Cierpliwość kiedyś się kończy
Najbardziej wymownym dowodem na problemy Andy'ego Carrolla z udowodnieniem własnej wartości jest to, że trzeba było oskarżeń na tle rasistowskim aby osoba napastnika Liverpoolu nie była postrzegana jako największy problem klubu w danym momencie.
Zwykle napastnicy dziękują swoim kolegom za asystowanie przy ich golach, ale skoro Carroll strzelił zaledwie szesć bramek po niespełna roku od zamiany Tyneside na Merseyside, może być wdzięczny co najwyżej Luisowi Suarezowi za to, że ten swoimi poczynaniami zepchnął problem osoby wysokiego Anglika na dalszy plan.
Zawieszenie Suareza stworzyło mu także okazję by stać się głównym ogniwem ataku Liverpoolu, tak samo jak miało to miejsce w Newcastle United. Ale nawet tak naiwny zawodnik jak Carroll powinien zadawać sobie sprawę, że jeśli ta okazja zostanie przez niego zaprzepaszczona, to będzie miał poważny kłopot z otrzymaniem kolejnych szans.
Pobudka w dniu półfinałowego meczu z Manchesterem City i wysłuchanie wiadomości o możliwym powrocie do swojego byłego klubu była z pewnością daleka od ideału. Był to jednak sygnał tego co się stanie jeśli Carroll nie zacznie prezentować formy, której obietnicą przekonał Liverpool, że jest wart rekordowej kwoty transferu. Kiepskie występy można tolerować przez pewien czas, jednak w końcu zawsze sięga się po wyjście awaryjne, jakim są zmiany taktyczne.
Carroll miał szczęście, że jeden z najlepszych stoperów Premier League, Vincent Kompany, nie mógł grać we wczorajszym meczu. Wszystko było na swoim miejscu, wydarzenia potoczyły się po myśli Carrolla. On musiał jedynie wycisnąć z tej okazji ile się da.
Początkowo szło źle. Zmarnowana szansa na samym początku, kiedy to Carroll uderzył zbyt blisko Joe Harta, a jego atak skrzydłem skończył się potknięciem o własne nogi, którego nie powstydziłby się nawet sam Norman Wisdom (angielski aktor komediowy - przyp. tłum.). Jednak były też aspekty, które pokazywały, że zależy mu na lepszej grze, nawet mimo tego, iż czasem brakowało mu pewności siebie i jakości.
W drugiej połowie było już tylko gorzej. Widok napastnika w takim stanie powinien zaniepokoić jego menedżera. Jednak Kenny Dalglish, arcy-obrońca zawodników - co udowodniła afera z udziałem Suareza - nigdy nie pozwoliłby na pokazanie takich uczuć. Ciężko wywalczone zwycięstwo uchroniło Dalglisha od konieczności bronienia swych piłkarzy, przynajmniej nie za ich wyczyny na boisku.
Jak to zawsze z Carrollem bywa, pojawiła się pozaboiskowa kontrowersja, tym razem w formie zdjęcia, na którym angielski napastnik zasypia z butelką piwa w ręce. Dalglish krótko odpowiedział na pytania:
- To zdjęcie zostało zrobione dwa lata temu - zadrwił menedżer The Reds.
Gdyby tylko każdy problem Liverpoolu można było oddalić tak łatwo.
Tony Barrett
Komentarze (10)
Zwłaszcza The Times powinien dać sobie spokój zważywszy na fakt, ze to nikt inny tylko właśnie ONI stworzyli i rozdmuchali plotkę o zainteresowaniu Newcastle! Rzetelni dziennikarze ... phi.
Troche mało profesjonalny art . autora jako kibica poniosly troche emocje. Wczoraj Andy szczególnie w 2 polowie nie byl w stanie nic ugrac. Wszak gralismy 6 nominalnymi obrońcami!!!