Torres popełnił ogromny błąd
Kiedy Liverpool ostatni raz stanął twarzą w twarz z Fernando Torresem rany były jeszcze świeże, a hasła wypisane na banerach wiszących na trybunach Stamford Bridge brutalne.
Wśród fanów na Shed End można było dostrzec napisy "Zdrajca zawsze będzie szedł sam" (org. "He who betrays will always walk alone") oraz "Raz czerwony, w naszych sercach, jesteś martwy, kłamliwy Judaszu" (org. "Once a red, in our hearts, you are dead, lying Judas").
Minęło mniej niż tydzień od szokującej dezercji Torresa do Chelsea za 50 milionów funtów, a z trybun co jakiś czas bezlitośnie rozbrzmiewały szydercze przyśpiewki adresowane do byłego idola The Kop.
Sam zainteresowany dolał oliwy od ognia niezadowolenia swoimi przedmeczowymi wypowiedziami o przejściu do wielkiego klubu i tym, że strzelenie w debiucie jest jego przeznaczeniem. Trzy tysiące podróżujących Kopites wyśmiewało każde najdrobniejsze potknięcie Hiszpana i radowało się za każdym razem gdy Torres był powstrzymywany przez zawodnika Liverpoolu.
Najlepiej podsumowujący całą sytuację był okrzyk "Powinieneś zostać w wielkim klubie", który zabrzmiał w momencie gdy Torres opuszczał boisko. Chwilę później fanom wybitnie poprawił humor zwycięski gol Raula Meirelesa.
Po dziewięciu miesiącach Liverpool jutro wraca na Stamford Bridge na kolejne spotkanie z Torresem. Gniew i uprzedzenie nie są już tak świeże i intensywne jak ostatnio. Nie ma też mowy o obawie, że The Reds doznają potężnego ciosu i spadku jakości grając bez Torresa.
Kenny Dalglish zapewnił, że "nikt nie jest większy niż Liverpool Football Club" i doskonałym tego potwierdzeniem są postępy jakie dokonały się w klubie od odejścia Torresa.
Z pewnością znakomity Luis Suarez złagodził efekty sprzedania Torresa. Urugwajczyk kupiony bardziej by grać razem z Hiszpanem niż go zastąpić wypełnił lukę po nim w fantastyczny sposób. Tylko jeden z nich został nominowany do Złotej Piłki.
Liverpool wykonał spory krok naprzód przez ostatnie 10 miesięcy, podczas gdy Torres wciąż tkwi w tym samym martwym punkcie, w którym był podczas swego ostatniego sezonu na Anfield. Wystarczy spojrzeć na statystyki i widać, że w 2011 roku Fernando zdobył więcej goli dla Liverpoolu niż wszystkich dla Chelsea.
The Reds z pewnością patrzą w przyszłość, a nie wstecz, jednak to raczej nie uchroni Torresa przed kolejnym gorącym powitaniem od fanów, którzy kiedyś go wielbili. Nie pomogły nieudolne próby tłumaczenia i argumentacja, że fani nie znają "prawdziwej historii".
Każdy pamięta, że Torresowi składano obietnice w 2010 roku. Powiedziano mu, że przejęcie klubu nastąpi sprawnie i Liverpool będzie miał fundusze do walki o najwyższe cele. Poczuł się zwiedziony, a obietnice nie zostały dotrzymane, ale nie zostały dotrzymane także Stevenowi Gerrardowi, Jamiemu Carragherowi czy Pepe Reinie.
Ale oni zostali. Zostali i walczyli by obietnice zostały dotrzymane, a Torres rzucił ręcznik. Gdyby odszedł na koniec sezonu 2009/2010 nikt nie powinien mieć takich pretensji patrząc na atmosferę na Anfield w tamtym okresie. Jego miejsce w historii The Reds byłoby bezpieczne.
Jednak odszedł w momencie, gdy Liverpool w końcu uporał się z problemami i wychodził na prostą. To było egoistyczne posunięcie kogoś, kto sprawiał wrażenie posiadania silnej więzi z fanami, którzy byli z nim na dobre i na złe i często bronili go po fatalnych występach.
We wrześniu 2009 roku fani ustawili się w kolejki na Anfield i czekali 7 godzin by zobaczyć premierę autobiografii ich bohatera, który został potraktowany na równi ze Stevenem Gerrardem i Jamiem Carragherem.
- Najlepsza rzecz w klubie to dla mnie relacje jakie mam z ludźmi. Fani Liverpoolu są niesamowici. Zawsze trzeba dawać z siebie wszystko, bo oni na to zasługują. The Kop jest magiczna i hojna. Dostarcza nam pozytywnej energii, która wypełnia piłkarzy pewnością siebie. Nigdy nas nie zawodzą. Nigdy nas nie opuszczają - powiedział Hiszpan.
Torres po odejściu powiedział, że odchodzi bo Liverpool nie może już sprostać jego ambicji. Chelsea nie wygrała nic w zeszłym sezonie i wcale nie rokowała lepiej od Liverpoolu na obecny sezon.
Popełnił ogromny błąd. Dalglish był w stanie postawić go na nogi i wycisnąć z niego jeszcze więcej niż pokazał do tej pory. Ale on obrócił się do klubu plecami i wciąż płaci za to wysoką cenę. Nie ma wątpliwości, że na tym rozstaniu dużo lepiej wyszedł Liverpool.
James Pearce
Komentarze (8)
Porównywanie tej czwórki jest bezsensowne. Jak można porównywać dwóch wychowanków, ludzi którzy grali tylko w Liverpoolu i którzy ten klub uważali za swój dom, bramkarza, który wtedy spędził 6 lat w klubie i który zdobył w Liverpoolu 3 tytuły i napastnika, który nie wygrał nic, a który już lepiej grać nie będzie. Carra i Steven są poza wszelkimi porównywaniami, Reinie ciężko byłoby znaleźć dobry klub, w którym miałby zagwarantowane miejsce w pierwszym składzie, a Torres miał wszystko przed sobą. Fernando to tchórz (jak widać) i bał się zaryzykować tego, że zostanie zapamiętany jako jeden z najlepszych napastników, a pomimo tego jako osoba, która nie wygrała kompletnie nic. Wybrał Chelsea, TRUDNO. Mamy Suareza i zajmijmy się nim. Pokażmy, że jesteśmy ludźmi inteligentnymi i dajmy spokój temu człowiekowi, który po prostu dokonał bardzo złego wyboru.