Mogłem grać w Manchesterze
Z oczywistych powodów dużo zostało już powiedziane na temat intensywnej i zażartej rywalizacji Liverpoolu z Manchesterem United. Mam nadzieję - podobnie jak wszyscy - że w dzisiejszym meczu najważniejsza będzie piłka nożna i pasja, a nie nienawiść.
I oczywiście liczę na to, że wygramy ten mecz - zwłaszcza, że oni (i Howard Webb) wysłali nas za burtę FA Cup w zeszłym sezonie na Old Trafford.
Nie jest to mecz dla słabych serc i absolutnie nie powinien takim być.
Pamiętam jedno z tych spotkań w latach sześćdziesiątych, o którym zawsze opowiadał Nobby Stiles, mój wieloletni przyjaciel. Był postrzegany - podobnie jak ja - jako twardy facet. Ale wspomina, że kiedyś biegł przed siebie i nagle "bum" - pomyślał, że wbiegł w ścianę. Mówił, że odbił się od niej z bólem na dwa, trzy metry.
Następnie ujawnia, że to ode mnie się "odbił". Przez lata wiele osób miało niezły ubaw gdy opowiadał swoją historię.
Jednak Nobby nie wie, że ja w zasadzie kopnąłem go i dlatego odleciał tak daleko! Podobnie jak ja, zapominając o przyjaźni poza boiskiem, Nobby zrobiłby wszystko by wygrać.
Jednak niewiele osób zdaje sobie sprawę, że miałem szansę na grę u jego boku w United. Gdy miałem zaledwie 17 lat Bill Shankly wezwał mnie do swego biura i spytał:
- Synu, czy chcesz grać dla Manchesteru United? Właśnie złożyli ofertę za ciebie.
Byłem w lekkim szoku i odpowiedziałem:
- Eee... nie, dziękuję - nie chcę grać dla Manchesteru, chcę grać w Liverpoolu.
Shanks powiedział "ok" i to tyle. Jednak on wiedział co robi i nawet przez minutę nie rozważał sprzedania mnie. Tamto wydarzenie dało mi jeszcze więcej motywacji by wywalczyć miejsce w pierwszym składzie i grać na Anfield. Więc łaziłem ciągle pod jego drzwi i pukałem, domagając się szansy. Byłem chłopakiem z Liverpoolu i wielkim fanem klubu. Chciałem spełnić swoje marzenie, a nie być sprzedanym do United.
Na szczęście udało mi się to osiągnąć. I będę dzisiaj na Anfield dopingując chłopaków w drodze do - miejmy nadzieję - pamiętnego zwycięstwa nad Manchesterem.
Tommy Smith
Komentarze (0)