SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1770

Okiem Scousera - część XXXVII


Zapraszamy Państwa do lektury kolejnej części Naszej kolumny. Dziś podyskutujemy na temat dramatycznego zwycięstwa w finale Carling Cup na Wembley oraz zwrócimy szczególną uwagę na bohatera tego spotkania, zdobywcę drugiego trafienia dla the Reds, Dirka Kuyta.

Kolejny epicki finał

Liverpool teoretycznie nie miał prawa przegrać z Cardiff. Drużyna z Championship nie może się równać z Chelsea, Manchesterem City czy chociażby Stoke, które Liverpool odprawiał w kolejnych rundach Carling Cup. Ponadto tydzień wcześniej Liverpool zmiótł inną drużynę z zaplecza Premier League z innego pucharu. The Reds mieli wyjść i bez strachu osiągnąć swój cel. Drużyna w większości niepamiętająca poprzednich finałów nawiązała jednak w pełni do dramaturgii pamiętnych spotkań w Stambule z Milanem czy w Cardiff z West Hamem. To już zdaje się reguła, że jeśli Liverpool chce wygrać jakikolwiek turniej musi to osiągnąć w dramatycznych okolicznościach.

Kibice oczekujący łatwego zwycięstwo mogą czuć się zawiedzeni. W końcu przeciwnik do najbardziej wymagających nie należał a Liverpool miał do dyspozycji niemal pełny skład. Tymczasem to the Reds musieli gonić wynik, bronić się w końcówce dogrywki, żeby wreszcie wygrać dopiero po rzutach karnych, mimo pomyłek Gerrarda i Adama. Chociaż sportowo ten finał nie mógł zachwycić to i tak przejdzie do historii jako jeden z najbardziej emocjonujących. Było kilka zwrotów akcji, przewagę na zmianę miały oba zespoły a same rzuty karne stanowiły huśtawkę nastrojów dla fanów obu ekip. Taki przebieg meczu sprawił, że nie tylko Liverpool zwyciężył Carling Cup, ale walijska drużyna zyskała wielki szacunek wśród wszystkich oglądających ten finał za poważne postawienie się faworytowi.

Odchodząc od mało przekonującego stylu w jakim Liverpool osiągnął swój cel należy przyznać, że solidnie sobie na ten sukces zasłużył. Kilka trudnych stadionów zostało zdobytych po drodze a swój udział miała cała kadra z drobnymi wyjątkami. Wkład każdego poszczególnego gracza, który uczestniczył w tych rozgrywkach jest istotny i każdy z nich zasługuje na wpisanie sobie w CV wygranie Pucharu Ligi. To interesujące dla chociażby młodych chłopaków jak Flanagan, Robinson czy Shelvey a także starszych wychowanków Kelly’ego czy Spearinga, którzy mieli spory udział w spotkaniach przeciwko Chelsea czy City. Chociaż to ciągle minimum z zakładanych sobie celów na ten sezon to jednak chłopacy zasłużyli na chwilę świętowania.

To okrutne, że wczorajszy tytuł jest pierwszym od sześciu lat. To zatrważające, że przez te lata drużyna mająca w składzie takich zawodników jak Gerrard, Reina, Kuyt, Alonso, Mascherano czy Torres w swoich najwyższych formach nie potrafiła osiągnąć chociażby właśnie zwycięstwa w Carling Cup. Dziś celebrujemy sukces m.in. dzięki Adamowi, Carrollowi, Hendersonowi czy Downingowi, którzy wcale w szczycie formy nie są i mają problemy z wpasowaniem się do zespołu od momentu przyjścia do klubu. Jednak nic tak nie spaja drużyny jak właśnie sukces. Analogicznie nic tak jej nie rozbija jak bolesna porażka. Wczoraj w dziwacznych okolicznościach udało nam się ominąć kompromitacji, która mogłaby zmarnować postęp jaki do tej pory wykonaliśmy.

Znaczenie tego zwycięstwa jest nieocenione. Chociaż wszyscy spodziewają się, że klub wystrzeli nagle w tym punkcie sezonu w górę to jednak trzeba to poprzeć ciężką pracą nad rozwojem naszej gry. Za chwilę czeka nas istotny pojedynek z Arsenalem, który również został podbudowany efektownym zwycięstwem w lidze przeciwko Tottenhamowi(jak można było w dniu finału na Wembley ustawić taki szlagier w Londynie!). Koniec sezonu i miejsce zajęte w lidze a także osiągnięcia w FA Cup pokażą nam jaką wartość niesie za sobą zdobyty puchar. Jednak przede wszystkim skończyliśmy w ten sposób długoletnią posuchę a także w końcu odwiedziliśmy Wembley, które za długo nie widziało the Reds.

Trzeba być optymistą patrzeć na dokonania Kenny’ego Dalglisha, który wczoraj wieczorem stał się pierwszą osobą, która wygrała wszystkie brytyjskie rozgrywki zarówno jako piłkarz oraz trener. Trzynaście miesięcy wstecz, kiedy Liverpool był świeżo po przejęciu przez Johna Henry’ego a klub cierpiał okrutnie pod wodzą Roya Hodgsona ciężko było nawet marzyć o jakimkolwiek osiągnięciu. Liverpool był wielki wtedy tylko dzięki swojej historii a na boisku tego nie potwierdzał. Obecnie ciągle nie jesteśmy w punkcie, w którym być powinniśmy, ale postęp jaki wykonaliśmy jest mocno odczuwalny. Wiara i zaufanie utracone, kiedy można było obawiać się najgorszego przeminęły bezpowrotnie a atmosfera w zespole czy na trybunach jest nienaganna. Jest ciągle długa droga przed nami. Nie znamy ciągle odpowiedzi na wiele pytań a zespół ciągle jest w fazie budowy i nie wiemy czy będzie potrafił dojść do oczekiwań jakie stawia się Liverpoolowi. Jednak czuwa nad tym Kenny, który z pewnością nieustannie troszczy się o ten klub i reprezentuje wartości jakie mocno są w nim cenione. Wczoraj rozpoczął na nowo rozdział sukcesów na Anfield i oby to był pierwszy finał z wielu, gdyż kolejna sześcioletnia przerwa jest niedopuszczalna!

Magiczny Holender

Kiedy do 103. minuty Dirk Kuyt obserwował swoich kolegów bez skutku atakujących Cardiff musiał mocno się denerwować i niecierpliwić. Od kiedy przyszedł w 2007. roku do klubu stał się symbolem piłkarza klasy pracującej. Nie przestawał biegać, nękać rywali i nigdy się nie zatrzymywał. Nigdy nie stanął obok największych gwiazd, na których wzorują się młodzi adepci piłki nożnej, ale mu nie zależało na takiej sławie. To piłkarz, który nigdy nie myśli na boisku w kategoriach indywidualnych osiągnięć a zawsze dobro zespołu stawiał na czele. Taką postawą zasłużył sobie na uznanie wśród czerwonej części Liverpoolu a w kilkanaście minut na Wembley zademonstrował, że wcale nie ma zamiaru się poddawać i dalej zasługuje na zaufanie managera.

Chociaż przez długie lata jest istotnym elementem zespołu wczoraj dopiero podniósł dopiero drugi puchar w swojej karierze. Pierwszy udało mu się wygrać jeszcze w barwach Utrechtu. Jednak od tamtej pory szczęście nie było po jego stronie. Przegrywał największe finały w klubowej i reprezentacyjnej piłce, kiedy z Liverpoolem uległ w Atenach z Milanem(zdobył wtedy honorowego gola) a z Holandią uległ na MŚ w RPA Hiszpanii. Teraz nareszcie może się cieszyć z sukcesu i w pełni zasłużenie unieść puchar.

Kenny nie znalazł dla niego miejsca w podstawowym składzie i jak mocno się mylił pokazał Dirk w kilkanaście minut. Strzelił bramkę, wybijał piłkę z linii a przede wszystkim rozpędził naszą grę swoimi zagraniami. Kiedy jego partnerzy często zwalniali akcje lub nie potrafili podjąć szybko decyzji o zagraniu on bez żadnych kalkulacji włączył wyższy bieg i wyraźnie chciał wszystko zakończyć jeszcze w doliczonym czasie. Nie udało się tego osiągnąć, ale za to przyszły rzuty karne, w których nie zawiódł. Nie potrzebował wiele czasu, żeby zostać bohaterem tego spotkania. Dobitnie pokazał wszystkim, że nie wolno go skreślać a młodsi koledzy mogą sporo jeszcze się nauczyć od niego. Znowu zwyciężyło jego wzorowe nastawienie i postawa, która powinna cechować wszystkich w tym klubie. Najważniejsze jednak, że Holender nie opuści już Anfield z pustymi rękami. To byłoby skrajnie niesprawiedliwe, gdyby jego ciekawa kariera w Liverpoolu była bezowocna.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Bednarek nie zagra z Liverpoolem  (19)
20.11.2024 17:49, Mdk66, thisisanfield.com
Statystyki przed meczem z Southampton  (0)
20.11.2024 14:50, Vladyslav_1906, liverpoolfc.com
Michał Gutka specjalnie dla LFC.PL!  (13)
20.11.2024 13:31, Gall1892, własne
Mac Allister, Núñez i Díaz w reprezentacjach  (0)
20.11.2024 12:48, FroncQ, liverpoolfc.com
Trening U-21 z pierwszym zespołem - wideo  (0)
20.11.2024 09:45, Piotrek, liverpoolfc.com
Szoboszlai z trafieniem na wagę remisu  (1)
20.11.2024 09:45, Ad9am_, liverpoolfc.com