Tęsknota
Zatęskniłem za Ligą Mistrzów z udziałem Liverpoolu. Siedząc wygodnie przed telewizorem, przygotowując się, do obejrzenia spotkania ćwierćfinałowego elitarnych rozgrywek, naszła mnie chwila zadumy. Po raz pierwszy od czasu, gdy nasz klub nie wyszedł z grupy odpadając w rywalizacji z Fiorentiną i Lyonem, zatęskniłem za tymi rozgrywkami.
Gdy oglądałem migawki telewizyjne z rozgrzewki piłkarzy przed meczem, starałem się sobie wyobrazić jakby to było, gdybym właśnie teraz oglądał naszych bohaterów.
Oczami wyobraźni widziałem Gerrarda, Suareza, Skrtela, Aggera, Johnsona, którzy rozciągają się, truchtają wzdłuż boiska w treningowych bluzach. Pepe Reina broni kolejne strzały, wesoło pozdrawia kibiców i fotoreporterów. To było łatwe, uśmiechnąłem się sam do siebie. Wspaniały widok.
Przymknąłem mocniej oczy i starałem sobie wyobrazić kolejnych zawodników ekipy Dalglisha. To było znacznie trudniejsze. Nijak nie mogłem na murawie San Siro ujrzeć Adama, Downinga, Hendersona czy Carrolla. Czy to tak trudne, że aż niewykonalne? Chyba tak…
Ponownie zagłębiłem się w pamięci, by przypomnieć sobie tych, którzy stanowili o naszej sile, ot choćby w latach 2007-2010. Alonso, Mascherano, Torres… Najlepiej podający, najlepiej odbierający, najlepiej strzelający.
Gdzie teraz oni są, co teraz robią, co osiągnęli, jak wygląda ich kariera? Pomijając sprawę Torresa, która jest o tyle śmieszna, co wyniki strzeleckie Fernando w Chelsea. Pozostali zaś dwaj, nasi byli zawodnicy, grają obecnie w dwóch najlepszych drużynach globu. Alonso na co dzień gra z Cristiano Ronaldo, Benzemą, Higuainem. Mascherano jest integralną częścią magicznej ekipy Guardioli z Leo Messim i Xavim na czele.
Wielu kibiców the Reds za złe miało w/w zawodnikom, gdy odchodzili z Liverpoolu. Jesteśmy wszak wielkim klubem o wspaniałej tradycji. Na chwilę obecną została nam niestety chyba tylko tradycja. Europa nie ma możliwości podziwiać naszej drużyny w obecnym sezonie. W przyszłym będziemy ponownie zaledwie w klasie „B” w międzynarodowych rozgrywkach.
Gdzież byli by i kim stali się Alonso z Mascherano, gdyby zamiast Ronaldo i Messiego przyszło im trenować z Adamem, Downingiem czy Carrollem? Jak szybko minęły czasy gdy po naszych finałowych meczach w Stambule i Atenach byliśmy drużyną w Lidze Mistrzów, na którą nikt nie chciał trafić w losowaniu? Wielkie marki europejskiego futbolu z przerażeniem jechały na Anfield, by doświadczyć magii kibiców Liverpoolu. Roman Abramowicz topił kolejne miliony nie mogą pokonać ekipy Beniteza. Włoskie kluby raz po raz swoje buńczuczne zapowiedzi i aspiracje musiały odkładać na kolejne sezony. Było… minęło…
Smutne, ale prawdziwe.
Tak więc tęsknię… tęsknię za tą otoczką, ekscytacją, podnieceniem. Za hymnem Ligi Mistrzów, za pojedynkami z Barceloną, Realem, Milanem, Juventusem i Interem oraz wieloma innymi wielkimi klubami.
Mam też nadzieję, iż ponownie, gdy zagramy w najbardziej elitarnych rozgrywkach w klubowych czempionacie, nadal trykot Liverpoolu będą przywdziewać nasi starzejący się bohaterowie: Gerrard i Carragher. A ich gra na najwyższym poziomie, oddanie klubowym barwom, będę wymieniane i cenione tak jak w przypadku Maldiniego, Del Piero, Giggsa czy Scholesa.
Komentarze (11)
Chciałbym ponownie ujrzeć Liverpool gromiący Real, toczący wspaniałe boje z Chelsea. Liverpool pełen determinacji, spotkania pełne dramaturgii wygrywane (ajakże) w liverpoolskim stylu po dogrywce, a najlepiej karnych, wspaniałe powroty jak ten z Milanem. Ligo Mistrzów wróć, bez Liverpoolu jesteś jak bankiet bez wina!