ARTYKUŁ
Dla wielu fanów Liverpoolu na całym świecie Michael Owen do dzisiaj pozostaje „cudownym dzieckiem” i jednocześnie największym niespełnionym talentem. Tak jak większość z nas dzisiejszą inaugurację sezonu Owen obejrzał przed telewizorem, gdyż nie udało mu się podpisać kontraktu z żadnym klubem Premier League. Czy jest jeszcze dla niego miejsce w piłce nożnej? Zapraszamy do lektury artykułu Olivera Kaya.
Przygotowania do nowego sezonu dla Michaela Owena były raczej dziwnym okresem. Podobnie jak wielu fanów futbolu w erze wszechobecnego dostępu do internetu, wysłał mnóstwo tweetów, wybrał swoją drużynę w Fantasy Football, zaczął pisać bloga na swojej stronie (pierwszy wpis – 915 słów – całkiem interesujące i inteligentne rzeczy) i zaplanował spędzić weekend oglądając sport w telewizji.
Dla wielu z nas dzień otwarcia sezonu jest pełen afirmujących życie rytuałów, wyrażających nadzieję. Fani oglądają swoje ulubione zespoły, popijają drinka w tych samych starych pubach w towarzystwie tych samych starych twarzy i stawiają te same stare zakłady, które nigdy się nie spełnią. Niektórzy zasiadają przed telewizorami, czy to w pubie, czy w domu i śledzą dzisiejsze wydarzenia na Sky Sports News, spijając z ust każde słowo Jeffa Stellinga.
Tego wieczora Owen dołączy do grona zwykłych śmiertelników. Miał nadzieję, że do tego nie dojdzie, opowiadając 1,5 milionowemu gronu, które śledzi go na Twitterze, że może pojawi się w jutrzejszym programie Goals On Sunday, „jeżeli nie podpisze żadnego kontraktu w ten weekend”. Jednak do niczego takiego nie doszło, nawet jeżeli Tony Pulis jeszcze wczoraj utrzymywał, że transfer Owena do Stoke jest „nadal możliwy”, a plotki o zainteresowaniu ze strony Aston Villi i Evertonu nadal krążą.
Zgodnie z tym, co mówią osoby z bliskiego otoczenia Owena, jest on przekonany, że nadejdzie kolejny dla niego weekend tego typu. Wierzy w to, że prędzej czy później uda mu się podpisać kontrakt z klubem z Barclays Premier League.
Jeżeli jednak na horyzoncie nie pojawi się umowa na odpowiednich warunkach, Owena czeka emerytura. Tak jak powiedział w zeszłym miesiącu po tym, jak wygasł jego kontrakt z United „nie mógłbym grać w Championship. Jeżeli nie nadarzy się jakaś dobra okazja, wtedy tak właśnie się stanie. Na tym etapie mojej kariery musi to być coś, co będę robił z przyjemnością”.
Takie stwierdzenie budzi określone pytanie. Ile właściwie przyjemności czerpał 32-letni dzisiaj Owen przez ostatnie 10 lat swojej kariery? Wiemy, że starał się cieszyć dwoma ostatnimi sezonami w Liverpoolu, którego stagnacja doprowadziła go do rozważań na temat przyszłości w innym miejscu. Wiemy, że pomimo jego imponującego gola w debiucie dla Realu, satysfakcję z pracy przyćmiły problemy z przenosinami jego młodej rodziny i 4,5 miesięczny pobyt w hotelu.
Na początku pobytu w Newcastle United pojawiło się kilka uśmiechów na jego twarzy, jednak poważna kontuzja w czasie, kiedy drużyna zmagała się z problemami sprawiły, że Owen „nie był zadowolony”. Potem nadeszły trzy lata na Old Trafford, gdzie zdobył kilka medali i prawie zawsze strzelał bramki w meczach Carling Cup i Ligi Mistrzów na etapie grupowym, ale rozpoczął tylko jeden mecz w Premier League w dwóch ostatnich sezonach. W poprzednim sezonie wystąpił tylko w jednym ligowym meczu, wchodząc z ławki w spotkaniu ze Stoke.
Wygląda to na zmarnowanie wyjątkowego talentu. Owen to zawodnik, który w wieku 18 lat był ozdobą Mistrzostw Świata, a niedługo po swoich 22 urodzinach strzelił 100 gola dla Liverpoolu. Konkurował on z takimi piłkarzami, jak Ronaldo, Raul i inni, strzelając 13 goli w 34 ligowych występach (18 startów) dla Realu. Nawet po problemach ze ścięgnem podkolanowym i uszkodzeniu więzadła krzyżowego kolana wydawało się, że pobije on rekord sir Bobby'ego Charltona 49 bramek strzelonych dla reprezentacji Anglii. Jednak od momentu skończenia 28 lat jego reprezentacyjne perspektywy gwałtownie spadły po tym, jak posadę szkoleniowca Anglików objął Fabio Capello, który mógł postrzegać go jako zawodnika w swojej schyłkowej fazie, nie przystającego do taktycznych wymagań futbolu na miarę XXI wieku.
Jeżeli taki upadek statusu był bolesny do oglądania, dla zawodnika musiał być po tysiąckroć bardziej bolesny do zniesienia. Z psychologicznego punktu widzenia jednak, z wyjątkiem ostatnich nieszczęśliwych miesięcy w Newcastle, Owen wyglądał na kogoś, kogo wartości nie można umniejszyć. Bez względu na to, z jakimi oskarżeniami musiał się mierzyć – o to, że już nie kocha tak futbolu, że bardziej interesuje się jazdą konną, że wiedzie łatwe życie – jego sporadyczne występy dla Manchesteru United świadczyły o tym, że nie stracił swojego strzeleckiego instynktu. Kiedy grał, aczkolwiek w mało znaczących meczach, jego współczynnik strzelecki był znakomity.
Owen musi być wart tego, żeby postawił na niego jakiś klub z Premier League. Naturalne jest pytanie o to, jak wiele meczów byłby w stanie rozegrać i wydaje się, że mając na swoim koncie tak niewiele występów w dwóch poprzednich sezonach, mógłby stanowić poważne wyzwanie dla sztabu odpowiedzialnego za trening fizyczny jakiegokolwiek klubu, który by go przyjął. Jednak zapisy w umowie z United dotyczące finansów wiązały się z ilością jego występów. Podobny kontrakt miałby sens dla wielu klubów, które szukają na rynku zawodnika gwarantującego gole, nawet jako gracza rezerwowego.
Takie rozwiązanie miałoby także sens dla Owena. Jeżeli zamierza on czerpać jakąkolwiek przyjemność z jeszcze jednego lub dwóch sezonów w roli piłkarza, powinien maksymalnie wykorzystać czas spędzony na boisku, goniąc za piłką i szukać strzeleckich pozycji.
Gdzieś musi być dla niego szansa na to, że ponownie odkryje radość ze strzelenia bramki w sobotnie popołudnie, patrzenia, jak piłka uderza o siatkę, a tłum skanduje na jego cześć.
Dla tego właśnie Owen żyje wracając do swoich dni spędzonych w Rector Drew Primary School i młodzieżowym zespole Mold Alexandra. Wczoraj na Old Trafford Robin van Persie powiedział, że jego ruch transferowy był spowodowany głosem „małego chłopca, który w nim drzemał”.
Jakkolwiek cynicznie zabrzmiał ten komentarz Van Persiego w uszach kibiców Arsenalu, obce dla Owena doświadczenie spędzenia sobotniego popołudnia na kanapie, podczas którego nie zasiądzie nawet na ławce rezerwowych czy choćby w dyrektorskim boksie, a na tej cholernej kanapie, może obudzić w nim małego chłopca, który krzyczy, żeby powrócić na piłkarskie boisko. Ktoś gdzieś musi być w stanie znaleźć miejsce na ostatni rozdział „Spowiedzi chłopca” (Boy's Own Story) zanim Owen na dobre pójdzie w odstawkę.
Oliver Kay
Komentarze (13)
Gdzieś po cichu zawsze miałem nadzieję na to, że wróci - niestety nic takiego nigdy nie nastąpi.
Zdumiewające jest jego korzystny bilans bramek do ilości minut spędzonych na boisku - w poprzednim sezonie zagrał 193 minuty w 4 meczach i strzelił 3 bramki.
Myślę, że transfer do Stoke nie byłby złym pomysłem i tego mu życzę.
źródło: Daily Mail