PEPE REINA - AUTOBIOGRAFIA cz I
Specjalnie dla Państwa zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami serwisu czas na niespodziankę. Pepe Reina jest szalonym facetem, jednym z najlepszych w swoich fachu na świecie, posiadającym wspaniałą osobowość. Nie od wczoraj wiadomo, jaki ma wpływ na zespół Liverpoolu w szatni.
Jest idealnym przewodnikiem drużyny na boisku pod nieobecność Stevena Gerrarda i Jamiego Carraghera. Dzięki jego autobiografii napisanej przy współpracy z Tonym Barrettem, której premiera odbyła się w czwartkowy wieczór na Anfield, dowiemy się wielu interesujących szczegółów z życia 29-letniego golkipera, dla którego Merseyside stało się drugim domem, bez którego nie może się obejść. W przeciągu najbliższych tygodni LFC.pl będzie publikować fragmenty jego biografii, które z zapartym tchem powinny być chłonięte przez szeroką rzeszę kibiców odwiedzających nasz serwis. To lektura dla każdego z Was niezależnie od wieku!
PSYCHOLOGICZNE GIERKI
Jest sześć godzin przed rozpoczęciem meczu na Anfield i zanim pomyślę nawet o grze, muszę dostać się na stację benzynową. Po wejściu do samochodu, włączam silnik i spoglądam na wskaźnik paliwa. Jest prawie pełen. Nadal muszę jednak zatankować, dlatego udaję w stronę do tej samej stacji obsługi, do której zawsze jadę, kiedy Liverpool gra u siebie. Jest to mała stacja benzynowa na obwodnicy Queens Drive, która znajduje się prawie dokładnie w połowie drogi między moim mieszkaniem w Południowym Liverpoolu a stadionem.
Przyjeżdżam, otwieram zbiornik paliwa i zaczynam uzupełniać paliwo. Przy dystrybutorze jestem zaledwie 20 sekund czy coś w tym rodzaju i bak jest pełny, dlatego wchodzę zapłacić. Kasjer rzuca na mnie trochę zabawne spojrzenie. Trzeba przyznać, że nie winię go za to.
Przed chwilą skierowałem się w stronę jego stacji paliw, stałem w kolejce przez pięć minut za innymi kierowcami i wszystko za wartą 8 funtów benzynę tylko po to, by mój bak był pełny do oporu. On nie zdaje sobie z tego sprawy, ale robię tak samo przed każdym domowym meczem. To jeden z niezliczonych rytuałów, które muszę odprawić, by upewnić się, że jestem w odpowiednim nastroju do gry dla Liverpoolu.
Moja desperacja do osiągnięcia sukcesu sprawia, że jestem przesądny. Jeśli zrobiłem coś w dniu meczu i zwyciężyliśmy w zawodach, wtedy próbuje to powtórzyć następnym razem, kiedy gramy. Próbuję udawać, że nie jestem przesądny, ale mam świadomość, że jest odwrotnie.
Moja własna indywidualna rutyna przed meczem rozpoczyna się wieczorem przed startem zawodów. Zostaję w domu i wykonuję zawsze te same kroki z obawy, że jeśli zrobię coś nawet w drobnym stopniu odmiennie, to może powstrzymać rzeczy przed ułożeniem się po mojej myśli. To może brzmi dziwnie i będzie mnóstwo ludzi, którzy stwierdzą, że brakuje logiki w takim postępowaniu, ale najmniejsze szczegóły mogą odegrać największą różnicę w futbolu. Kiedy znajdę rzecz, która się sprawdza, wtedy trzymam się tego bez względu na to, jak trudne może się to czasami okazać.
Zanim położę się do łóżka, czeka na mnie parę zapiekanek z serem i szynką, które Lucia, niania naszych dzieci, jest na tyle uprzejma, by przygotować dla mnie. Potem wypijam lampkę wina. Fachowiec od dobrej kondycji i specjalista od żywienia nie doradziliby takiej diety dla sportowca, ale nigdy nie jestem w stanie zjeść odpowiedniego posiłku wieczorem przed meczem, a wino pomaga mi zasnąć.
Rankiem w dniu meczu, wstaję i biorę prysznic, wkładam garnitur i zmierzam w stronę samochodu po paliwo, którego zazwyczaj nie potrzebuję. Kiedy przejeżdżam na Anfield, zawsze parkuję w tym samym miejscu - zatoka numer 39 na parkingu przed Trybuną Stulecia. Próbowałem stawać na miejscu 41 i 42, a także kilku innych, jednak kiedy zaparkowałem na 39 to nie straciliśmy gola dwa tygodnie z rzędu, dlatego zawsze wybieram tylko jeden numer od tamtego czasu.
Musimy być na Anfield kwadrans po 11, kiedy mecz zaczyna się o godzinie trzeciej. Zostawiamy tam swoje samochody i potem udajemy się klubowym autokarem do Melwood. Zawsze odbywamy przechadzkę po boisku treningowym, a następnie jem potrawę z makaronu i ryb przed meczem, biorę prysznic, żeby mieć pewność całkowitej czujności, zanim menedżer udzieli nam swojej przedmeczowej przemowy.
Teraz, kiedy Kenny Dalglish jest na stanowisku, nigdy nie dowiadujemy się, kto jest w zespole, dopóki nie zostanie godzina albo dwie do rozpoczęcia meczu. W ten sposób postępuje i skoro wygrał cztery mistrzostwa w lidze jako menedżer oraz jest największą legendą w historii Liverpoolu, jego metody odpowiadają mi.
Odbywa się spotkanie, Kenny wyznacza zespół i dowiadujemy się, czy będziemy grać, czy też siedzieć na ławce rezerwowych. Zawsze są wskazówki, kto weźmie udział w meczu na podstawie sposobu, w jaki trenujemy i wykonywanych schematów w dniach poprzedzających pojedynek. Nikt nie ma całkowitej pewności do czasu, aż odbędzie się spotkanie. Nie ważne jak bardzo któryś z nas może być pewny składu na mecz, mogą pojawić się niespodzianki, szczególnie przy tak dużej drużynie, w której każdy zgłasza swoje prawo do udziału w grze.
Dostaliśmy latem nowy autokar, ale w przypadku piłkarzy zawsze można zagwarantować, że niewiele czasu upłynie, zanim każdy ma swoje własne ulubione miejsce. Lubię siedzieć sam podczas drogi powrotnej na Anfield, myśleć jedynie o meczu i wizualizować określone sytuacje, z którymi być może będę musiał się uporać.
Część chłopaków słucha swoich iPodów, ale zazwyczaj siedzę na swoim miejscu, czasami rozmawiam na temat meczu, a czasami interesuję się wszystkim wokół mnie. Jak tylko zbliżamy się do stadionu, zawsze dzwonię do mojej żony, by jedynie upewnić się, że wszystko jest w normie z nią oraz dziećmi. To nawyk, którego nigdy nie zmieniam. Patrzę przez okno i widzę kibiców w drodze na stadion. Za każdym razem czuję się dumny po prostu wiedząc, że przychodzą tam po to, by dopingować nas, cieszyć się grą i liczyć na nasze zwycięstwo.
To tylko wzmacnia poczucie odpowiedzialności, które spoczywa na mnie. Zdaję sobie sprawę, że zawdzięczam im wsparcie, którego nam udzielają. Stanowimy ich pasję, ich nadzieję i czasami możemy dać im powód do radości, nawet jeśli mogą mieć problemy we własnym życiu lub czasy są trudne. To dla nich wyjątkowe oglądać Liverpool na Anfield, ale również ogromny honor i niepowtarzalne występować przed nimi na Anfield.
Powracam również pamięcią do czasu, kiedy byłem dzieckiem i chodziłem oglądać mecze Barcelony z moim własnym ojcem. Tego rodzaju wspomnienia są bardzo ważne, ponieważ przypominają mi, co to znaczy być kibicem. Byłem fanem na trybunach, który krzyczał i wydzierał się. Rozpaczliwie żywiłem nadzieję, że piłkarze, których kocham podarują mi wyjątkową chwilę wygrywając mecz. Mam świadomość, jakie to ważne.
Czuję wielką dumę, kiedy widzę dziecko w koszulce bramkarskiej Liverpoolu z moim nazwiskiem oraz numerem na plecach. Nadal mnie to zaskakuje, gdy tak się dzieje, ponieważ naturalnie spodziewam się koszulek z nazwiskami Steviego Gerrarda, Andy'ego Carrolla lub Luisa Suareza, a nie z moim. To ci piłkarze strzelają bramki i sprawiają, że mecz jest piękny. Ja jestem tylko bramkarzem, perkusistą w kapeli muzycznej, w której prawie każdy pozostały jest najbardziej rozpoznawalnym muzykiem zespołu. Dzięki temu czuję się naprawdę wyjątkowo, kiedy widzę dziecko z moim nazwiskiem na jego koszulce. To powoduje, że jestem jeszcze bardziej zdeterminowany, aby wypaść jak najlepiej.
Kiedy wchodzę do szatni rytuał ciągnie się dalej. Zawsze rozbieram się w tej samej kolejności - marynarka, krawat, koszula, buty, spodnie i skarpety. Potem kładę się na łóżko do masażu tak, żeby Rob, nasz fizjoterapeuta, mógł wykonać na mnie swoje sztuczki.
Leżę czytając program meczowy, podczas gdy on wygina i rozciąga moje nogi. Potem przymocowuję bandaże i wkładam bluzę bramkarską. Zawsze siedzę w tym samym miejscu, tuż przy ścianie, jak tylko wchodzisz, a obok siedzi Carra. Idę do toalety odlać się mniej więcej trzy lub cztery razy w ciągu godziny przed rozpoczęciem meczu z powodu moich nerwów. Później wychodzę trochę przed resztą chłopaków, żeby się rozgrzać.
Włączamy iPoda w końcowych minutach, zanim wyjdziemy na pierwszy gwizdek. Zazwyczaj wybór muzyki należy do Dirka albo do mnie. To pomaga pozbyć się nerwów i wprawić nas wszystkich w nastrój przed tym, co nas czeka.
Kiedy wchodzimy z powrotem po rozgrzewce, zawsze puszczamy 'You'll Never Walk Alone', ale były takie momenty, kiedy musiałem zgłosić swoje uwagi, ponieważ za późno włączono muzykę. Trzeba to puścić przynajmniej kilka minut, zanim jest czas do wyjścia. Pamiętam, że czasami arbiter wciskał sygnał wzywający nas do pojawienia się w tunelu, chociaż wciąż nie włączono muzyki. Nie jestem szczęśliwy, kiedy tak się dzieje. To dla nas ważne, aby wysłuchać tego utworu, ponieważ dodaje nam motywacji, której potrzebujemy w meczu. Muszę się później postarać, żeby jako ostatni wyjść na boisko przed rozpoczęciem. Zawsze dotykam szyldu This Is Anfield obiema rękami, gdy wychodzę z tunelu.
Kiedy przekraczam białą linię, muszę to zrobić dwukrotnie prawą nogą. Robię krok, potem się cofam i raz jeszcze wkraczam na murawę. Z jakiegoś powodu, prawdopodobnie niezbyt dobrego, to pomaga mi zachować spokój. Następnie udaję się w kierunku mojej bramki, jednak zanim to nastąpi, muszę przybić pięści z czwórką moich obrońców - wyjątkiem jest Carra, który nie lubi tego robić, dlatego zamiast tego przybijamy sobie piątki. Później oklaskuję kibiców na the Kop, żeby pokazać wdzięczność za wspieranie mojej osoby.
Podczas gdy jestem już w bramce, podchodzę natychmiast do prawego słupka, uderzam korkami na podeszwie buta, potem dotykam poprzeczki, kolejno uderzam korkami o lewy słupek i wracam na środek. To jednak jeszcze nie koniec mojej rutyny. Następnie robię sześć kroków w kierunku pierwszej linii równoległej do bramkowej, kolejne sześć kroków w kierunku punktu karnego, dalsze sześć w kierunku linii pola karnego. Potem wykonuję to samo w odwrotnej kolejności tak, że wracam na moją linię bramkową, gdzie rozpocząłem.
Potem wyciągam się na palcach, podciągam wysoko kolana do klatki piersiowej, podskakuję, wykonuję krótki bieg w prawo, podskakuję, sprint w lewą stronę, macham na powitanie do mojej żony na trybunach i wtedy jestem gotowy na początek meczu. Każdy kto mnie obserwuje musi pomyśleć, że jestem szalony, ale to się sprawdza. Dzięki temu jestem spokojny, dlatego zawsze robię to samo.
Nawet teraz, sześć lat po tym, jak pierwszy raz przybyłem do Liverpoolu, nadal ekscytuję się w dniu meczu. To jest coś, co nigdy się nie zmieni i jeśli już, to moje przedmeczowe nerwy są gorsze niż kiedykolwiek przedtem, ponieważ teraz czuję większą odpowiedzialność względem zespołu. Jestem jednym z bardziej doświadczonych zawodników i to niesie presję, której nie odczuwałem w moich pierwszych dniach. Mam świadomość, że jeśli popełnię błąd, to zespół może ponieść wielką stratę. Jeśli przegrywamy, to mam uczucie, że w pewnym stopniu zawiodłem wszystkich, nawet jeśli to nie moja wina. To sprawia, że jestem przestraszony przed popełnianiem błędów.
Moja odpowiedzialność w klubie staje się cały czas coraz większa i zawsze mam świadomość, co to oznacza. Nie chcę przegrywać i nie chcę popełniać pomyłek. Chcę pomóc klubowi osiągać dobre wyniki przez cały czas. Chcę zejść z boiska na koniec meczu wiedząc, że moja postawa była dobra.
Wszystkie te rzeczy tworzą presję, ale dla mnie to dobre, ponieważ dzięki temu mam nerwową energię, która sprawia, że jestem jeszcze bardziej zdeterminowany do dobrej gry.
Wiem, że to brzmi jak frazes, ale czuję się jak wojownik, kiedy jestem na tym boisku, szczególnie przy zmasowanych szeregach the Kop na stromym wale za moimi plecami i w obecności 10 żołnierzy przede mną ubranych na czerwono.
Wierzymy, że Anfield jest naszą fortecą i nikt jej nie przejmie od nas. To tylko piłka nożna a nie walka na śmierć i życie, jednakże w Liverpoolu, jak powiedziała kiedyś osoba dużo większa ode mnie, można czasem poczuć, że jest to dużo ważniejsze.
Tu chodzi o wszystko. Honor naszego klubu. Dumę naszego miasta. Naszą reputację jako jednego z największych klubów na świecie. Mógłbym występować prawie w każdej innej drużynie i nie byłoby tak samo.
Liverpool jest wyjątkowy, jest unikalny i tu jest moje miejsce.
Patrzę przed siebie i widzę, że arbiter umieszcza gwizdek w ustach. Kibice zaczynają być pochłonięci meczem, jako że rozpoczyna się akcja.
Niewiele wiedzą o tym, że byłem tak bliski opuszczenia klubu, który kocham - nie raz, ale trzy razy...
Pepe Reina, Tony Barrett
Tłumaczenie: Damian
Autobiografia
Komentarze (17)
nareszcie ;)
Pepe niby też do nas przywiązany , ale jak nie zajmiemy miejsca w Top 4 do stycznia to kto wie ; /
Czekam na kolejną część i trzeba przyznać.. Pepe to pozytywny świr :P