Okiem Scousera - część XXXIII
Zapraszamy Państwa do lektury kolejnej części Naszej kolumny. Dziś swoją uwagę skupimy na problemie skuteczności i braku pomysłów na przełamanie szyków obronnych przeciwników a także przeanalizujemy grę czwórki defensorów Liverpoolu w obecnej kampanii.
Kreatywność, jaka kreatywność?
Kiedy Stoke jako kolejny zespół wyjechało z Anfield niepokonane z uśmiechem na twarzy, Kenny Dalglish zawiedziony wynikiem zwracał uwagę na brak kreatywności jego drużyny, która znowu nie uraczyła swoich fanów bramkami. Pytanie tylko czy owa kreatywność a raczej jej brak to chwilowa choroba Liverpoolu czy jednak głęboko zakorzeniony problem, z którym nie potrafimy się zmierzyć od dłuższego czasu? Czy jesteśmy w stanie zaradzić temu bez interwencji w zimowym okienku transferowym?
Amerykańscy właściciele lubują się w cyferkach i statystykach rodem z ligi baseballowej, więc spójrzmy właśnie na numerki. Minęło 21 kolejek, w których strzeliliśmy 24 gole. To nie jest tylko mało, to kompromitująca liczba. Nasi bezpośredni rywale w walce o czwarte miejsce mają przynajmniej kilkanaście trafień więcej na swoim koncie. Sam Robin van Persie ma 18 bramek na swoim koncie, tylko 3 mniej niż wszyscy nasi zawodnicy razem(bez bramek samobójczych)! Nie mówiąc już o tym, że takie potęgi jak Bolton, Blackburn czy Norwich mają więcej zdobytych bramek.
Przewrotnie obecni zawodnicy odpowiedzialni za strzelanie bramek w Liverpoolu całkiem niedawno w swoich klubach imponowali statystykami. Andy Carroll zdobył 11 goli w 19 spotkaniach Premier League w sezonie, kiedy przechodził do Liverpoolu. Charlie Adam w ostatnim sezonie w Blackpool dobrnął aż do 12, Downing w Aston Villi do 8. Nasz najlepszy strzelec Suarez w ostatnich swoich 13 ligowych spotkaniach w Ajaxie zdołał dojść do 7 trafień. W barwach Cardiff w lidze Championship Bellamy osiągnął 11 bramek. Podsumowując nowe nabytki Kenny’ego Dalglisha odpowiedzialne za ofensywę Liverpoolu nie przenoszą formy strzeleckiej z poprzednich klubów. Nawet najlepiej prezentujący się Luis Suarez ma jedynie ok. 7% wykorzystywanych sytuacji strzeleckich!
Jak to możliwe, żeby tylu zawodników jednocześnie zapomniało jak umieszczać piłkę w siatce? Otóż powodów jest kilka. Dla Charliego Adama może to był za duży przeskok ze skromnego Blackpool i nie potrafi odnaleźć się w roli lidera tak dużego klubu. Presja widocznie na niego wpływa, choć największym zawodem jest zanik jego świetnych umiejętności egzekwowania stałych fragmentów gry. W przypadku Downinga może to być brak pewności siebie. Poza kilkoma wyjątkami jego strzały były niecelne lub trafiają w środek bramki. Może to być również jego sposób gry, który niekoniecznie może pasować do the Reds. Rzadko gra szybko i kombinacyjnie a raczej dłużej holuje piłkę, nie mogąc się szybko zdecydować na zagranie. Carroll z przerażającego olbrzyma stał się zabawnym osiłkiem, który zagubił swoją koordynację. W jego przypadku można mówić raczej o uwstecznieniu się głównie pod względem fizycznym. Suarez ma widoczny problem z celnością strzałów i przydałoby mu się wpoić, że nie każdy gol musi być skutkiem efektownego zwodu czy zmyślnego uderzenia. Jedynie do Bellamy’ego nie można mieć większych zastrzeżeń.
Kenny wiele ryzykował przebudowując całkowicie drużynę w formacji ofensywnej. Pod nieobecność Gerrarda widzieliśmy przez większość spotkań prawie samych zawodników, którzy spędzili w klubie mniej niż rok. Ta drastyczna zmiana i złączenie różnych sobie stylowo piłkarzy w tym samym czasie było niebezpieczne i do tej pory nie udało się wypracować jednolitego sposobu gry dla tej drużyny. Szkoda, że od początku sezonu Gerrard nie mógł prowadzić tego zespołu, żeby wpoić w kilkudziesięciu pierwszych meczach nowym nabytkom pewien charakterystyczny sposób prowadzenie akcji. Tymczasem za słabo wdrożyli się jeszcze wyżej opisani zawodnicy, co utrudnia zbudowanie jedności i zrozumienia w grze. Nie pomagają także starsi i dłużej przebywający w klubie Maxi czy Kuyt, którzy nie grzeszą formą.
No dobrze, ale gdzie tu kluczowa kreatywność? Otóż bierze się ona głównie z wielu godzin spędzonych wspólnie przez zawodników na treningach. Oczywiście niektórzy piłkarze są wyjątkowi i z miejsca mogą wskrzesić obcą sobie wcześniej ofensywę, co potwierdza chociażby Juan Mata w Chelsea. Jednak w większości wypadków potrzeba nie tylko techniki, fantazji i precyzji, ale równie ważnej wiedzy na temat zachowań i zagrań partnerów. To długie tygodnie, miesiące a nawet lata wspólnych meczów czy gierek treningowych tworzą nić porozumienia, która cechuje najlepsze drużyny. Trzeba dużo szczęścia, żeby wymienić połowę składu i od razu otrzymać zadowalające rezultaty. Mistrzowskie drużyny nie są budowane w jedno lato i dobrze o tym wiedzą wszyscy w klubie, dlatego oczekiwanie nie zostały tak wysoko ustawione.
Liverpool jest właśnie w fazie transformacji i trzeba pochwalić wysiłek włożony chociażby w Curling Cup, który w obecnej sytuacji byłby dobrą nagrodą rokującą na przyszłość. Ligowe rozczarowania, głównie na Anfield, przysłaniają postęp jaki notujemy. Możliwe, ze klub zdecyduje się wzmocnić jeszcze w styczniu skład, żeby zwiększyć swoje szanse na zrealizowanie głównego celu, którym jest powrót do Ligi Mistrzów. Jednak jak pokazują przytoczone wyżej statystyki lepiej nie oczekiwać zbyt wiele już do pierwszego dnia. Na pewno nie warto panicznie reagować na zawieszenie Suareza, szczególnie, że za kilka tygodni będzie już dostępny. Trzeba się również zastanowić co zrobić z pozycją Lucasa, którego brak jest mocno odczuwalny. Każda zmiana w kadrze musi być jednak mocno przemyślana, bo margines błędu jest już na wyczerpaniu.
Siła tkwi w defensywie
Niektórzy mówią, że mistrzowską drużynę buduje się od obrony. Jeśli pod tym względem oceniać przemianę Liverpoolu to pierwszy krok został bardzo starannie wykonany. Kiedy przez dwa poprzednie mroczne sezony niegdyś nieprzepuszczalna defensywa Liverpoolu została obnażona ze wszystkich swoich słabości nikt nie mógł przewidzieć, że tak szybko będziemy obserwować siłę obrony The Reds.
Rafa Benitez- maniak taktyki, mający bzika na punkcie gry defensywnej przez sześć lat swoich rządów miał imponujące okresy, kiedy Hyypia z Carragherem świetnie się uzupełniali a swoją robotę na bokach wykonywali tacy piłkarze jak Riise, Aurelio, Finnan czy Arbeloa. Za jego rządów złożono ¾ obecnego podstawowego głównego zestawienia. Jednak ciężko przypomnieć sobie sezon, w którym tak mocno obrona Liverpoolu dominowała w większości swoich spotkań nad rywalami. Możliwe, że tylko ich gra ratuje naszą sytuację, kiedy indolencja strzelecka pozostałych nie pozwala nam na osiągnięcie oczekiwanej liczby goli.
Agger i Skrtel od kilku lat byli przez fanów przymierzani do roli podstawowej pary środkowych obrońców, ale nieustępliwość i doświadczenie Carraghera lub kontuzje Daniela na to nie pozwalały. Dopiero dłuższa nieobecność wychowanka klubu pozwoliła scementować duńsko-słowacką parę. Ciężko wskazać obecnie, który z nich jest lepszy, głównie ze względu na gigantyczny postęp Martina w ostatnich miesiącach. Obaj mają cechy pozwalające im być kompletnymi na swoich pozycjach i przeciwnicy mogą mieć problem z wytypowaniem ich słabych stron.
Najbardziej imponujące w grze czwórki obrońców nie jest przerywanie akcji czy ilość wygranych pojedynków główkowych, ale operowanie piłką. Rzadkością stało się asekuracyjne wykopywanie piłki daleko od bramki Reiny. Agger ze Skrtelem nie pozwalają sobie na bezmyślność w zagraniach i wspomagani przez Pepe utrzymują nas przy piłce częściej niż to bywało dawniej. O ile jednak do dobrej gry stoperów jesteśmy na Anfield przyzwyczajeni o tyle do nieprzeciętności na bokach już nie. Wielkie słowa uznania należą się Enrique i Johnsonowi, którzy wprowadzają naszą grę na wyższy poziom zarówno defensywnie jak i ofensywnie. Glen nie grał jeszcze tak dobrze w klubie i znalazł odpowiednią równowagę, nie zaniedbując żadnego aspektu swojej gry. Jose przyjął się świetnie po transferze z Newcastle i okazał się brakującym elementem na wcześniej nieobsadzonej odpowiednio lewej stronie. Jego szybkość i typowo hiszpańska zdolność utrzymywania się przy piłce pozwalają mu na efektowną grę i czasami aż przesadną przewagę nad zagubionymi skrzydłowymi.
Oczywiście za dobry wynik defensywy nie odpowiadają tylko obrońcy. Każdy zawodnik powinien uczestniczyć także w bronieniu i tak się dzieje. Jednak patrząc na wkład wyżej chwalonej czwórki w ofensywne działania zespołu można mieć wrażenie, że wykonują oni podwójny wysiłek. Cieszmy się więc oglądając obecną dyspozycję i grę naszych defensorów, bo jesteśmy świadkami czegoś wyjątkowego. Jeśli zdołamy na tej silnej podstawie zbudować zespół bezlitosny w ataku ta obrona przejdzie do historii, przynajmniej Liverpoolu.
Komentarze (6)
Stwarzamy sporo sytuacji bramkowych i prawie wszystkie marnotrawimy, to jest bardzo frustrujące. Marzę o bramkach.
Moim największym rozczarowaniem nie jest Andy Carroll tylko Stewart Downing, spodziewałem się lepszej gry. Od skrzydłowych wymagam najwięcej, dla mnie to kluczowa pozycja na boisku. Chłopak mnie rozczarowuje, jest bezproduktywny.
To jest rzeczywiście transformacja, będę cierpliwie czekał aż to wszystko odpali, bo szanuję wszystkie przez nas wydane pieniądze, co do funta.
Fajnie się czytało.