ARTYKUŁ
Zwycięstwo nad Manchesterem City w pierwszym meczu półfinałowym Pucharu Ligi podziałało na wyobraźnię fanów – każdy oczyma wyobraźni widzi The Reds najpierw walczących o awans do finału na Anfield, a później zwycięstwo na Wembley…Jedni uważają, że to puchar „pocieszenia”, inni widzą w nim przepustkę do...Tu pojawia się pytanie - do czego?
Oczywiste są profity związane z awansem do Ligi Europy, lecz czy jest to dla nas wymarzony prezent? Uważam, że wymarzony na pewno nie, pragnęliśmy na starcie tego sezonu awansu do Ligi Mistrzów, lecz „koń jaki jest każdy widzi” – Liverpool nie pretenduje obecnie do gry w tych rozgrywkach, szwankuje skuteczność, remisujemy, bądź przegrywamy z zespołami o klasę niższymi. O dziwo (piszę „o dziwo” gdyż lepiej dla naszej pozycji w tabeli byłoby, gdyby było na odwrót), znacznie lepiej idą nam mecze z czołówką, wyłączając dwa ligowe boje – z Kogutami i Obywatelami. Choć tabela pokazuje, że szanse na czołową czwórkę jeszcze mamy, to zadanie mamy wyjątkowo utrudnione, a jest tak na nasze własne życzenie i piłkarze nie mogą się usprawiedliwiać – nie wygraliśmy bowiem wielu meczów, które należało wygrać.
Ten sezon, pomimo oczekiwań tysięcy kibiców jest (i moim zdaniem powinien być) czasem, w którym Kenny Dalglish zbuduje fundamenty swojej drużyny, nakręci jej mechanizm tak, by dawała nam, fanom „chleba i igrzysk”. Stąd też jeszcze w tym sezonie możemy zrozumieć słabe mecze, momentami brak pomysłu na grę, niezgranie się poszczególnych zawodników. Ważne jest jednak, by Czerwona Maszyna zaczęła działać na pełnych obrotach jak najszybciej, a pomóc może jej w tym jedynie solidny „kopniak” motywacyjny.
Ta motywacja musi być jednak pozytywna – po latach bez trofeów ostatnim, czego potrzeba naszym ulubieńcom jest utonięcie tuż przy brzegu, dlatego tak ważny dla nich musi być Carling Cup. Pierwszy mecz półfinałowy pokazał, że przy włożeniu serca w grę potrafimy ograć na wyjeździe lidera Premier League, utrzymać wynik i zachować nadzieje na jego powtórkę na Anfield. The Reds powinni być zmotywowani do kolejnego spotkania w tych rozgrywkach mając na uwadze kilka czynników.
Po pierwsze ważne są sprawy związane z samą grą – finał będzie (teoretycznie, a pokazał to chociażby mecz Crystal Palace z Czerwonymi Diabłami) znacznie łatwiejszy niż boje z ekipą Manciniego. Wydawać by się mogło (używając terminologii związanej z kolarstwem), że przed The Reds ostatni bardzo stromy podjazd, który trzeba pokonać jak najlepiej, by później tylko dowieźć zwycięstwo do mety. Nie jest to może wyścig najbardziej prestiżowy, jednak bardzo ważny dla starego mistrza, który po latach niepowodzeń chce odbudować formę.
Po drugie ewentualny sukces w Carling Cup może być jedynym sukcesem chłopców Dalglisha w obecnym sezonie – cóż bowiem mogą mieć na swoją obronę jeśli nie powiedzie się bój w Pucharze Anglii, a w lidze zajmiemy niesatysfakcjonujące, przykładowo piąte miejsce? Zawsze można powiedzieć, że dorzuciło się do klubowej gabloty kolejne trofeum. Bądź co bądź taki sukces napełniłby serca kibiców optymizmem, uwierzyliby na nowo nawet w piłkarzy, którzy grają poniżej oczekiwań – nazwiska zna każdy. Sami piłkarze (zwłaszcza zagraniczni) zdobywając ten puchar przekonaliby się wymiernie, że postąpili bardzo dobrze wybierając spośród wielu właśnie ofertę klubu z Merseyside. Być może przekonałoby to także nasze potencjalne cele transferowe, że Liverpool wrócił na właściwe tory.
Dwa powyższe aspekty są ważne, jakże jednak wielką byłaby radość fanów, gdyby okazało się, że triumf w Pucharze Ligi natchnie Gerrarda, Reinę, Aggera i spółkę do skuteczniejszej gry w Premier League oraz doprowadzi ich do miejsca w TOP 4 na końcu sezonu? Uważam, że takie rozstrzygnięcie sprawy jest możliwe, choć nie należy popadać w huraoptymizm, zdarzą się i gorsze mecze, będziemy tracić punkty z teoretycznie słabszymi rywalami. Liczy się jednak efekt końcowy, a w osiągnięciu go kolejne trofeum w gablocie może jedynie pomóc.
Nie zapominajmy jednak, że przed The Reds mecz rewanżowy, gdzie pomimo atmosfery Anfield Road ekipa Manchesteru City będzie walczyć do końca o miejsce w finale. Liverpool będzie musiał pokazać przysłowiowy „pazur”, nie może pozwolić przeciwnikowi na rozwinięcie skrzydeł. Będzie to ciężkie spotkanie, ale liczę na to, że niesieni dopingiem z trybun, zmotywowani szansą na walkę o pierwsze od lat trofeum nasi ulubieńcy poradzą sobie z rywalem, a przynajmniej nie dadzą wydrzeć sobie cennej przewagi wywalczonej na Etihad Stadium.
Komentarze (2)
Co do walki o czwarte miejsce to strasznie pesymistyczny tekst. Jak ostatnio patrzyłem w tabeli to jesteśmy 3pkt za Chelsea, więc tylko jedna kolejka dzieli nas od spełnienia naszego celu na ten sezon.
Natomiast krajowe puchary są dla nas teraz ważne i jak w jednym tygodniu wyeliminujemy dwa Manchestery to będziemy mieli szansę nawet na dublet.