pierwszego gola było banalnie proste, to w tej sytuacji nie musiał prawie nic robić, wystarczyło dołożyć nogę do dobrego podania Leona Besta. Stoke osłabione przez kontuzje zawodników nie miało większych szans na chociażby zdobycie punktu w tym meczu, ale odrobinę nadziei dał im Jonathan Walters na 15 minut przed końcem spotkania, który pewnie wykorzystał rzut karny za faul Demby Ba na Crouchu. Zaledwie pięć minut później z rzutu karnego, podyktowanego z kolei dla Newcastle, gola zdobył Demba Ba i tym samym uspokoił grę i zapewnił kolejne zwycięstwo swojej drużynie.

Stoke 1 – 3 Newcastle

12’ Ba D., 40’ Ba D., 75’ Walters J., 81’ Ba D.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (2)

zwieSZhu 01.11.2011 14:50 #
W 5 meczach bramki padały w 90min...
Newcastle pokonuje Stoke...
george 01.11.2011 15:23 #
"Mata urwał się na chwilę młodemu Santosowi" - Santos ma 28 lat.
"Sagna podał na lewe skrzydło do niepilnowanego..." - Sagna ma kontuzje, nie gra od miesiaca i nie bedzie gra jeszcze okolo 3. To by Song.

Pozostałe aktualności

Slot: Możecie nazywać mnie Arne  (3)
04.05.2024 22:29, Vladyslav_1906, thisisanfield.com
Elliott podsumowuje sezon  (1)
04.05.2024 21:12, BarryAllen, liverpoolfc.com
Postecoglou przed meczem z Liverpoolem  (0)
04.05.2024 15:03, Mdk66, Sky Sports
Liverpool - Tottenham Hotspur: Wieści kadrowe  (0)
04.05.2024 11:55, Wiktoria18, liverpoolfc.com
Wczorajszy trening - wideo  (0)
03.05.2024 20:18, Piotrek, liverpoolfc.com