ARTYKUŁ
Gerrard jaki jest, każdy widzi – waleczność, nieustępliwość, ambicja, dokładne podania, atomowe strzały – oto znaki firmowe jednego z symboli angielskiego futbolu ostatnich lat. Jednak porzućmy na moment założenie o wyższości klasy nad formą i skupmy się na najbliższych dniach, może tygodniach, kiedy to nasz kapitan pierwszy raz od meczu z Norwich wybiegnie na murawę.
Pierwszym i oczywistym pytaniem, które nasuwa się na myśl o jego powrocie jest to, w jakiej formie będzie Steven. Ciągłe urazy i brak gry z pewnością odcisnęły piętno na jego kondycji, brakuje mu ogrania meczowego. Stąd możemy wywnioskować, że wprowadzanie się Gerrarda do drużyny trochę potrwa, należy robić wszystko, by proces aklimatyzacji przebiegał łagodnie, by nie było ryzyka powrotu kontuzji, gdyż to mogłoby zrujnować naszemu kapitanowi nie tylko ten sezon, ale być może także resztę kariery. Jeśli chcemy, by dalej był podporą naszej drużyny, musimy obchodzić się z nim niczym z przysłowiowym jajkiem – i na nic tu hasła (choćby wychodzące nawet z ust Stevena) o tym, że wszystko jest w porządku, że jest wystarczająco „twardy” – przerabialiśmy takie lekcje zbyt wiele razy.
Gerrarda należy wprowadzać do drużyny powoli także ze względu na zmiany, jakie zaszły w niej w ostatnich tygodniach – część kolegów, do których obecności na boisku nasz kapitan jest przyzwyczajony albo jest kontuzjowana, albo trafiła na ławkę rezerwowych. Tak więc Stevie może czuć się inaczej niż zwykle nie widząc dyrygującego obroną Carraghera, Kuyta na prawym skrzydle czy zapewniającego mu spokój w rozgrywaniu akcji Lucasa – właśnie jego brak spowoduje, że na naszym kapitanie spocznie więcej zadań defensywnych, co może stanowić problem, zwłaszcza w początkowym okresie jego aklimatyzacji. Osobiście liczę jednak na to, że nasz numer 8 jest na tyle głodny gry i posiada tyle doświadczenia, że szybko dostroi się do gry Bellamy’ego czy duńsko – słowackiego duetu środkowych obrońców.
Przy całej ostrożności należy także mieć na uwadze zawieszenie Luisa Suareza – ubył nam na kilka meczy jeden klasowy zawodnik, więc naturalną rzeczą jest jak najszybsze wprowadzenie do gry kogoś, kto będzie dla drużyny równie wartościowy jak Urugwajczyk, mimo tego, że gra na innej pozycji i ma inne zadania na boisku – od przybytku klasowych zawodników bowiem głowa nie boli.
Wracając do wspomnianego wcześniej „głodu gry” nie można zapomnieć o tym, że nawet bez Stevena Gerrarda nasza linia pomocy (a zwłaszcza jej środek) gra bardzo dobrze, na tyle, że w zasadzie nie można zarzucić jej nic poważniejszego. Pytanie brzmi więc następująco: czy wśród wyrastającego na prawdziwego lidera środka pola Adama, coraz lepiej grającego Hendersona oraz błyszczącego w meczu z Aston Villą Jonjo Shelvey’a znajdzie się miejsce dla człowieka, którego forma stoi obecnie pod dużym znakiem zapytania?
Zgodzić się można, że w przypadku kontuzji Lucasa Leivy każdy klasowy środkowy pomocnik jest na wagę złota, jednak czy dalej jest nim Stevie? Nie ujmując mu umiejętności piłkarskich ani motywacyjnych należy zauważyć, jak dobrze radzą sobie bez niego jego koledzy – czy zatem warto osłabiać nieźle funkcjonującą maszynę wstawiając do pierwszej drużyny niepewnego obecnie Gerrarda? Nie czarujmy się – nasz kapitan „z marszu” nie będzie grał jak za dawnych lat, jak każdy potrzebuje czasu do tego, by wrócić do formy. Jeśli bowiem w ekipie The Reds miejsca w wyjściowej jedenastce będą przyznawane za zasługi, to niestety, ale w fazie grupowej Ligi Mistrzów prędzej zobaczymy jednego z mistrzów Polski niż klub z Merseyside.
Na szczęście Kenny Dalglish nie jest trenerem, który nie daje szans na grę swoim podopiecznym. Przekonali się o tym dwaj młodzi boczni obrońcy – Flanagan i Robinson, którzy pokazywali się z naprawdę niezłej strony, przekonuje się o tym obecnie Andy Carroll, który pomimo tego, że nie gra tego, czego byśmy od niego oczekiwali, to wciąż dostaje od Szkota choćby kilkanaście minut w każdym spotkaniu. Normalną rzeczą więc będzie, że nasz numer 8 – choćby z racji statusu w zespole – będzie miał okazję do zaprezentowania swoich możliwości. Jeśli dobrze będzie prezentował się grając początkowo „ogony”, to z pewnością jego powrót do pierwszej drużyny będzie znacznie szybszy.
Wszyscy kibice The Reds czekają już na dzień, w którym Steven Gerrard założy opaskę kapitańską i poprowadzi znów swoich kolegów na murawę. Jednak zanim to nastąpi zarówno Stevie, jak i my musimy się przygotować. On do tego, by grać jak najlepiej i jak najdłużej, zaś my musimy wspierać go, lecz mając na uwadze to, że przy słabej formie zarówno dla klubu, jak i dla nas, fanów, mimo całej sympatii lepiej będzie, gdy zajmie miejsce na ławce rezerwowych. Życzmy mu jednak – nie tylko z okazji Świąt – by jego gra cieszyła tak jego, jak i nas jak najdłużej.
Komentarze (1)