Problem Liverpoolu
W czym tkwi problem Liverpoolu: dobrych występów z silnymi rywalami, a kiepskich i przeciętnych z drużynami teoretycznie słabszymi? Gdyby przekuć wyniki osiągane z drużynami z Manchesteru, czy z Londynu odpowiednio na potyczki z drużynami środka tabeli – Liverpool powinien bić się o Mistrza.
Przypomnijmy sobie pokrótce niektóre wyniki osiągane w przeciągu ostatnich 11 miesięcy.
Z Manchesterem United graliśmy trzykrotnie. Dwa razy w lidze i raz w Pucharze Anglii. Ten ostatni mecz był zarazem pierwszym, w którym poprowadził Liverpool, powracający Kenny Dalglish. Spotkanie zakończyło się naszą porażką 1:0. Oba mecze ligowe rozgrywane były na Anfield Road. Wiosną pewnie pokonaliśmy „Czerwone Diabły” 3:1, zaś 15 października zremisowaliśmy 1:1.
Bilans: 1 zwycięstwo, 1 remis, 1 porażka
Z Manchesterem City zagraliśmy za kadencji Dalglisha tylko raz i pewnie rozbiliśmy „Citizens” 3:0 po najlepszym występie Andy'ego Carrolla w barwach Liverpoolu
Bilans: 1 zwycięstwo
Arsenal Londyn, to dwie potyczki na Emirates Stadium. Dramatyczny, wiosenny mecz zakończony w 103 minucie remisem 1:1, oraz sierpniowa wiktoria na boisku rywala 2:0
Bilans: 1 zwycięstwo, 1 remis
Chelsea Londyn. Dwa wspaniałe zwycięstwa w meczach na Stamford Bridge o wielu podtekstach personalnych i sportowych. Wygrane: na wiosnę 1:0 i w minioną niedzielę 2:1.
Bilans: 2 zwycięstwa
Tottenham Hotspur. Jedyny rywal, z którym mamy ostatnio kiepskie wspomnienia. Porażka pod koniec sezonu na Anfield 1:2 i bolesna lekcja futbolu na White Hart Lane zakończona pogromem 4:0.
Bilans: 2 porażki
Sumując mecze z czołowymi pięcioma zespołami w Anglii, na 10 spotkań, zwycięstwem Liverpoolu zakończyło się 5 gier, 2 razy padał remis i 3 razy podopieczni Dalglisha opuszczali boisko pokonani. Wynik nie powala może na kolana, ale zły z pewnością nie jest.
Zastanawiający jest jednak fakt, iż pomijając same rezultaty, gra, zaangażowanie, szybkość akcji, skuteczność - to wszystko jest lepsze, wyraźniejsze, dokładniejsze w meczach z w/w drużynami niż np. z beniaminkami, zespołami środka tabeli, bądź dolnych jej rejonów.
Z czego to wynika? Czy to lekceważenie przeciwnika?
Nie skłaniałbym się ku tej tezie. Piłkarze są profesjonalistami, wiedzą jakie są postawione przed nimi celem, czego oczekują kibice i właściciele. Chcą grać i wygrywać. Rywalom zaś okazują szacunek, nawet gdy przywdziewają oni trykot Blackpool, Swansea czy Norwich.
Moim zdaniem to mentalny problem. Być może to tęsknota za walką o najwyższe cele z najlepszymi drużynami. Liverpool chce potykać się z Barceloną, Realem, Milanem, Interem, Manchesterem, Bayernem. Tu jest nasze miejsce i do tego doborowego towarzystwa Liverpool pasuje.
Ostatnie zaś mecze na europejskiej arenie to raczej zespoły z półki niżej. Nikomu nic nie ujmując Napoli to nie Milan, a Atletico Madryt to nie Real.
Liverpoolczycy spinają się obecnie na mecze ligowe z czołówką na Wyspach. Dają z siebie wszystko to, co mają najlepszego. Na ogół z tych potyczek wychodzą zwycięsko. Nadchodzą jednak mecze, jak choćby ostatnio z beniaminkami, dużo niżej notowanymi i tutaj klops. Brak skuteczność, brak instynktu „zabójcy”. Miast wpakować kilka bramek rywalom, odesłać ich z kwitkiem i pokazać kto tu rządzi, tracą raz po raz punkty. W ten sposób Mistrzostwa się nie wygra – to stara prawda. Jednak przy tak silnej stawce rywali, przy 7 drużynach na 4 miejsca premiowane grą w Lidze Mistrzów, taka gra i takie straty punktów mogą nie wystarczyć nawet do zajęcia miejsca w TOP4.
Od dwóch sezonów daje zaobserwować się, iż częściej niż kiedyś padają zaskakujące wyniki. Ten zespół, który notuje najmniej wpadek jest przed innymi w ostatecznym rozrachunku. To kolejna stara prawda. Mistrzostwa nie wygrywa się w meczach z czołowymi drużynami, ale w potyczkach z resztą ligowej stawki. Lepiej wychodzi się na 1 porażce i 9 zwycięstwach niż 5 remisach i 5 meczach zakończonych wygraną.
Dopóki ekipa Dalglisha będzie w pełni skoncentrowana i nastawiona na pokonywanie: Rooneya, Torresa, Van Persiego, a nie da rady zainkasować 3 punktów w meczach z: Holtem, Grahamem czy Waltersem – zespół będzie balansował na krawędzi sukcesu.
To jest problem obecnego Liverpoolu, zawodników i sztabu trenerskiego. Pokonać przede wszystkim własne słabości.
Komentarze (0)