Fairclough wierzy w sukces
9 lutego 1980 roku - jest to data wyryta złotymi literami w pamięci byłego napastnika Liverpoolu - Davida Fairclough. Anglik ustrzelił hat-tricka, dzięki czemu thriller z Norwich w roli głównej zakończył się na korzyść The Reds.
Zwycięstwo 5-3 dało nam nieco spokoju, bowiem Bob Paisley zbliżył się do upragnionego tytułu o dwa punkty.
- Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj - powiedział Fairclough.
- Był to mój jedyny hat-trick dla Liverpoolu, nie licząc gier przedsezonowych. Jakby tego było mało, mój syn urodził się 9. lutego, siedem lat później. Bez wątpienia, jest to dla mnie wyjątkowa data.
- Mecz z Norwich był bardzo trudny, gdyż nie dało się grać z nimi otwartej piłki.
Fairclough powinien być tego dnia w centrum uwagi, lecz światła reflektorów ukradł mu zawodnik Kanarków - Justin Fashanu.
Krótko po skompletowaniu hat-tricka (na tablicy widniał wynik 3-2) Fashanu wyrównał zapierającym dech w piersiach wolejem, po którym piłka odbiła się od spojenia i wpadła do siatki.
Późniejsze gole Dalglisha i Jimmy'ego Case'a zapewniły The Reds komplet punktów.
- To była dla mnie wielka chwila - stwierdził David.
- Wybrano mnie Graczem Meczu, ale to uderzenie Fashanu zapadło ludziom w pamięci. To był cudowny strzał.
- Chodziłem z głową w chmurach, ale szybko sprowadzono mnie na ziemię. Pomimo dobrego spotkania, menadżer posadził mnie na ławce w meczu z Nottingham Forest w Pucharze Anglii.
- To nie była złośliwość, po prostu Bob miał taki styl. Przyjąłem to na klatę, a po wejści z ławki strzeliłem bramkę.
Fairclough zdobył 55 bramek w 154 występach dla Liverpoolu przed opuszczeniem Anfield w 1983 roku.
Po przeprowadzce do Toronto, zaliczył jedynie cztery trafienia, po czym powrócił na angielskie boiska w 1985.
- Po roku banicji wróciłem do Anglii, by reprezentować barwy Norwich.
- Nie wszystko poszło jednak po mojej myśli. Zagrałem tylko dwa mecze, po czym przeniosłem się do Oldham.
Fairclough będzie bacznie śledzić poczynania obu drużyn w dzisiejszym spotkaniu na Carrow Road.
55-latek wierzy, że ekipa Dalglisha wygra mecze z Kanarkami i Fulham, czym wprawi się w dobry nastrój przed majowym finałem FA Cup.
- Ważne jest, by do takich spotkań podchodzić z odrobiną pewności siebie.
- Mecz z West Bromem był bardzo rozczarowujący. Nie powinniśmy przegrać tego spotkania.
- Mecze z Norwich zawsze są trudne. Teraz, gdy spojrzysz w jakiej są formie, starcie wydaje się jeszcze bardziej wymagające.
- Nie możemy sobie pozwolić na kolejną wpadkę.
- Cokolwiek stanie się na Wembley, Fairclough jest przekonany, że The Reds zdobywając dwa puchary odkupią swoje winy i znów staną się bohaterami w oczach kibiców.
David odrzuca jednak myśl, iż forma ligowa naszych ulubieńców jest wynikiem braku szczęścia.
- Wszyscy chcemy wygrać FA Cup. Mam nadzieję, że będzie to wielki dzień w historii Liverpoolu.
- Najważniejsze jest jednak zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów.
- W tym sezonie nasza ligowa forma była katastrofalna. Nie pamiętam innego sezonu, w którym tak fatalnie radziliśmy sobie na Anfield.
- Strzeliliśmy zbyt mało bramek. W przeszłości gole strzelali wszyscy; od napastników po obrońców, czego przykładem jest Phil Neal, czy Alan Kennedy. To prawda, mieliśmy pecha, ale gdy inne drużyny zdobywają 40 bramek więcej od nas, to chyba coś jest nie tak.
Komentarze (0)