Wybory i pomysły
Od kiedy w Liverpoolu zapanowało bezkrólewie, jasnym i oczywistym celem władz klubu jest znalezienie nowego managera. Kandydatów ubywa z dnia na dzień, ale za to przybywa niepewności i domysłów co do funkcjonowania sztabu szkoleniowego The Reds w nowym sezonie.
Po pierwsze Liverpoolu nie ma już w grupie zespołów, które stać na złożenie propozycji nie do odrzucenia niemal każdemu trenerowi. Nie czarujmy się – wśród czołowych nazwisk nie wzbudzamy większego zainteresowania. Spełzły na niczym próby zatrudnienia choćby takiego Brendana Rodgersa ze Swansea, a do sfery pobożnych życzeń możemy już w zasadzie włożyć nasze szanse na zakontraktowanie takich gwiazd jak Klopp, czy Guardiola.
Prawdę mówiąc nie dziwi mnie ta sytuacja, gdyż chyba żaden z będących obecnie na topie trenerów nie zechce podjąć się pracy z The Reds z czysto prozaicznej przyczyny – nikt bowiem nie chce „wypaść z obiegu”. Brzmi to nieco brutalnie, ale taka jest rzeczywistość – parafrazując wielkiego Billa Shankly’ego można powiedzieć, że klub jest tak dobry, jak jego pozycja w lidze na koniec sezonu. Absencja w Lidze Mistrzów, zaledwie ósme miejsce w lidze ze stratą aż 37 punktów do mistrzowskiej ekipy Manchesteru City dają do myślenia, że Liverpool nie jest już tą samą drużyną co choćby 4-5 lat wstecz. Nie czarujmy się – samą historią (i to w dodatku dość odległą) ciężko przyciągnąć najlepszych.
Na placu boju zostali więc właściwie (o ile nie stanie się nic nieprzewidzianego) jedynie Roberto Martinez, Andre Villas-Boas i Louis van Gaal, choć dla tego ostatniego przewidywana jest raczej posada dyrektora ds. piłki nożnej. Ostatnio jednak coraz więcej przesłanek wskazuje na to, że na ławce trenerskiej zasiądzie u nas właśnie Hiszpan i to jego kandydaturę uważam za najbardziej realistyczną.
Nie uważam jego kandydatury za bardzo złą, ani nie dziwią mnie opinie porównujące go do Kloppa, któremu udało się w Borussii Dortmund wykonać naprawdę fenomenalną pracę – wcześniej jednak dał się poznać jako świetny szkoleniowiec ekipy Mainz. Martinez również pokazał się z bardzo dobrej strony w biednym Wigan i mimo tego, ze często musiał sprzedawać czołowych graczy, dał radę utrzymać klub w elicie, grając niezłą piłkę oraz dokonując trafnych transferów. Martwi mnie jedynie to, że Liverpool w dzisiejszej postaci nie może sobie pozwolić na eksperymenty – potrzebujemy zwycięstw, awansu do Ligi Mistrzów, gry na najwyższym poziomie. Po końcu ery Rafy Beniteza, słabym okresie pracy Roya Hodgsona i Kenny’ego Dalglisha potrzebujemy trenerskiej gwiazdy – jedyną dostępną jest Louis van Gaal, ale władze klubu mają najwyraźniej inny, zaskakujący i w gruncie rzeczy bardzo ryzykowny plan.
Zatrudnienie Hiszpana i Holendra przyniosłoby bowiem pewną rewolucję w modelu prowadzenia drużyny – do zadań van Gaala należałaby m.in. polityka transferowa, na którą niewielki bądź nawet zerowy wpływ miałby Martinez, który zająłby się trenowaniem zespołu, ustawianiem go na boisku, itd, co naturalnie sprowokowałoby doświadczonego Holendra do udzielania rad młodszemu koledze.
Tu właśnie tkwi sedno sprawy, gdyż ta współpraca może okazać się zbawienną dla klubu, ale może równie dobrze pogrążyć go jeszcze bardziej przez nieporozumienia i konflikty między obydwoma panami – van Gaal znany jest ze stanowczości i silnej ręki, a Martinez także nie dałby sobie zapewne w kaszę dmuchać, chcąc udowodnić zarządowi swą wartość. Wydaje mi się, że z takiej walki zwycięsko mogłaby wyjść tylko jedna ze stron, zaś tak, czy inaczej najbardziej poszkodowany byłby klub. Utytułowany Holender może być także uosobieniem katowskiego topora wiszącego nad szyją Martineza na wypadek jego słabych wyników sportowych – a w takiej sytuacji nie będzie o to trudno, gdyż komfort pracy Hiszpana byłby bardzo niski, przy gigantycznej presji sukcesu.
Uważam taki model za wybitnie niekorzystny i chciałbym, żeby właściciele przemyśleli tę sprawę dokładnie. Przy okazji – niejako usprawiedliwiając się – chciałbym zaznaczyć, że pisząc o modelu Martinez + van Gaal nie uważam, że taki duet na 100% będzie tworzyć najbliższą przyszłość naszego klubu, lecz uważam go za najbardziej prawdopodobny i bardzo bym się zdziwił, gdyby stało się inaczej. FSG musi wybrać najlepszą dostępną opcję – nie ma czasu na błędy, a poza tym gra toczy się także o ich pieniądze.
Wracając na zakończenie do kwestii wyboru nowego boss’a Liverpoolu – nie jest dla mnie zaskoczeniem, że nie próbowano rozmów z Benitezem. Był to człowiek, który – jak pamiętamy – chciał jak największej kontroli nad klubem, co kłóci się z wizją FSG, a poza tym nie sądzę, by Rafie pozwolono wejść drugi raz do tej samej rzeki, mając na uwadze jego ostatni sezon na ławce trenerskiej The Reds – w tamtym, jak i w innych sezonach popełniał wiele błędów, które musieli zauważyć również włodarze innych klubów i reprezentacji, bowiem od momentu zwolnienia go z posady managera Liverpoolu, a następnie po nieudanym okresie w Interze sympatyczny Hiszpan pozostaje bezrobotny w swoim fachu. Na dodatek on sam, jak i wielu innych, będących obecnie w światowej czołówce managerów nie zgodzi się na drastyczne ograniczenie swoich kompetencji.
Pozostaje więc nam czekać cierpliwie na ogłoszenie nazwiska nowego szkoleniowca The Reds, miejmy nadzieję, że władze klubu dokonają właściwego wyboru, a nowy model zarządzania drużyną (jeśli zostanie wdrożony) sprawdzi się. Musimy dać im czas na podjęcie właściwej decyzji, choć jedno jest pewne – zarówno pośpiech, ale i zbytnie zwlekanie nie służą klubowi. Kimkolwiek jednak nie będzie ten człowiek, należy mu się poparcie, gdyż nam, kibicom pozostaje jedynie doping i wiara w sukces Liverpoolu.
Komentarze (13)
rzeczywiśćie, wkradł mi się błąd, przepraszam
dizzle_PL - PSV
z góry dziękuje
O, nie będzi nim Guardiola :(, Mourinho :(. Jaka szkoda.
Co raz bardziej podobają mi się rządy nowych Amerykanów na Anfield. Ciekawe gdzie nas doprowadzą swoimi pomysłami....Championship. Prawie jak Champion League.