Ponieważ jestem dzikim zwierzęciem
Znowu dzwoni budzik, to już czwarty raz w tym tygodniu. Musi być w tym jakaś tajemnicza prawidłowość. Niechętnie zwlekam się z łóżka, robię szybką kontrolę oddechu… Alkohol przemielony, można prowadzić. Na wszelki wypadek myję zęby. I robię dwa pajacyki. Po ziemi walają się pudełka z filmami na DVD. W oczy rzuca się jakiś nowy Seagal – kolejny dobry film.
Wskakuję do mojego dwudrzwiowego zielonego lambo. Jeżdżę tylko dwudrzwiowymi. Nigdy nie ufałem samochodom o nieparzystej liczbie drzwi, czuję w tym jakiś przekręt, ale nie do końca to ogarniam. Po drodze do pracy wyprzedzam kilku pedalskich kolesi blokujących ruch.
Szef jest zaskoczony, znowu się nie spóźniłem. Kary za spóźnienia robią swoje. Nie dam się nabrać gadaniem o dobroczynności, kasa na pewno trafia do kieszeni szefa w ramach premii. Na dobroczynność mógłbym się od biedy spóźniać. Ale na kieszeń szefa? Nie jestem idiotą.
W pracy jak zwykle – męczą nas strasznie. A do tego na obiad zawsze dają jakieś królicze żarcie z dodatkiem czegoś, co nazywają mięsem. Nie jestem mistrzem kuchni, ale po raz kolejny – nie jestem idiotą. Nie dam się na to nabrać. Po drodze do domu wskoczę do jakiejś przyzwoitej jadłodajni. Tu się nie najem – może i duże porcje, ale jeść się tego nie da.
Zbliża się weekend, szef znowu da przemówienie. Już w podstawówce znalazłem na to metodę. Długie włosy plus małe słuchawki. Trzeba tylko udawać, że się uważa. Chyba mam pecha w życiu – moja metoda nie jest niezawodna. Nawet działa w drugą stronę. Zdarzało się, że nie słuchałem muzyki, a i tak dostałem ochrzan. Zrobienie zamyślonej miny nie jest łatwe. Wynająłbym nauczyciela aktorstwa, ale bez przesady. Nie jestem idiotą.
W końcu w domu. Odpalam fifacza, zamawiam pizzę. Kiedy robi się nudno, cisnę na zakupy. Może załapię się na jakąś imprezę, jeśli nie – trudno, ostatnio wyszła super książka – autobiografia XYZ. Lubię autobiografie.
Weekend. Zaczynamy „nadgodziny umowne”. Szef usadził mnie na ławkę. Wolne żarty. I tak wpuści mnie na boisko, nie ma innego wyjścia. A kiedy już na nie wchodzę, pokazuję klasę. W końcu ładuję piłkę do sieci. Podbiegam do kibiców, cieszę się z nimi. Ale chyba już niedługo. Nie podoba mi się ten stadion. Nie chcę się tu marnować. Nie jestem idiotą.
***
Strzeliliśmy! Bardzo dobra zmiana, ten gość musi grać od początku! Zdobyłem kapitalną wejściówkę – drugi rząd! Zaraz po bramce razem z armią kibiców biegniemy do band reklamowych. Strzelec podbiega do nas, cieszy się z nami! Ha, będzie co opowiadać przy następnym meczu w pubie!
Ostatecznie wygraliśmy 1-0. Od razu analizuję tabelę – ważne zwycięstwo, daje nam awans do strefy pucharowej, a co więcej wszyscy najważniejsi rywale potracili punkty. Patrzę na terminarz w perspektywie następnego miesiąca. Powinno wpaść około 9 na 12 punktów, nieźle, nieźle. Sprawdzam, z kim będą grały inne ekipy – mają zdecydowanie trudniej. Nie mogę się doczekać!
Tymczasem jestem już w domu. Jutro prowadzę wykład otwarty, muszę się wyspać. Planuję sobie czas na te kilka godzin, odgrzewam obiad. Potem joga. Wieczorem mam jeszcze trochę czasu, więc po raz kolejny wracam do „Pochwały głupoty” Erazma. Uwielbiam to dzieło, nie traci aktualności.
Gdzieś za oknem młodzież wychowująca sama siebie robi straszny hałas, chyba przewrócili kiosk. Życie uczy, że w takich sytuacjach najlepiej wzruszyć ramionami. Jakiekolwiek działania mogłyby tylko przysporzyć problemów, a mam ciekawsze rzeczy do roboty niż dyskusja z funkcjonariuszami, może jeszcze wizyta na komendzie. Dzieło Erazma nie traci aktualności, ani trochę.
Kładę się przy Bachu, obudzę się, pod koniec koncertu, żeby wyłączyć gramofon. Przetestowana metoda. Myślę jeszcze o dzisiejszym meczu. Piłkarze to inspirujący ludzie. Zasypiam.
___
1 Tytuł jest cytatem z kapitalnego filmu Wesa Andersona, „Fantastyczny Pan Lis”
2 Inspirowałem się TYM artykułem
3 Wszystkich, którzy kojarzą moją refleksję z „przemyśleniami” profesor Środy, proszę o spokój; nic z tych rzeczy
Komentarze (8)
Tekst inny niż większość, w trakcie czytania skojarzyłem go sobie z kilkoma piłkarzami, niekoniecznie z Liverpoolu ale ogólnie, daje ciekawy ogląd na to jak może myśleć taki typowy najemnik.
Świetny tekst!
pozdro ;D