Skruszony McCarthy po meczu
Mick McCarthy powiedział, że w pełni rozumie złość fanów Wolves po porażce 0-3 z Liverpoolem na własnym boisku. Drużyna została wygwizdana, a na trybunach pojawił się nawet baner "Mac Out". Wilki zajmują obecnie przedostatnie miejsce w tabeli po siódmym już przegranym meczu u siebie w tym sezonie, a kolejne mecze zagrają z QPR i West Bromwich.
- To w pełni zrozumiałe. Ostatnie 35 minut było nie do zaakceptowania. Nie ma magicznego środka, aby poprawić naszą grę, ale będziemy ciężko pracować - powiedział McCarthy.
Zapytany o to, czy zamierza walczyć o swoją posadę, McCarthy, który objął Wilki w 2006 roku, dodał: - Oczywiście, że tak.
McCarthy musiał uznać wyższość Liverpoolu we wczorajszym spotkaniu po bramkach w drugiej odsłonie, których autorami byli Andy Carroll, Craig Bellamy i Dirk Kuyt.
Twierdzi, że jego próba gry o zwycięstwo otworzyła drogę the Reds do pierwszej bramki.
McCarthy, który w ostatnich chwilach okienka transferowego sprowadził do końca sezonu Sebastiana Bassonga, wypożyczonego z Tottenhamu, przekonywał również, że jego bramkarz Wayne Hennessey nie ponosi winy za stratę drugiego gola po strzale Bellamy'ego.
- Myślę, że był zasłonięty i nie obwiniam go za to. Moim zdaniem grał świetnie.
- Mieliśmy nadzieję na końcowe zwycięstwo, obróciło się to przeciwko nam i to moja wina.
- Wyglądać to mogło tak, że piłkarze się nie starali, jednak ja tak nie uważam. To grupa fantastycznych chłopaków, którzy ciężko pracują dla klubu i dla mnie, a gra przeciwko Liverpoolowi nie była łatwa.
- Utrzymywanie jednak ustawienia 4-5-1 i porażka 2-0 byłaby również nie do zaakceptowania, więc przyjmuję winę na siebie za ostatnie 35 minut.
Komentarze (4)