Podsumowanie meczu
Liverpool po raz siódmy w tym sezonie zremisował na własnym boisku w rozgrywkach Premier League. Podopieczni Kenny'ego Dalglisha co prawda kontrolowali przebieg całego spotkania, ale niestety nie udało im się zdobyć zwycięskiej bramki, w rywalizacji z drużyną Stoke City.
Menedżer The Reds, Kenny Dalglish zaskoczył przed meczem wszystkich kibiców, ponieważ w składzie znalazło się aż pięciu obrońców. Szkot już raz wcześniej użył dokładnie takiej samej taktyki ze Stoke, a miało to miejsce 2 lutego zeszłego roku, kiedy w barwach Liverpoolu zadebiutował Luis Suarez.
W pierwszym kwadransie nie oglądaliśmy zbyt wielu okazji strzeleckich. Stoke w 3. minucie oddało swój pierwszy strzał na bramkę Reiny, ale Etherigton uderzył niecelnie. The Reds mogli objąć prowadzenie kilka minut później, ale Charlie Adam nieczysto trafił w piłkę, po dośrodkowaniu Stevena Gerrarda z rzutu rożnego.
Piękną akcją ofensywną w 16. minucie popisał się obrońca Liverpoolu, Sebastian Coates, który minął czterech rywali, przez co wywalczył rzut rożny. Warto wspomnieć, że dla młodego Urugwajczyka był to dopiero drugi występ w tym sezonie Premier League.
Ataki The Reds w kolejnych minutach często kończyły się stratą, co próbowali wykorzystać goście. Po jednej ze strat gospodarzy Stoke wyprowadziło niezły kontratak. Piłkę jeszcze na swojej połowie otrzymał Matthew Etherington, który po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów oddał celny strzał na bramkę Pepe Reiny, ale Hiszpan nie miał większych problemów ze złapaniem futbolówki.
Kolejną okazję Liverpool miał w 27. minucie, kiedy Martin Skrtel sprytnie zagrał w pole karne gości, ale Charlie Adam ostatecznie nie zdążył dopaść do piłki. Chwilę później Dirk Kuyt zagrał prostopadłą piłkę do Glena Johnsona, ale reprezentant Anglii został powstrzymany przez Ryana Shawcrossa.
Gra kombinacyjna nie do końca wychodziła Czerwonym, dlatego próbowano innych rozwiązań. Strzałem z dystansu bramkarza gości chciał pokonać Steven Gerrard, ale to uderzenie kapitana The Reds nie było udane. Kolejnym piłkarzem, który spróbował uderzyć z dystansu był Jordan Henderson. Młody Anglik ładnie przełożył sobie piłkę na lewą nogę, ale sam strzał nie był już tak dobry.
W drugiej połowie Liverpool wciąż atakował, ale brakowało zdecydowanie pomysłu na rozegranie akcji. Strzały z dystansu również nie były najwyższych lotów. W 51. minucie z piką do środka zszedł Glen Johnson, ale jego uderzenie lewą nogą przeleciało obok słupka.
Bliscy szczęścia The Reds byli kilka minut później, ale prostopadła piłka Gerrarda do Kuyta okazała się zbyt mocna. Za moment pierwszą zmianę przeprowadził Kenny Dalglish, który zdecydował się zdjąć z murawy Stewarta Downinga, a do boju posłał Andy'ego Carrolla.
Piłkarz z numerem dziewiątym nie rozpoczął najlepiej tego spotkania, ponieważ zablokował uderzenie z pierwszej piłki Jordana Hendersona.
Następna zmiana w zespole The Reds miała miejsce w 74. minucie, kiedy Jordana Hendersona zastąpił Craig Bellamy.
Tempo spotkania z czasem coraz bardziej się rozkręcało. Najlepszą okazję chyba w całym meczu zmarnował Holender, Dirk Kuyt, który strzałem głową pomylił się o kilka centymetrów.
W 82. minucie Liverpool domagał się podyktowania jedenastki, po tym jak Andy Carroll został powalony na murawę. Gra nie została jednak przerwana i kilka sekund później kolejnym strzałem głową popisał się Dirk Kuyt, ale znów nie trafił do siatki.
The Reds w końcówce cały czas nękali gości dośrodkowaniami w pole karne, ale nie przyniosło to większych efektów. Najbliżej zdobycia bramki był Martin Skrtel, ale jego uderzenie głową również okazało się niecelne.
Mecz zakończył się remisem, który bez wątpienia bardziej ucieszył gości. Liverpool znów pomimo ogromnej przewagi nie potrafił strzelić chociaż jednej bramki więcej od przeciwnika. Statystyka mówiąca o tym, że na ostatnie osiem ligowych spotkań rozgrywanych na Anfield Road, padło aż sześć remisów, nie może cieszyć fanów The Reds.
Komentarze (7)
YNWA!
jestem pewny że czelski i arsenal pogubią jeszcze sporo punktów ale obawiam sie że my jeszcze więcej.
Będe kibicował LFC zawsze nawet jakby spadli do niższej ligi, ale po takim meczu jak ten dzisiejszy ze stoke to się odechciewa wszystkiego