O krok od Hillsborough
Oddajemy do Państwa dyspozycji tekst napisany przez jednego z kibiców Liverpoolu, który na własne oczy obserwował proces sprzedaży biletów na trening reprezentacji Anglii i totalny chaos a także tragiczne konsekwencje, jakie mogły z tego wyniknąć w Krakowie.
Jest piątek, 1 czerwca zbliżają się godziny popołudniowe a później wieczorne.
Jestem niezwykle podekscytowany tym, że prawdopodobnie uda mi się zobaczyć moich ulubionych zawodników. Tym razem jednak nie na ekranie telewizora czy podczas transmisji w niezastąpionym dla Krakowiaków EFC, lecz podczas otwartej dla kibiców (?) sesji treningowej.
Na samą myśl o tym, kto znalazł się w kadrze, w sercu robiło się jakby cieplej. Każdy, przynajmniej przeciętny kibic był zadowolony tym, ilu naszych graczy znalazło się w kadrze na Mistrzostwa Europy, które w dodatku odbywają się w naszym kraju.
Jak co dzień przeglądam stronę lfc.pl oraz forum, aby być na czasie z najnowszymi informacjami na temat klubu.
Moją uwagę od kilku dni zwracał temat o nazwie "Fani LFC na treningu Anglii". Nie zastanawiając się wiele zacząłem pisać wiadomości do użytkowników, którzy też mieli się tam pojawić.
Po długich poszukiwaniach umówiłem się pod Jubilatem z jednym z nich.
Na bieżąco na forum ludzie zamieszczali różne informacje na temat stanu liczebnego czuwających do rana.
Gdy wybiła północ zacząłem przygotowywać się do wyjścia po nasze bilety.
Zrobiłem kanapki, picie, byłem gotowy na blisko 9-godzinne czekanie w kolejce tylko po to, by zrealizować marzenia - nie tylko te z dzieciństwa. Trening ulubionej kadry to nie lada gratka dla jej kibica.
Równo o 1:15 w sobotę pojawiliśmy na placu CORT.
Początkowo było nas 2, po chwili dołączył następny kolega z forum, po czym wzięliśmy krzesła oraz zajęliśmy miejsce w kolejce - tuż obok końca korytarza z metalowych barierek.
Po kilkunastu minutach przypadkowo spotkałem chłopaków z MS AGH, z którymi kilka tygodni wcześniej grałem w piłkę. Nie muszę chyba mówić, że dołączyli do nas.
Poznaliśmy się, zaczęły się rozmowy, których końca nie było widać. Dotyczyły one w większości obecnej sytuacji w klubie oraz oceny szans poszczególnych zespołów w turnieju finałowym w Polsce i na Ukrainie.
W międzyczasie dane nam było poznać kolegę, który pojawił się w kolejce w piątek około godziny 22.
Większość osób, które nas rozpoznały zadawały retoryczne dla nas pytanie: "Czy wy jesteście z lfc.pl?"
Około godziny 3 przyłączyło się do nas kilka kolejnych osób. Poznawaliśmy także kolejne, które były przez nas werbowane do naszej grupy, a ich znakiem rozpoznawczym była odzież w barwach klubowych czy też szaliki.
Im bliżej upragnionej godziny (chociaż teraz bym jej tak nie nazwał) dziewiątej, tym szybciej rosła liczba ludzi przybywających na miejsce i zabierających krzesła stojące nieopodal nas.
Przed godziną piątą dołączyła do nas młoda dziewczyna z ojcem oraz jakichś czas po nich około 15-letni chłopiec także ze swoim tatą.
Ludzie, którzy znajdowali się przed nami, przychodzili całymi rodzinami. Czekali wspólnie na tę wielką chwilę, kiedy będą mogli odebrać upragnione wejściówki na stadion Hutnika.
Słońce wędrowało ku górze i każdy odliczał wręcz sekunda po sekundzie czas, który pozostał.
Wspomniany wcześniej przeze mnie chłopak, który był pierwszym kibicem z naszych, powiedział nam, że jest tylko około 150 wejściówek.
Na szczęście około godziny 6 zostałem zauważony przez kolegę, który był ze swoją dziewczyną i ta mnie uspokoiła w rozmowie telefonicznej - podobno jest do rozdania 500 sztuk. Wszyscy w podniosłych nastrojach wyczekiwaliśmy upragnionej pory. Pojawiły się stacje telewizyjne oraz radiowe, które przeprowadzały wywiady z najwytrwalszymi uczestnikami naszej kampanii.
Ludzie ładnie ustawiali się w kolejce, praktycznie jeden za drugim. Każdy wiedział za kim stoi.
Gdy minęła godzina ósma ludzie, którzy byli pierwsi w kolejce i znajdowali się przy samych drzwiach wejściowych niespodziewanie wyrzucili swoje krzesła za barierki i wszyscy ruszyli w stronę budynku CORT.
Wspomnianego już wcześniej kibica Liverpoolu, który był w czubie miałem około 10 metrów przed sobą, może nawet więcej. Gdy ludzie ruszyli i zrobił się feralny tłum dzieliła mnie od niego odległość trzech, może czterech ludzkich istnień. To pokazuje jak bardzo ludzie byli zdeterminowani, aby zdobyć te bilety. Wszyscy się ze sobą pomieszali. Ci, którzy stali w kolejce od samego wieczora byli metr, może dwa od tych, którzy prawdopodobnie pojawili się przed godziną 8.
Tłok był niesamowity. O ile wcześniej mogliśmy narzekać na to, że czasami robiło się zimno, tak teraz każdemu było straszliwie gorąco. Ludzie, którzy stali z boku tej wydzielonej przez barierki strefy chcieli wepchać się do kolejki. Część z nich była nawet gotowa wskoczyć na tych, którzy sprawiedliwie czekali na swoje bilety - w tym niestety naszą grupę.
Aby uruchomić wyobraźnię powiem tylko tyle, że obok mnie stał ojciec z około dziesięcioletnim chłopczykiem. Mężczyzna podtrzymywał barierki z jednej strony i robił wszystko, aby chłopiec był bezpieczny.
Po pewnym czasie, niedaleko mnie zemdlała jedna osoba, w innych miejscach mogły to zrobić kolejne. Aby je przenieść w bezpieczne miejsce i ocucić trzeba było najpierw pokonać ludzi którzy z coraz większym impetem poruszali się w kierunku szklanej szyby ciągnącej się przez całą długość budynku.
Po kilkunastu minutach wyszedł jeden gość ubrany w białą koszulę ze smyczą na szyi i jakimś napisem na plakietce (naprawdę nie wiem co tam było napisane, wolałem walczyć o to, żeby mi się nic nie stało, niż zwracać uwagę na "coś takiego") i ten rzecze aby "lewa strona odeszła od barierek", co oczywiście spotkało się z kolejną próbą szturmowania witryny.
Dodatkowo kibice śpiewali piosenki typu "lewa strona wyp*****" lub oceniali dzisiejszą pracę policji - mimo wszystko wyjątkowo trafnie.
Kiedy robiło się spokojniej to w odbiciu szyby (bo głowy nie dałem rady obrócić) widziałem policjantów, którzy stali obok dziennikarzy oraz zwykłych gapiów i prowadzili między sobą jakieś rozmowy.
Sytuacja z panem w białej koszuli powtórzyła się jeszcze dwa razy, a rozwścieczony tłum coraz bardziej żądał biletów. Następnym razem tenże mężczyzna wyszedł w obstawie 3-4 policjantów i powiedział to samo.
Po kolejnych kilkunastu minutach z naszej lewej strony wyszło kilku strażników miejskich i ustawiło się przy wejściu z prawej strony, a pan w białym ogłosił, że będzie tam wpuszczał po 10-15 osób.
Bramki metalowe były już w większości zdewastowane, panowała istna samowolka.
Z chwilą gdy zostało rzucone to hasło wszyscy zaczęli szturmować dwa wejście: główne i prawe - najmocniej w całym dniu.
Jak się później dowiedziałem, kolega z którym się umówiłem pierwszy rzucił hasło "Hillsborough". Nie było ono bez pokrycia.
Na długo zapamiętam bolesny wyraz twarzy ludzi, którzy stali przy samych drzwiach.
Był on przeniknięty lękiem przed tym, że zostaną po prostu staranowani przez całą hołotę.
Ludzie stali jeden na drugim, ciężko było o jakikolwiek ruch ręką, nogą - jakikolwiek.
Małe dzieci płaczące, ojcowie którzy chcieli je zabrać do domu, ale nie mogli tego zrobić przez napływ kibiców chcących zdobyć bilety.
Tutaj właśnie jeden tytułowy krok mógł zmienić dalsze losy wielu z nas znajdujących się w tamtym miejscu.
Akurat stałem obok kibica LFC, który wcześniej - jeszcze w nocy - podszedł do nas i rozmawiał z nami. Właśnie wtedy podjęliśmy decyzje o tym, że się wycofujemy.
Samo wydostanie się z tego gąszczu "zwierząt" zajęło nam ponad dwie minuty.
Gdy wychodziliśmy zostałem zawołany przez koleżankę, która informowała mnie wcześniej o biletach, a po chwili naszą uwagę zwrócił na siebie samochód policji otoczony przez ogromną grupę ludzi (innych od tych, którzy po raz kolejny szturmowali witrynę CORT'u).
Gdy podszedłem bliżej, policja po chwili przestała rozdawać bilety, oczywiście z powodu kolejnych zamieszek, które wywołali na własne życzenie.
Zostałem więc bez chociażby jednego biletu na trening oraz z bólem, zarówno fizycznym jak i psychicznym. Jakby tego było mało, 100 metrów od strefy rozdawania biletów zostałem "namierzony" przez kilku łysych panów, a ich obiektem pożądania miał się stać mój szalik biało-czerwony. Po pokazaniu jednak im trzech lwów ich zainteresowanie minęło. Inna sprawa, że prawdopodobnie oni sami nie wiedzą jaki to szalik, gdyż są wyczuleni na "swoich" i "nieswoich".
Oceniając tę sytuacje tak naprawdę nie mam czego oceniać. Brak jakiejkolwiek chociażby woli zorganizowania tego wydarzenia. Samo przyjście sprzątaczek na jakieś 2 godziny przed otwarciem to stanowczo za mało. Gdzie była policja? Co robiła gdy robiło się zamieszanie? O godzinie 6 kolejka podobno sięgała już okolic Wawelu.
Gdyby przyjeżdżała tutaj reprezentacja Somalii, Grenlandii czy Trójkąta Bermudzkiego to można by spokojnie przewidzieć nikłe zainteresowanie zdarzeniem. Co innego gdy przyjeżdżają trzy absolutnie topowe zespoły europejskie. Pozostaje mi nie życzyć nic innego jak fascynacji treningami tym którym rzeczywiście zależało na tym aby się tam dostać oraz więcej rozumu w głowie ludziom biorącym na siebie odpowiedzialność za taką liczbę osób.
Użytkownik forum LFC.pl: Kam15
Komentarze (16)
"Uwagę od kilku dni nie tylko mi zwracał na siebie temat(...)"
???
Nie zrozumcie mnie źle. Ja naprawdę Wam współczuję. Po prostu uważam, że jeżeli autorski tekst jest prezentowany na stronie pokroju lfc.pl, to powinien trzymać jakiś poziom.
Skończ Waść, wstydu osczędź...
Sam marzyłem o choćby zobaczeniu reprezentacji Anglii, ale trochę daleko do Krakowa. Co do zaistniałej sytuacji, takie rzeczy dzieją się wszędzie, choć w Polsce chyba częściej...
Oraz szacunek za to ,że zdecydowałeś się wraz z innymi tak długo czekać, tylko szkoda ,że to jest polska.
Reprezentacja Anglii.
Trzy lwy to chyba symbol Anglii ogólnie